- Jest jeszcze um niewyrobiony – pstryknęłam palcami, uśmiechając się, chciałam wyglądać przekonywująco i wyluzowanie.
- Słuchaj nie uznaj mnie za żadnego sztywniaka czy coś, ale nie chce trafić za kratki – powiedział przepraszającym tonem.
- Zróbmy tak – złożyłam dłonie jak do modlitwy i oparłam łokcie o drewniany blat – nalejesz dla siebie, ale dasz mi! – klasnęłam w dłonie czując się jak geniusz. Pewnie mam mnie za durną blondynkę, bo w końcu jestem blondynką, a każdy trzyma się tego stereotypu, że blondynki to idiotki. Przepraszam bardzo, ale znam dużo brunetek, które są idiotkami.
- Jesteś słodka, ale ja już swoje powiedziałem – wzruszył ramionami i poszedł do innych klientów.
- Młodość jest przesrana – westchnęłam jak naburmuszone dziecko i oparłam brodę na dłoni.
Byłam umówiona z Justinem, na 21, ale przyszłam trochę wcześniej, bo nosiło mnie w domu. Przez wydarzenia z ostatnich dni miałam ochotę zalać się w trupa i poczuć ten stan gdzie problemy nie istnieją. Na szczęście lub nieszczęście, sama nie wiem, nie miałam słabej głowy, więc mogłam pić do woli. Nigdy nie byłam wzorowym typem nastolatki. Należałam do tej zdemoralizowanej grupy młodzieży. Czyli krótko mówiąc, pierwszy raz upiłam się w wieku 14 lat, zaczęłam palić jak miałam około 15 lat, straciłam dziewictwo w wieku 16 lat, a w wieku 17 lat uzależniłam się od narkotyków. Amerykańskim aniołkiem to ja nie byłam i nie jestem. Ale czy mi to przeszkadzało? Oczywiście, że nie. Jak się bawić to bawić, prawda?
- Jeżeli będziesz robić minę naburmuszonego pięcioletniego dziecka to na pewno ci nic nie sprzedadzą – z myśli wytrącił mnie głos Justina. Usiadł obok mnie na wysokim krzesełku barowym i oparł swoje ręce o blat.
- Już próbowałam kupić i uwierz moja seksowna strona też nie jest zbyt przekonywująca – mruknęłam z wyrzutami w głosie – przecież nie wyglądam jak małolata – wyrzuciłam ręce w powietrze, odchylając głowę do tyłu – bo nie wyglądam prawda? – spojrzałam szybko na Justina, ruszając zabawnie brwiami.
- Oczywiście, że nie po prostu musisz się nauczyć pewnych rzeczy – ściągnął z siebie skórzaną kurtkę i położył na wolnym krzesełku obok.
- Oświeć mnie – zaśmiałam się.
Odwróciłam się przodem do niego i założyłam nogę na nogę, czekając na jego lekcję. Wyglądał strasznie męsko. Kilkudniowy zarost gościł na jego twarzy, włosy miał w nieładzie tak jak zawsze, a ubrany był w luźną białą koszulkę z dekoltem w serek i dżinsy. Jego rozbudowane i umięśnione ramiona idealnie były eksponowane przez koszulkę, a tatuaże jak zwykle dodawały mu seksapilu. To był trochę podniecające, że był ode mnie starszy no i, że był już pełnoletnim obywatelem stanów zjednoczonych. To jest serio gorące.
- Po pierwsze musisz się ubierać odważniej i dojrzalej – zaczął wyliczać na palcach.
- Masz na myśli jak dziwka z wylewającymi się piersiami i tyłkiem spod skąpych ubrań? – uniosłam jedną brew, przyglądając mu się dokładnie.
- Powiedziałbym to ładniej – wzruszył ramionami i zachichotał.
- Ale nawet gdybym miała się tak ubrać to mam brak piersi – położyłam dłonie na swoich piersiach i poruszałam nimi góra dół.
- Ja tak nie uważam – mruknął zadziornie.
- Zboczeniec! – krzyknęłam i uderzyłam go w ramię – muszę się napić i to natychmiast – zaśmiałam się i usiadłam z powrotem przodem do baru.
Justin pomachał ręką w stronę dobrze mi już znanego faceta, które za chwilę pojawił się przed nami.
- Whisky? Wódka? Piwo? – Justin spojrzał na mnie, oczekując odpowiedzi.
- Zacznijmy od whisky z colą – uśmiechnęłam się do Justina, a następnie wystawiłam język w stronę barmana, na co ten się tylko zaśmiał.
- Raz whisky z colą i raz Bourbon – Justin skinął w stronę barmana, który się wziął za robienie naszych zamówień.
