piątek, 8 sierpnia 2014

7.



 Na wstępie, chciałabym prosić byście czytali notki pod rozdziałami!

______________________________


- Szalony dzień – mruknęłam do siebie, wychodząc z łazienki. Ciało owinęłam ręcznikiem, a wilgotne włosy związałam w niskiego koczka. Usiadłam na skraju łóżka, zgarniając telefon z komody. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.

Pierwszy dzień zawodów nie mógł chyba skończyć się lepiej. Udało nam się dojść z Mattem do finału. Formacje w finale zatańczyliśmy niesamowicie, a finałowy duet wzruszył nawet jurorów. Ogłoszenie wyników zawsze jest w drugi dzień zawodów, więc na razie nic nie wiemy. Jutro są tylko solówki, a raczej aż solówki. To będzie ciężki, bardzo ciężki dzień. Na szczęście mam wspaniałe wsparcie. Oczywiście mam na myśli Justina. Wszystko sobie wytłumaczyliśmy, przeprosiliśmy się i jest chyba okej. Cieszę się, że tak to się skończyło. Wstukałam na telefonie jakiegoś chińczyka całodobowego. Mam nadzieję, że jest coś takiego tu w Nowym Jorku, bo na jedzenie hotelowe to mnie nie stać, a umieram z głodu. Dosłownie umieram.

- Serio? – jęknęłam, widząc same pizzerie lub jakieś Fast foody.
 No cóż chyba umrę we śnie z głodu. Bywa.

Wstałam i podeszłam do otwartej walizki. Wyciągnęłam majtki i koszulkę od pidżamy. Idąc do łazienki, usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

- Nicole, jeżeli to Ty przyleciałaś tu żeby zrobić selfie to obiecuje, że wyrzucę Ci tego zasranego iphone’a – zaśmiałam się, podchodząc do drzwi i bez zastanowienia otwierając je.
W drzwiach stał uśmiechnięty Justin.

- Um, co Ty tu robisz? – spytałam jąkając się i gestykulując rękoma.

- Na pewno nie jestem Nicole i nie przyszedłem zrobić selfie – zaśmiał się. Pomachał mi przed twarzą jakąś siatką – Założę się, że umierasz z głodu - uśmiechnął się dumnie, wręczając mi reklamówkę.

- Ratujesz mi życie, właź – otwarłam szerzej drzwi, wpuszczając go.

- Daj – wziął ode mnie siatkę i podszedł do stołu – Idź się ubrać, a ja rozłożę – zaczął rozpakowywać zawartość worka.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się lekko i zniknęłam w łazience.

- Opowiadaj jak Ci się podoba, jak wrażenia po zawodach? – spytałam, posyłając mu zachęcający uśmiech.
Siedzieliśmy na łóżku, zajadając chińszczyznę. Ten człowiek znał mnie już chyba na wylot.

- Powiem Ci, że poczułem się jak w kompletnie innym świecie – wziął łyk piwa, a następnie odłożył puste pudełko na stolik nocny.

- Niesamowite prawda? – uśmiechnęłam się lekko.
Grzebałam pałeczkami w makaronie. Jakoś straciłam już apetyt.

- Okej, teraz ja mam do Ciebie dwa pytania – klasnął w dłonie i usiadł po turecku naprzeciwko mnie.

- Zaskocz mnie – zachichotałam, nakręcając na pałeczki makaron, który chwilę później wylądował w mojej buzi.

- Po pierwsze, czemu nic nie spałaś od wczoraj i nic nie jadłaś? – jego mina spoważniała.
Czułam się jak zbuntowana nastolatka, którą tata przyłapał na wymykaniu się z domu.

- Mhm,tak tak, a drugie pytanie – spytałam nerwowo, wpychając sobie więcej makaronu do buzi.
Zaśmiał się, ale jego twarz z powrotem spoważniała.

- Pytam się poważnie Cailin – powiedział łagodnie – Nie dbasz w ogóle o siebie – położył dłoń na moim nagim udzie.