Znacie ten stan, kiedy śmiejesz się z najmniejszej głupoty, gdy w twoimi słowniku nie istnieję takie pojęcie jak „problemy” i gdy czujesz się tak lekko i po prostu szczęśliwie? Alkohol działa cuda czyż nie? nie wystarczyło dużo kolejek żebym się w końcu rozluźniła, a swoje gówniane życie odstawiła na bok. Z każdym kolejno wypitym drinkiem każdy problem znikał, aż w końcu nie było żadnego. Szczerze, mogłabym być całe życie wstawiona lub zjarana. Nie uznajcie mnie za jakąś dziwną, no, ale wtedy naprawdę życie staje się piękniejsze i lepsze. Tak wiem to tylko iluzja, ale sprawdzająca się iluzja. Justin był takim moim własnym alkoholem. W jego towarzystwie potrafiłam się rozluźnić i po prostu bawić. To przy nim się śmiałam i uśmiechałam. Przestałam już zakładać te durne maski, po prostu odkładałam problemy na bok i pozwałam samej sobie się trochę pobawić, pożyć normalnie. Lubiłam to w naszej relacji, w sumie wszystko kochałam w naszej relacji. Byliśmy idealnymi przyjaciółmi, taki zgrany zespół. Nie żałowałam każdej spędzonej z nim sekundy. Mogłabym z nim rozmawiać dniami i nocami. Kochałam czochrać mu włosy. Uwielbiałam kłaść głowę na jego ramieniu i po prostu tak siedzieć wtulona w jego wielką sylwetkę. Kochałam go całego i wszystko, co z nim związane. Kochałam go jak własnego brata. Siedzieliśmy kolejną godzinę przy barze pijąc coraz to więcej alkoholu, a ja setny raz tego wieczór wybuchłam głośnym śmiechem, słysząc którąś już z kolei dziwną historię z życia Justina.
- Pierdolisz – otworzyłam z niedowierzenia buzię – jak mogłeś zapomnieć o swojej siostrze?
- Byłem pijany okej? – uniósł rękę w geście obronnym, a następnie się zaśmiał.
- Upiłeś się na imprezie dla czterolatek i na dodatek zapomniałeś, że byłeś tam ze swoją siostrą – powiedziałam, analizując to, co mi powiedział, a następnie wzięłam długi łyk napoju ze swojej szklanki.
- Dokładnie tak – pokazał na mnie palcem i również wziął łyka swojego trunku – i podobno jeździłem na koniku na biegunach z koroną na głowie.
- Powiedz mi, że są jakieś zdjęcia! – wybuchłam głośnym śmiechem, przykuwając uwagę kilku osób.
- Gdzieś na pewno są, ale nie ujrzą światła dziennego, co to, to nie – pokiwał przecząco głową, dopijając zawartość swojej szklanki.
- Chciałabym zobaczyć minę twojej mamy jak przyszedłeś do domu bez Jazzy – zaśmiałam się na samą myśl o tej sytuacji.
- Stanąłem w drzwiach w stroju baletnicy z koroną na głowie – powiedział jak gdyby nigdy nic.
On mnie już chyba niczym nie zdziwi.
- Ja pierdole mój mózg – jęknęłam śmiejąc się.
- A co ja mam powiedzieć o moim? Wiesz, jakie to był dziwne jak obudziłem się w swoim łóżku, jako baletnica? – spytał retorycznie, wyjmując z portfela, odpowiednią sumę banknotów.
- Będziesz miał, co opowiadać dzieciom – poklepałam go po ramieniu i dopiłam swój napój.
Justin rzucił banknoty na bar, a następnie wstał biorąc mnie za rękę. Zgarnęłam szybko swoją kurtkę i wyszłam za nim.
- Taksówka czy spacer? – spytał, gdy staliśmy już przed knajpą.
Było grubo po północy, a ulice atlanty tętniły życiem. W sumie, co się dziwić jak to piątek, znaczy no już sobota, ale nadal trwają piątkowe imprezy. Byłam wielbicielką nocnego życia, wręcz je uwielbiałam. To jest jak kompletnie inny świat, jakbyśmy się przenieśli na jakąś odległą o kilka lat świetlnych planetę. Te wszystkie imprezy, atmosfera, nocny klimat, oświetlone miasto, milion bawiących się ludzi. Coś pięknego. Nigdy nie byłam jakoś wielką fanką imprez w klubach, zawsze preferowałam siedzenie w barach. Kluby zawsze mi się kojarzyły z masą wyrozbieranych nastolatek, pragnących stracić dziewictwo w brudnej toalecie z jakimś napalonym mięśniakiem. A po drugie te wszystkie spocone i tańczące ciała, ocierające się o ciebie, coś okropnego. Chociaż takie spocone ciało Justina mogłoby się o mnie ocierać, nie miałabym nic przeciwko. Definitywnie muszę go wyciągnąć następnym razem na jakąś dziką imprezę do klubu.