- Justin, to nie tak – westchnęłam, odkładając pudełko na bok.

Justin miał rację, Emily miała racje, zawsze wszyscy mają racje. Nie dbam o siebie, prawda. Ale to nie moja wina. Ja już po prostu tego nie kontroluje. Jestem pochłonięta sesjami, treningami, szkołą. Nie mam czasu dla swojego życia prywatnego oraz na dbanie o samą siebie.

- Cailin jesteś wykończona, widać to po Tobie – spojrzał mi głęboko w oczy.

- Daje jakoś radę – odpowiedziałam przekonująco.

- Nie na długo, w końcu już się całkowicie wykończysz – gładził moją skórę na udzie, kciukiem.

- Nie martw się o mnie proszę – uśmiechnęłam się lekko. Przykryłam jego dłoń swoją – I ciśnij drugie pytanie – zaśmiałam się.

- Eh kobiety, jak ja wam łatwo ulegam – westchnął, kręcąc głową i się zaśmiał.

- Taki mamy klimat – rzuciłam żartobliwie i położyłam się na plecach, przytulając się do ogromnej poduszki – Nie zmieniaj tematu – upomniałam go i uderzyłam w ramię. Boże, jakie on ma mięśnie. Kiedy on chodzi na siłownię?

- No, więc – podrapał się nerwowo po głowię, ewidentnie się czymś denerwując.

- Moment moment – podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam się na niego podejrzliwie – Czy Justin Bieber się stresuje?

- Ej, lepiej nie zaczynaj! – pokazał na mnie groźnie palcem.

- Mów, o co Ci chodzi Bieber no – rzuciłam się z powrotem na plecy, ziewając.
Padam na mordę, ale zbyt fajnie mi się z nim tu siedzi żeby go wyrzucić i iść spać.

- Czy ten wasz pocałunek pod koniec układu to tak specjalnie czy jak? – spytał niepewnie, jąkając się. Zachichotałam i znowu się podniosłam do pozycji siedzącej.

- Nie, to tylko część układu – uśmiechnęłam się szeroko. Czyżby przestraszył się, że ma konkurencje? – pomiędzy Mattem a mną nic nie ma, traktuję mnie jak młodszą siostrę, więc nie bój się nie masz konkurencji – puściłam mu oczko.

- Skądże, jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć – parsknął udając, że nie wie, o co chodzi. Zaśmialiśmy się oboje.

Sturlałam się z łóżka, zgarniając puste pudełka po chińszczyźnie. Wyrzuciłam je do kosza, a następnie podeszłam do komody, biorąc telefon. Było już grubo po 23. Ziewnęłam, rozpuszczając koczka. Napisałam do mamy krótkie dobranoc i zablokowałam telefon.

- Będę się już zbierał, bo musisz się wyspać przed jutrem – Justin podniósł się z łóżka i zaczął zakładać buty.

- Gdzie się zatrzymałeś? – spytałam, podając mu telefon i portfel.

- Jak przyleciałem to poprosiłem taksówkarza żeby zawiózł mnie do pierwszego lepszego hotelu – zaśmiał się, biorąc ode mnie rzeczy.

- Nie boisz się jechać tak późno metrem? – podeszliśmy do drzwi.

- Jestem dużym chłopczykiem, dam sobie radę – zachichotał – Może zamówię taksówkę, albo się przejdę. Tak czy siak nie martw się mną – przytulił mnie mocno i pocałował w głowę.

- Napisz jak dojedziesz – otworzyłam drzwi.

- Dobrze mamo – zaśmiał się i wyszedł na korytarz – wyśpij się okej?