- Taksówka, bo chyba nie chcesz mnie zbierać z chodnika jak zaliczę glebę na tych cudeńkach – pomachałam stopą, na której miałam moją jedyną parę szpilek od Christian’a Louboutin. Była to pierwsza rzecz, jaką sobie kupiłam za swoje zarobione pieniądze, ale ze mnie typowa kobieta.
- Ciesz się, że jestem typem faceta, który cię zrozumie – zaśmiał się i objął mnie ramieniem. Podeszliśmy do jednej z żółtych taksówek i do niej wsiedliśmy. Podałam kierowcy swój adres, który po chwili ruszył w wyznaczonym kierunku.
*
Po dość głośnej i dziwnej jeździe w taksówce, weszliśmy po cichu do mieszkania blondynki. Całą drogę śpiewaliśmy piosenki, które leciały w radiu. Tańczyliśmy i wygłupialiśmy się, imitując gwiazdy, których akurat leciały kawałki. Najlepszy w tym wszystkim był poirytowany kierowca. Uwielbiałem to w Cailin, że można było z nią się bawić i żartować. Była taka wyluzowana, a nie jak jakaś sztywniara, dla której wszystko jest żałosne i wieśniackie. Taka baba z jajami.
- Cicho – szepnęła Cailin, ściągając po cichu swoje szpilki.
Co chwilę, któreś z nas wybuchało śmiechem lub chichrało się z byle czego.
- Przecież nikogo nie ma – powiedziałem normalnie i zrzuciłem buty ze stóp, kładąc je pod ścianą.
- Ale chcę być jak w tych wszystkich filmach wiesz – zaśmiała się głupio, ściągając swoją kurtkę – Justin zaklinowałam się – pisnęła, śmiejąc się jeszcze głośniej. Szarpała się z tą swoją kurtką, starając się ją zdjąć.
- Niepełnosprawne dziecko – mruknąłem, wzdychając głośno. Podszedłem do niej i ściągnąłem z niej tą kurtkę jakby to była najprostsza czynności w życiu.
- O to wcale nie było takie trudne – mruknęła, śmiejąc się słodko.
Spięła włosy w niechlujnego niskiego koczka, a następnie poszła w stronę pokoju. Przyglądnąłem się jej dokładnie. Miała na sobie bardzo obcisłe, z naciskiem na bardzo, białe rurki. Idealnie opinały się na jej pośladkach. Koszulkę natomiast miała koronkową w czarnym kolorze, spod której było widać wszystko, łącznie z czerwonym stanikiem. Momentalnie przypomniał mi się nasz dzisiejszy poranek i sesja. Cholera to była najbardziej intymna i podniecająca chwila w moim życiu. Jak pomyślę sobie o jej rękach na mnie o jej nagim ciele stykającym się z moim. Okej Justin stop, bo dojedziesz od samego myślenia. Otrząsnąłem się i poszedłem za dziewczyną do pokoju.
- Będziesz spał na sofie okej? – powiedziała, wyciągając z szafy pościel dla mnie.
Podszedłem do niej i stanąłem za jej drobnym ciałem. Tyle seksapilu było w tej małej istotce. Odgarnąłem delikatnie kosmyki włosów z jej karku i przejechałem opuszkami palców po jej nagim ramieniu i ręce.
- A co jeśli się boję? – szepnąłem jej do ucha.
- To znaczy, że baba z ciebie – mruknęła chichocząc pod nosem.
- A może to by było tylko wymówką, żeby spać z tobą hm? – musnąłem delikatnie skórę za jej uchem.
Przejechałem opuszkami po jej obojczykach i odsłoniętym dekolcie. Czułem jak jej mięśnie rozluźniają się pod moim dotykiem, a na jej skórze pojawia się gęsia skórka.
- Kanapa na ciebie czeka – grała twardą. Niestety trzeba było przyznać, że jej to wychodziło.
- Cailin? – szepnąłem jej w policzek, zsuwając delikatnie ramiączko koszulki i biustonosza.
- Hm? – zauważyłem jak przymyka oczy i przygryza lekko wargę. Odwróciłem ją i szybko i przycisnąłem do szafy. Wziąłem w dłonie jej twarz i złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Odkąd cię dziś ujrzałem nagą marzyłem to zrobić – szepnąłem jej w usta. Uśmiechnąłem się zadziornie i pogłaskałem delikatnie kciukami jej policzki. Otworzyła powoli oczy i spojrzała na mnie, a następnie na moje usta i z powrotem na mnie. Milcząc wcisnęła mi pościel w ręce.