- Dobrze tato – pokazałam mu język – dziękuję za miły wieczór – nie czekając na jego odpowiedź, zamknęłam drzwi. 
*
Przeciągnąłem się na łóżku, słysząc irytujący dźwięk budzika. Sięgnąłem po omacku telefonu żeby wyciszyć tą zasraną melodyjkę. Wydałem z siebie głośny jęk frustracji, jak to miałem w zwyczaju, gdy rano wstaję. Zrzuciłem z siebie kołdrę i wygramoliłem się z cholernie wygodne łóżka. Jeszcze lekko nieprzytomny poszedłem do łazienki żeby wziąć szybki prysznic. Zimna woda pomogła mi się całkowicie obudzić. Owinąłem ręcznik wokół bioder i wróciłem do pokoju. Zgarnąłem telefon ze stołu i odczytałem wiadomość od blondynki „Jesteśmy już na hali, zaraz zaczynają się solówki. Jak uda Ci się wygramolić ten leniwy tyłek z łóżka to przyjeżdżaj. Czekam tato haha”. Zaśmiałem się. Ta kobieta jest pokręcona. Wyciągnąłem szybko jakieś ciuchy z walizki. Padło na białą bokserkę na ramiączkach, dresowe spodnie z krokiem i dżinsową potarganą kamizelkę. Włożyłem wybrane ubrania i wróciłem do łazienki. Umyłem zęby, ułożyłem włosy w jeden wielki nieład i wypsikałem się perfumami. Zgarnąłem ze stołu telefon i portfel, założyłem białe vansy i wyszedłem z pokoju.
Na halę udało mi się dojechać w niecałe 30 minut. To chyba dobrze jak na non stop zatłoczone centrum Nowego Jorku. Wszedłem do środka i udałem się w kierunku szatni, gdzie była grupa Cailin. Co chwilę czułam na sobie wzrok dziewczyn. Boże, co ja w sobie takiego mam, że one na mnie patrzą jak wygłodniałe zwierze na jedzenie?

- Hej mamo – rzuciłem żartobliwie.
W szatni zastałem sama Cailin. Podniosła się i odwróciła w moim kierunku.

- Hej hej – odparła będąc w totalnym amoku.

Była profesjonalnie przygotowana do występu. Fryzura była dość skomplikowana. Jako facet opisałbym to tak: jakiś warkoczyk i rozpuszczone włosy. To wcale nie takie trudne. Makijaż miała mocny i wyróżniający się. Ubrana była w luźne czerwone spodnie ze wzrokiem typowym dla bandanek. Do tego biały krótki top, dżinsowa krótka kamizelka z logiem jej grupy i białe air force. Jednym słowem, wyglądała cholernie dobrze.

- Widzę, że jesteś zakręcona – zaśmiałem się cicho, opierając o ścianę.

- No tak jakby. Nie mój dzień – jęknęła, szukając czegoś nerwowo w torebce.

- To ten moment w miesiącu? – spytałem dyskretnie, powstrzymując się od śmiechu.

- Co? O czym ty mówisz? – spojrzała na mnie jak na idiotę.

- No wiesz – robiłem dziwne miny żeby się skapnęła, o co mi chodzi – Te trudne dni dla kobiety – zaśmiałem się, patrząc na jej arcygłupie miny.

- Boże, o to Ci chodzi – zaśmiała się, rzucając torbę w kąt – nie, to nie te dni – wyjęła z jakiegoś pudełeczka dwie tabletki.

- Co to jest? – zmarszczyłem brwi, podchodząc do niej powoli.

- To nic – odparła, połykając tabletki i odwróciła się sięgając po torebkę.

- Cailin – powiedziałem poważniej i wyrwałem jej fiolkę z ręki.

- Ej! – pisnęła oburzona.

- Jaja sobie robisz Cailin? – spojrzałem na pudełeczko, a później na nią.
Momentalnie wszystko mi się przypomniało. Każdy moment z tamtego okresu życia w moim domu. Zacisnąłem dłoń na pudełeczku, biorąc kilka wdechów.

- Oddawaj to i się nie mieszaj z łaski swojej – wyrwała mi pudełeczko, podenerwowana.

- Narkotyki Cailin? Poważnie? – spojrzałem na nią zawiedzionym wzrokiem.