- Kanapo nadchodzę – zaśmiałem się i wyszedłem z pokoju, kierując się do salonu. Udało mi się ją złamać. Nareszcie.
- Pobudka! Wstajemy! Wstawać! Szkoda dnia! – z błogiego snu obudziły mnie jakieś krzyki i odgłosy uderzających o siebie nawzajem garnków.
- Cailin ty diablico zlituj się! – jęknąłem i leniwie wstałem z łóżka. Półprzytomny z ledwo otwartymi oczami poszedłem w stronę kuchni.
- Justin mam cię zabić czy zabić? – usłyszałem zaspany głos Cailin. Otworzyłem szerzej oczy i ujrzałem blondynkę w pidżamie z poczochranymi włosami.
- Czekaj czekaj – mruknąłem, analizując co się właśnie dzieje.
- Jeżeli to nie ty tak się drzesz – mruknęła, pokazując palcem na mnie.
- I nie ty – dokończyłem, marszczą czoło.
- Witam kochane dzieci – w przedpokoju pojawiła się blond kobieta, ubrana gotowa by zacząć dzień. Miała około czterdziestki. Była łudząco podobna do Cailin, a raczej Cailin do niej. Właśnie stoję przed jej mamą w samych bokserkach z porządnym kacem. Niezły początek.
- Mama – mruknęła Cailin, zasłaniając swoją czerwoną od wstydu twarz włosami.
- Co ty nie powiesz – kobieta uśmiechnęła się ironicznie, krzyżując ręce na piersi.
- Co ty tu w ogóle robisz? – blondynka spytała, naciągając koszulkę, żeby zakryła jej tyłek. Uśmiechnąłem się pod nosem, kątem oka podziwiając jej odkryte partie ciała.
- Mieszkam, nie pamiętasz? – odparła chamsko.
- Nie musisz być niemiła – Cailin przetarła twarz ręką, widocznie się irytując zachowaniem rodzicielki.
- To nie ty zastałaś obcego półnagiego faceta na swojej kanapie i córkę z kacem! – krzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze. Przyglądałem się im, nie wiedząc, co zrobić lub powiedzieć. Powinienem trzymać stronę Cailin, ale wtedy zacząłbym sobie sam kopać dół u mamy blondynki.
- Mamo przestań okej? – dziewczyna jęknęła – co cie ugryzło? Nigdy taka nie byłaś w stosunku, co do mnie – dodała już trochę smutniej.
- Może lepiej będzie jak pójdę – mruknąłem i pokazałem na drzwi wyjściowe – ale pierw może jednak się ubiorę – dodałem i wróciłem do salonu. Zarzuciłem szybko na siebie ubrania z wczoraj. Posprzątałem po sobie na sofie, składając pościel i kładąc ją na ławie. Zgarnąłem portfel, kluczyki i telefon i udałem się do drzwi. Po drodze jeszcze się szybko przedstawiłem.
- Justin, Justin Bieber, przyjaciel Cailin – podałem rękę czterdziestolatce, posyłając jej ciepły uśmiech.
- Monica Russo, mama Cailin – powiedziała już łagodnym głosem i nawet się uśmiechnęła. Uśmiechnąłem się jeszcze przelotnie do dziewczyny. Odpowiedziała mi bladym uśmiechem.
Nie była zadowolona z całej tej sytuacji. Ubrałem szybko buty i wyszedłem z mieszkania. Pobiegłem szybko do auta. Wczoraj zaparkowałem go tutaj przed pójściem do baru. Otworzyłem je pilotem i wsiadłem na miejsce pasażera. Spojrzałem na zegar na desce rozdzielczej. Było kilka minut po jedenastej. Nie no to i tak mama Cailin miała litość, że tak późno zdecydowała bezczelnie nas obudzić. Przed odpaleniem silnika, napisałem szybką wiadomość do Ryana, że wpadnę. Jest sobota, więc nie mam za bardzo nic w planach. Dawno nie spędziłem dnia w męskim towarzystwie, nie żebym narzekał na towarzystwo Cailin. Nic z tych rzeczy. Kliknąłem wyślij i wrzuciłem telefon do bocznej kieszeni w drzwiach, a następnie odjechałem spod domu blondynki.
*
Siedziałam w ciszy przy wyspie kuchennej pijąc poranny kubek kawy. Patrzyłam się pustym wzrokiem we wzorki namalowane na porcelanowej misce z owocami. Mama była dziwna, znaczy zachowywała się dziwnie. Nie rozmawiała ze mną, nic nie mówiła. To wcześniej przy Justinie to nie była ona. Zachowywała się tak tylko jak była zła i musiała się na kimś lub na czymś wyżyć. Mogłam, więc wywnioskować, że coś jest na rzeczy. Jako, że jest moją mamą i jednak mam po niej jakieś geny to niestety była taka sama jak ja, jeżeli chodziło o udawanie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Będzie mi, więc trochę trudno wyciągnąć z niej, co jest nie tak. Zdążymy pewnie zdemolować całe mieszkanie, powyrywać sobie nawzajem włosy i wydłubać oczy, aż w końcu coś z niej wyciągnę.
- Mamo, co się stało? – spytałam niepewnie, przenosząc wzrok na krzątającą się sylwetkę kobiety. Nic nie odpowiedziała. Kompletnie mnie zignorowała. Wycierała blat ścierką, już któryś raz z kolei. Mogę się założyć, że był już czysty. Ewidentnie była zdenerwowana i coś ją męczyło. Odstawiłam kubek i wstałam z krzesła podchodząc do niej.
- Cailin proszę cię zostaw mnie – szepnęła, nawet na mnie nie patrząc.
- Mamo martwię się – powiedziałam, patrząc na nią z bólem w oczach. Nienawidziłam jak coś ją męczyło – powiedz mi, co się dzieje – delikatnie położyłam dłoń na jej ramieniu.
- Cailin powiedziałam zostaw mnie – powiedziała głośniej i ostrzej, wyrywając się spod mojego dotyku.
- Przestań mnie tak traktować i tak się zachowywać i po prostu powiedz mi, co jest na rzeczy! – krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze. Gorzej niż z nastolatką.
- Zrobiłam coś głupiego, zadowolona?! – również krzyknęła i rzuciła ścierkę na blat, jakby chciała wyładować na niej swoją złą energię.
- Mamo serio będziemy się tak zachowywać? Jak dwie głupie nastolatki, które wolą się na siebie wydrzeć i wydłubać oczy, zamiast wyjaśnić sobie wszystko na spokojnie? – gestykulowałam rękoma pokazując na nas.
- Przespałam się z twoim ojcem – powiedziała jak gdyby nigdy nic i w końcu raczyła na mnie spojrzeć.
- Co przepraszam bardzo? – spytałam patrząc na nią wielkimi oczami.
Mogłabym się wszystkiego spodziewać po mojej mamie, ale nie tego, że wskoczy do łóżka człowiekowi, który nas zostawił. Który znalazł sobie młodszą i bogatszą. Nigdy nie wybaczę ojcu, że nas zostawił. Jest dla mnie zerem, śmieciem, nikim. Nigdy za nim nie tęskniłam. Pierwsze uczucie, jakie do niego poczułam to była czysta nienawiść. Tak samo było z mamą. No cóż tak przynajmniej mi mówiła, ale widzę, że aktualnie coś się jednak zmieniło.
- Powiedziałam wyraźnie, nie zgrywaj, że mnie nie słyszałaś – skrzyżowała ręce na piersi i oparła się o blat.
- Zapytałam z nadzieją, że jednak powiesz mi inny powód, a ten uznasz za żart – odparłam chamsko – jak mogłaś to zrobić? Znudziła mu się jego lalunia i ciebie wykorzystał, a ty się tak łatwo dałaś huh? – pokręciłam niedowierzająco głową.
- Nie pozwalaj sobie – ostrzegła mnie, unosząc groźnie palec.
- Mamo, co ty sobie wyobrażałaś huh? Że on ją zostawi i wróci do ciebie po zaspokoiłaś jego potrzeby? – krzyknęłam, czując jak wszystko się we mnie gotuje. Jak ona mogła coś takiego zrobić? Ona jest głupia czy głupia?
- Cailin nie pozwalaj sobie do cholery i nie mieszaj się w to wszystko! – również podniosła głos i zbliżyła się do mnie.
- To, po jaką cholerę mi to powiedziałaś, jeżeli nie chcesz żebym się w to wszystko mieszała? Mamo zrobiłaś z siebie zwykłą dziwkę – warknęłam, patrząc na nią z obrzydzeniem.
Po kuchni rozniósł się odgłos plasku. Poczułam mocne uderzenie w twarz, a dokładniej w policzek.
- Powiedziałam nie pozwalaj sobie – mama syknęła, a następnie wyszła, zostawiając mnie samą. Właśnie moja własna matka podniosła na mnie rękę. Cudownie czyż nie?