- Zostaw mnie w spokoju – rzuciła chłodno i wyminęła mnie, wychodząc z pomieszczenia. 
*
Jak mogłam być taką idiotką? Czemu dałam mu się przyłapać? Wyznaczyłam sobie jedno tylko jedno zadanie. Nie dopuścić do tego by Justin dowiedział się o tych zasranych tabletkach. Teraz to on zmieni o mnie zdanie i zmiesza mnie z błotem.

- Cailin zaczekaj! – usłyszałam za sobą krzyk Justina.

Natychmiast przyśpieszyłam kroku i weszłam do hali, znikając w tłumie ludzi. On nie odpuści dopóki nie dostanie wyjaśnień. Problem w tym, że ja nie miałam zamiaru mu nic wyjaśniać. Nikt nie wie o tych tabletkach. Nikt.
Przy wejściu na parkiet, dostrzegłam kilka osób z mojej grupy. Żwawym krokiem ruszyłam w ich kierunku.

- Cailin do cholery – poczułam szarpnięcie za łokieć.
Stanęłam twarzą w twarz z Justinem.

- Powiedziałam zostaw mnie w spokoju – wysyczałam przez zęby, wyrywając się mu.

- Czekam na wyjaśnienia – powiedział smutno.

- To się nie doczekasz, a teraz przepraszam, ale zaraz tańczę – rzuciłam bez emocji i odeszłam.

Usłyszałam za sobą jeszcze ciche powodzenia, a chwilę później stałam już na parkiecie, gotowa by zawalczyć o tytuł mistrzyni kraju. Nie przyjmowałam do wiadomości tego, że mogę nie wygrać. Ja muszę wygrać.


Siedziałam pod ścianą, popijając napój energetyczny. Głowa już mnie bolała od tej głośnej muzyki. Nie przeszłam rozumiecie? Nie wyszłam z pierwszej rundy. Ja nie wiem jak to możliwe. To jest kurwa niemożliwe. Jednym słowem, byłam aktualnie w rozsypce. Nie chciałam nikogo widzieć i z nikim rozmawiać. Ci, co mnie znają wiedzą, że porażka dla mnie to największa hańba, jaka może być.

- Szukałem Cię wszędzie – podniosłam wzrok na stojącego przede mną Matta.

- Chcę być sama – szepnęłam.
Nie powstrzymywałam nawet łez. Pozwalałam im swobodnie spływać po policzkach.

- Mała – kucnął i położył dłonie na moich kolanach – Uda Ci się następnym razem – powiedział cicho.

- Matt, proszę Cię, zostaw mnie w spokoju – wstałam i pobiegłam do szatni, zostawiając chłopaka samego.

Na moje szczęście w szatni nikogo nie było, więc mogłam sobie pozwolić na chwilę słabości. Położyłam się na materacu i skuliłam w małą kulkę. W pomieszczeniu było słychać tylko mój ciężki oddech i szlochanie.

- Puk puk, jest tu ktoś? – w drzwiach pojawił się Justin. Jeszcze jego mi tu brakowało.

- Nie, nikogo tu nie ma – odpowiedziałam chamsko.

- Cailin, co się stało? – zjawił się u mojego boku w ciągu sekundy. Widocznie usłyszał mój załamany głos.

- Nic.

- Płaczesz – szepnął i położył dłoń na moim ramieniu, gładząc je delikatnie.

- Wow, jesteś odkrywczy, chcesz za to nagrodę? – rzuciłam oschle.
Wyżywałam się na nim, ale sam się o to prosił, więc nie moja wina.

- Chodź tu – powiedział łagodnie i przyciągnął mnie do siebie.

- Co? – spojrzałam na niego, marszcząc brwi.

- No chodź tu – nie miałam możliwości odpowiedzenia ani nic, bo po chwili już siedziałam w jego ramionach – Wypłacz się jak tego potrzebujesz – szepnął mi we włosy, gładząc delikatnie moje plecy.