*
Leżeliśmy z Ryanem i graliśmy na konsoli, popijając pyszną lemoniadę jego mamy. Czułem się jak mały dzieciak. Dokładnie tak spędzaliśmy razem czas z Ryanem, kiedy byliśmy dziesięciolatkami. Z pewnych rzeczy się nie wyrasta. Codziennie dziękowałem Bogu za kogoś takiego jak Ryan. Był niesamowitym dojrzałym mężczyzną, nawet będąc trzy lata młodszym ode mnie. Mogłem na nim polegać zawsze, kiedy kogoś potrzebowałem. Zawsze był u mojego boku, gdy miałam gorszy okres w moim życiu. Był takim moim aniołem stróżem, jak bardzo dziwnie to brzmi.
- Jak ci się układa z Kate? – spytałem, będąc wystarczająco skupionym na grze.
- Powiem ci, że o dziwo dobrze – odpowiedział uśmiechając się lekko.
Czyli to oznacza, że ja nie umiem kochać. Kate mnie kochała, dla niej to wszystko to nie był tylko seks. Ona mnie naprawdę kochała. A ja? Ja jej nie. Nie ważne jak bardzo chciałem ją pokochać to po prostu nie umiałem. Wszystko się wyjaśniło. To ja byłem problemem w tym wszystkim. Kate należą się przeprosiny.
- Mówiłem ci, że to będzie dobry pomysł żebyś do niej wystartował – szturchnąłem go łokciem w bok i odłożyłem konsolę na swój brzuch, zaraz po tym jak przeszliśmy poziom.
- Znasz mnie, jestem typem romantyka, który angażuje się w związki, a Kate? Wszyscy znamy Kate, jako panienkę do łóżka, którą faktycznie była. Ale ona jest lepsza niż to wszystko uwierz mi – spojrzał na mnie, a ja od razu mogłem dostrzec na jego twarzy rzadko mi spotykane emocje.
- Ty się zakochałeś – mruknąłem, przyglądając mu się dokładnie – Butler ty skurwielu zakochałeś się – walnąłem go pięścią w ramie, uśmiechając się jak głupi.
- Chłopcy język! – mama Ryana wystawiła z kuchni głowę, upominając nas swoimi groźnym spojrzeniem.
- Trzeba to oblać! – klasnąłem w dłonie, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Nic nie będziemy oblewać – zaśmiał się – ja się tylko zakochałem, a nie wychodzę za mąż – pokazał na mnie palcem, uświadamiając mi, że z moich planów nici.
- Mam rozumieć, że będziecie najgorętszą parą na studniówce – poruszałem cwaniacko brwiami i wziąłem łyk orzeźwiającego napoju.
- Studniówka? – zmarszczył brwi zdezorientowany – fakt studniówka – zaśmiał się – matko w ogóle o niej nie myślałem, przecież to w środę – podrapał się po karku, analizując to, co powiedział.
- Mam nadzieję, że nikt mnie tam nie zaciągnie – mruknąłem, przeczesując poczochrane włosy ręką.
- Stary, jako, że również nie jestem fanem takich sztywniackich potańcówek to musisz iść, trzeba jakoś zakończyć tą budę – zachęcał mnie.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim przyjacielem? – spojrzałem na niego wielkimi oczami, nie wierząc, że Ryan Butler właśnie mnie zachęca na pójście na denną imprezę w szkole.
- Oj no już przestań, będzie fajnie, rozkręcimy jakoś tą budę – uderzył mnie pięścią w ramię, uśmiechając się szeroko.
*
- Abonament jest tymczasowo niedostępny proszę zostaw wiadomość po sygnale – usłyszałam to durne zdanie już chyba tysięczny raz. Do kogo starałam się dodzwonić? Do Justina. Jak zwykle, gdy kogoś potrzebujesz to tego kogoś nie ma. Zastanawiacie się pewnie, czemu nie ruszyłam swojego tyłka i po prostu nie pojechała do niego do domu. W sumie nie mam na to odpowiedzi. Po prostu trzymam się takiej wersji, że w każdej chwili oddzwoni. Jednak zaczęłam się już zniechęcać. Siedzenie przez dwie godziny zrobiło się już nudne. Tak od zajścia z mamą w kuchni minęły dwie godziny. Dwie godziny bezczynnego siedzenia na łóżku i płakania. Ja już nawet nie płakałam, bo bolało jak cholera. Płakałam, bo moja własna matka podniosła na mnie tą swoją pieprzoną rękę. Ja ją rozumiem, że emocje i to całe gówno, ale do cholery mogła się opanować. Mogła też uprzedzić, że mnie uderzy to może bym się schyliła czy coś. Czasami się zastanawiam czy ja mam w ogóle mózg. A wiecie, co w tym wszystkim było najlepsze? Ona nawet nie raczyła ruszyć swojego tyłka tutaj żeby mnie przeprosić. Jedno durne słowo przepraszam, które tak trudno przechodzi przez gardła ponad połowy populacji na tym świecie.