Był chyba pierwszą osobą, która postanowiła zrobić coś takiego dla mnie. Z mamą może i byłam blisko, ale jakoś nigdy nie mówiłam jej o swoich problemach. Emily i Cameron? Oni byli tylko kumplami w szkole. Mówiłam im dużo rzeczy, ale nie ufałam im aż tak, żeby dzielić się swoimi problemami i kłopotami. Dopiero teraz zaczęłam dostrzegać, że Justin jest naprawdę wspaniałym człowiekiem. Chciałabym go poznać jeszcze lepiej.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Tuliłam się do niego i po prostu płakałam. Pozwoliłam dać upust emocją. Za długo we mnie wszystko siedziało. W sumie dalej siedzi. Takie wypłakanie się nie wystarcza żebym pozbyła się całego ciężaru. Stres, zmartwienia, problemy, smutek, samotność. Potrzeba o wiele więcej łez żeby się tego wszystkiego pozbyć.

- Mam nadzieje, że masz wodoodporne kosmetyki – Justin zachichotał cmokając mnie w głowę.
Pomimo tego jak było mi źle to również się zaśmiałam.

- O to się nie martw, Margaret zadbała o porządny towar – odsunęłam się od niego. Otarłam policzki i przeczesałam włosy ręką.

- Cailin – Justin zaczął niepewnie.
Już wiedziałam, że poruszy temat tabletek.

- Justin, proszę Cię, odpuść – oblizałam nerwowo wargi, po czym je przygryzłam.

- Musisz mi oddać te tabletki – powiedział stanowczo, wyciągając otwartą dłoń przed siebie.

- Chyba sobie żartujesz – spojrzałam na niego jak na idiotę.

- Nie będziesz się jeszcze bardziej niszczyć słyszysz? – wziął w dłonie moją twarz, gładząc kciukami moje policzki.

- Ale to jest po prostu niemożliwe, nie mogę Ci ich oddać.

- Czemu? – widziałam w jego oczach troskę i smutek.

Czemu tak strasznie się tym przejął? Milion nastolatków bierze narkotyki. Mogę się założyć, że on też kiedyś miał z nimi styczność.

- Jestem uzależniona Justin – spojrzałam mu głęboko w oczy. Wstał, zakładając ręce za głowę i zaczął nerwowo chodzić po pokoju – A po drugie, co Cie to tak obchodzi? Milion nastolatków bierze, więc nie rozumiem Cię za bardzo – również wstałam.

- Nie chce żeby z Tobą się stało to samo, co z nim – szepnął, spuszczając głowę – Proszę Cię pozwól sobie pomóc – podszedł do mnie.

- Z kim? O czym Ty mówisz? – zmarszczyłam brwi, robiąc krok do tyłu.

- Pozwól sobie pomóc, błagam – o co w tym wszystkim chodziło? Czemu to na niego tak działało?

- Ja..Ja się boję Justin – głos mi się załamał.

Wiem, jakie się przechodzi piekło jak się odstawi narkotyki. Pozwoliłam sobie pomóc raz i tego pożałowałam. Nigdy więcej nie chcę znosić tego bólu. Ja po prostu się boję tego bólu. Pamiętam jak cholernie cierpiałam, pamiętam to jak dziś.

- Cailin musisz z tym skończyć, bo później będzie gorzej i wtedy na pomoc będzie już za późno – mówił z przejęciem.

- Ja tego nie zniosę jeszcze raz – przyłożyłam dłoń do ust – nie ma takiej opcji – pokręciłam przecząco głową.

- Cailin pomogę Ci, obiecuję – zrobił dwa kroki w moją stronę. Złapał mnie delikatnie za podbródek, zmuszając do tego bym na niego spojrzała – Pomogę Ci słyszysz? – patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.

- Justin.. – szepnęłam.
Byłam niepewna tego wszystkiego, ale chciałam jego pomocy. Chciałam tego jak niczego innego.

- Poradzisz sobie Cailin – uśmiechnął się lekko.

- Nie zostawisz mnie z tym wszystkim? – oblizałam nerwowo usta.

- Obiecuję – założył mi kosmyk włosów za ucho i przejechał opuszkami palców po moim policzku.