- Pieprzyć to – mruknęłam i wstałam z łóżka, podchodząc do szafy. Nie będę tu czekać w nieskończoność. Wyjęłam z szafy tunikę, która robiła za sukienkę zrobioną na styl koszulki koszykarskiej. Włożyłam szybko czerwony komplet bielizny i zarzuciłam sukienkę. Na stopy założyłam białe air force, a na szyje kilka złotych łańcuchów. Boże ja mam obsesje na punkcie bycia dobrze ubranym. Nie ważne od sytuacji moja garderoba musi być perfekcyjnie dopasowana. Usta potraktowała czerwoną szminką, a rzęsy tuszem. Na głowę założyłam snapbacka tył na przód, a na nos czarne okulary. Zgarnęłam jeszcze szybko telefon i wybiegłam z pokoju, a następnie z mieszkania.
Przez całą drogę do domu Justina, ledwo powstrzymywałam cisnące się do oczu łzy. Emocje mną targały. Musiałam się komuś wypłakać i wygadać i akurat ten ktoś musiał mieszkać na drugim końcu Atlanty. Nienawidzę jeździć metrem. Nie wyobrażacie sobie, jakie poczułam szczęście, gdy weszłam na alejkę, prowadzącą do domu bruneta. Szczęście szybko minęło, a na jego miejsce wskoczył strach. Kompletnie nie pomyślałam o tym, że Jeremy może być w domu, albo Pattie. Mogę się założyć, że John ogłosił już światu o tym, że jestem puszczalską małolatą. Stając przed furtką do posiadłości rodziny Justina, zauważyłam, że na podjeździe nie było żadnego auta. Modliłam się w duchu, żeby w garażu stał Bentley Justina i żeby tylko on był w domu. No i oczywiście Maria. Popchnęłam metalowe drzwiczki i weszłam na posiadłości idąc w kierunku wielkich drzwi wejściowy. Zrobiłam pierwszy krok na schodach, a w drzwiach stanęła uśmiechnięta hiszpanka.
- Cailin, złotko – wyszłam szybko po schodach i już po chwili byłam jej w ramionach.
- Zastałam Justina? – spytałam zachrypniętym głosem, ściągając okulary. Miałam nadzieję, że nie zobaczy żadnych oznak płakania.
- Niestety nie kochanie, ale możesz wjeść i poczekać – w jej głosie słychać było hiszpański akcent.
- To nie będzie problem? – uśmiechnęłam się lekko.
- Oczywiście, że nie porfavor – zaśmiała się i wpuściła mnie do środka.
- Poczekam u niego w pokoju – powiedziałam cicho i pokazałam palcem na górę. Kiwnęła tylko głową i zniknęła w kuchni.
Wyglądało na to, że nikogo prócz Marii nie było. Może to jednak mój szczęśliwy dzień tutaj. Weszłam po schodach na drugie piętro i weszłam do dobrze znanego mi pokoju. Podeszłam od razu do łóżka i na nim usiadłam. Miękki materac ugiął się pod moi ciężarem. Zdjęłam buty, układając je na podłodze przy łóżku. Natomiast okulary, telefon i snapbacka położyłam na szafce nocnej obok łóżka. Weszłam całkowicie na łóżko i położyłam się na środku. Wtuliłam się w poduszkę, czując zapach Justina i momentalnie się rozpłakałam. Szlochałam cicho dopóki ze zmęczenia nie pogrążyłam się w głębokim śnie.
*
Po udanym popołudniu z Ryanem wszedłem do swojego pokoju kilka minut po 17. Pozbyłem się butów, rzucając je w kąt pokoju, a kurtkę zawiesiłem na krześle. Wyjąłem telefon z kieszeni. Był rozładowany. Podłączyłem go do ładowarki, a następnie odwróciłem się w kierunku tarasu.
- Cailin? – powiedziałem zdziwiony, widząc śpiącą blondynkę na moim łóżku. Co ona tutaj robi?
Podszedłem do łóżka i usiadłem na skraju. Położyłem rękę na jej nagim ramieniu i potrząsnąłem nią lekko.
- Cailin obudź się – powiedziałem łagodnie i przejechałem kciukiem po jej policzku. Był klejący i cały od tuszu. Płakała. Czyli coś się stało. Miałem rozładowany telefon, więc przyjechała tu z nadzieją, że mnie zastanie. Wow chłopie może zmień swoją tożsamość na Sherlock Holmes.
- Justin? – blondynka mruknęła zaspana i otworzyła powoli oczy, mrugając kilka razy powiekami żeby przyzwyczaić się do światła.