- Jak mnie wyrolujesz z tym wszystkim to przysięgam, że Cię wykastruje – zaśmialiśmy się oboje.
Przytuliłam się do niego mocno.


- Widziałeś miny grupy z LA jak nie wygrali? – zaśmiałam się, wkładając do ust kolejną lukrecje.

- To było serio przekomiczne, a te laski niektóre to normalnie jakby miały w jakąś histerie wpaść – znowu wybuchliśmy głośnym śmiechem.

Leżeliśmy w samym centrum Central Parku zajadając lukrecje, gadając i wpatrując się w gwieździste niebo. Było kilka minut przed 23. Lot mieliśmy o 2 nad ranem, więc postanowiliśmy spędzić ostatnie godziny w Nowym Jorku na mieście. Razem. Justinowi udało się poprawić mi humor po porażce związanej z solówkami. Byłam mu za to ogromnie wdzięczna. W formacji udało nam się zdobyć tytuł mistrza kraju tak jak to sobie zaplanowaliśmy. A razem z Mattem zdobyliśmy tytuł vice mistrza kraju, więc też nie jest tak źle.

- W końcu udało nam się pokonać mistrzów – strzepnęłam niewidzialny pył z ramienia, po czym się zaśmiałam.

- Macie ode mnie szczere gratulacje – Justin posłał mi szeroki uśmiech.

Spędzaliśmy ze sobą naprawdę miło czas. Czułam się super w jego towarzystwie. Miałam z kim się pośmiać. Komu się wypłakać. Niesamowite uczucie w końcu mieć kogoś takiego w swoim życiu.

- Opowiedz mi coś o swojej rodzinie – położyłam się na boku, podpierając głowę na łokciu.

- A co chcesz konkretnie wiedzieć? – uśmiechnął się, naśladując mnie i zmieniając pozycje.

- Wszystko, co możesz mi powiedzieć – uśmiechnęłam się cwaniacko, pożerając kolejną lukrecje.
Te podłużne czerwone żelkowe stworki kojarzyły mi się tylko z beztroskimi czasami dzieciństwa.

- No, więc moją mamę już poznałaś i Marie też – wymachiwał żelką w te i we tę, gestykulując ręką. Wyglądało to komicznie.

- Od kiedy Maria jest częścią waszej rodziny?

- Rodzice ją zatrudnili jak się urodziłem – uśmiechnął się lekko – A później stała się taką drugą mamą – zaśmialiśmy się oboje.

- Wygląda na sympatyczną kobietę

- Hiszpanka z krwi i kości.

- O matko zawsze marzyłam polecieć do Hiszpanii – pisnęłam, rozmarzając się.

- Wakacje już tuż tuż, nie myślałaś o tym żeby się tam wybrać?

- A pieniądze skąd mam niby wytrzasnąć geniuszu?

- A no okej, przepraszam – uniósł rękę w geście obronnym – A Ty mieszkasz tylko z mamą? – spytał lekko niepewnie.

- Tak – spuściłam wzrok, starając się nie pozwolić przeszłości zaatakować aktualnie moje myśli – tata nas zostawił jak miałam 15 lat – dodałam bez emocji.

- Przykro mi – szepnął.

- To nic serio, tęsknota za nim zamieniła się w nienawiść, więc jest okej – uśmiechnęłam się blado.

- Mam rozumieć, że jesteś jedynaczką?

- Pudło – zaśmiałam się – Mam, a raczej miałam brata. Też jest dla mnie stracony jak ojciec. Wyjechał do collegu i już nie wrócił. Pomińmy też fakt, że już dawno skończył ten college. Nie chodzi o to, że musiał wrócić tylko o to, że nie daje żadnych znaków życia. Po prostu wykreślił nas ze swojego życia – pokręciłam głową z niedowierzania – Miło czyż nie?

- Faceci to naprawdę chuje – zaśmiał się, zjadając ostatnią lukrecje.

- Powiedz mi coś, czego nie wiem –cmoknęłam ustami.

- Powinniśmy się już zbierać – rzucił i wstał, zgarniając puste papierki.

- Kiedyś tu się przeprowadzę – mruknęłam, patrząc na panoramę tego wspaniałego miasta.

- Trzymam Cię za słowo! – pokazał na mnie palcem i się zaśmiał. 

 
 ______________________________


Czyżby Justin robił się o Cailin zazdrosny? Dowiedział się również o tajemnicy, która skrywała Cailin. To słodkie, ze chce jej pomoc prawda? Tylko pytanie czy poradzi sobie z tym psychicznie.
Piszcie w komentarzach, co myślicie na temat rozdziału!

Rozdział dodaje na szybko, bo mój laptop jest aktualnie zepsuty, wiec przepraszam za jakiekolwiek błędy, których mogłam niezauważyc :)
  
CZYTASZ – KOMENTUJESZ!

Dostaniecie nowy rozdział, jeśli pokażecie nam, ze tego na prawdę chcecie wiec komentujcie a dostaniecie go jak najszybciej!

 
Po lewej stronie macie sąde.
 Prosimy tez by każdy dał tam swoją odpowiedz!

Zmieniasz username - powiadom nas o tym! Inaczej nie będziecie informowani o nn.
Pytania? ASK!

25 komentarzy:

  1. pierwsza! ejej zaczyna robić się coraz ciekawej pomiędzy nimi. ale to świetnie, czekam na następny! :D xx

    OdpowiedzUsuń
  2. jesteś świetny :3 jak zawsze dobrze napisany, przyjemnie się czyta!
    trochę irytuję mnie zachowanie Cailin momentami, ale to pewnie też tak czasem przez te narkotyki, a Justin to chyba mój ulubiony w tym opowiadaniu, nie lubię kiedy zachowują się jak takie chamy, tutaj jest idealnie <3
    Pozdrawiam i czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. jeju chce następny już :c

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawy rozdzial nie moge doczekac sie nastepnego *-* @impolishollg

    OdpowiedzUsuń
  5. Słodko! Czekam nn skarby :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam to! Jestem normalnie uzależniona! Justin w tym opowiadaniu jestet najlepszym ze wszystkich! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. jejuu jak słodko ♥ tylko żeby Caitlin zdołała rzucić nałóg a Justin dotrzymał obietnicy ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny :) @luvvmybiebz

    OdpowiedzUsuń
  9. asdfghjk świetny -@thisswaggirl_JB

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest świetny czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Widzę że zaczyna się coś między nimi dziać aww słodko :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Niech oni, noo już będą razem! <3

    OdpowiedzUsuń
  13. wow ta jej tajemnica...no zaskoczyła mnie oby Justinowi udało się jej pomóc łatwo na pewno nie będzie jednak mam nadzieję,że się nie podda no i słodkie jak tak spędzaja tyle czasu,poznają się lepiej i wgl

    OdpowiedzUsuń
  14. Awww oni są po prostu słodcy :#

    OdpowiedzUsuń
  15. Cudowne ;)
    Oni sa tacy slodcy ;*
    @Rybka999

    OdpowiedzUsuń
  16. Kochani strasznie! Ciągle czekam aż się pocałują, ale nie jak w pierwszym rozdziale tylko tak szczerze i żeby oboje tego chcieli! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział myszki :):):):)

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudo! Już się nie mogę doczekać nowego :) Jesteś świetna!

    OdpowiedzUsuń
  18. Kocham to opowiadanie i mam nadzieję że je dokończycie, a nie po czasie zostawicie. Rozdział cudowny, zresztą jak każdy. Życzę weny i czekam na kolejny! Mam nadzieję, że pojawi się niedługo :) @olixum1

    OdpowiedzUsuń
  19. Czekam na ciąg dalszy ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  20. aww! Oni jeszcze nie są parą a już są tacy uroczy! Shippuje/czy jak to się tam pisze/ ich!
    Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału! :*

    OdpowiedzUsuń