- Hej – uśmiechnąłem się delikatnie, odgarniając jej włosy z czoła.
- Zasnęłam? – spytała, rozglądając się – o matko przepraszam, czekałam na ciebie i musiałam paść – zaczęła się zakłopotana tłumaczyć.
- Hej mała jest okej – zaśmiałem się cicho – lepiej mi powiedz, co się stało – usiadłem obok niej po turecku. Naśladując mnie, podniosła się do pozycji siedzącej.
- Mama się stała – szepnęła, spuszczając głowę. Coś było nie tak.
- Opowiedz mi wszystko dokładnie – pogładziłem delikatnie jej udo.
Opowiedziała mi wszystko dokładnie, co się działo po moim wyjściu. O mamy zachowaniu, o tym, co zaszło pomiędzy nią, a ojcem Cailin. Wyżaliła mi się na temat tego jak ona się z tym wszystkim czuje. Jaką czuję odrazy do własnej matki. Nie dziwię się jej. Sam pewnie też bym się tak zachował. Miała prawo się nie zgadzać z czynem własnej matki. Popierałem stronę Cailin w tym wszystkim. Jej mama zachowała się jak egoistka, nie myśląc w tym wszystkim o swojej własnej córce.
- A później mnie uderzyła – blondynka była cała zalana łzami – po prostu podniosła na mnie rękę.
Zagotowało się we mnie. Dłonie od razu zacisnęły się w pięści. Nikt nie będzie podnosił ręki na Cailin, a zwłaszcza jej mama. Co ona myślała? Że to, że Cailin ma 18 lat to ją nie ruszy jak własna matka ją uderzy? Nie wyobrażam sobie jak można podnieść rękę na własne dziecko. Sam byłem ofiarą, ale i tak tego nigdy nie zrozumiem.
- Przytul mnie proszę – drżący głos blondynki wyrwał mnie z myśli.
- Chodź tu – mruknąłem i pozwoliłem jej małej sylwetce ułożyć się w moich ramionach.
- Nienawidzę jej – szepnęła, wtulając się we mnie bardziej.
________________________________________
Ach ci rodzice..
No i doczekaliście się na 12! Przepraszamy, że tak długo, no ale jakoś tak wyszło.
Rozdział taki średni, skupiłam się bardziej na dialogach bo taką miałam wizję w głowię no i no mam nadzieje, że nie zawaliłam ani nic.
Następny będzie o wiele szybciej więc się nie martwcie ;)
Dzieci drogie i kochane prosimy komentujcie ładnie!
Pokażcie nam, że bez szantażu potraficie dobić do przynajmniej 40 komentarzy, dajemy wam wyzwanie!
Śledźcie nasze Twitter'y i również zapraszamy na Ask'a, pytajcie o co chcecie!
Do następnego leniuchy xx
Nareszcie ^^Ale jednak warto było czekać.Rozdział świetny :*Co teraz będzie z Cailin i jej mamą?Jeju */*Czekam na next <3
OdpowiedzUsuńsuper rozdział!
OdpowiedzUsuńI ♥ us
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3
Superowy!!!
OdpowiedzUsuńCudowny */*
OdpowiedzUsuńAwww *.* oni są tacy slodcy <3
OdpowiedzUsuńCudowny <3 Chcę już następny <3
OdpowiedzUsuńAsdfghjkl juz sie nie moge doczekac nn :)
OdpowiedzUsuńŚwietny jest :D
OdpowiedzUsuńZajebisty =D
OdpowiedzUsuńświetne !!!
OdpowiedzUsuńNajlepsze fanfiction jakie kiedykolwiek czytałam ^.^
OdpowiedzUsuńIdealnie. :")
OdpowiedzUsuńChyba jednak szantaż jest potrzebny:P
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pójdą razem na studniówkę, to było by takie idsiovofvhsdndcjdz *___* taa, dokładnie takie;)
Kocham!
OdpowiedzUsuńKocham to fanfiction ♥ Nie mogę doczekać się następnego
OdpowiedzUsuńbiedna Cai :c
OdpowiedzUsuńczekam na nn ♥
Jak tylko czytałam ten fragment z Cailin i jej mamą, aż się we mnie gotowało ! Ona charuje, tyle przeżywa a ta jej robi coś takiego... Na szczęście Justin choć trochę podniósł ją na duchu :)
OdpowiedzUsuńAsshd swietny
OdpowiedzUsuńSupcio!
OdpowiedzUsuńKochaam jeju
OdpowiedzUsuńSuper czekam na nn
OdpowiedzUsuńKocham to!!
OdpowiedzUsuńCuuudowne!! Pisz wiecej i czescie!
OdpowiedzUsuń