Strony

sobota, 20 września 2014

13.

Przekręciłam się z boku na bok, wtulając się w poduszkę. Starałam się wykorzystać ostatnie minuty snu, ale jak na przekór słońce postanowiło być dzisiaj dla mnie wredne. Trzeba być mną żeby zapomnieć zasłonić zasłony na noc. Słońce świeciło jakby był środek lipca, cholera no mamy dopiero maj zlitujcie się. Dzisiejsza pogoda była kompletnym przeciwieństwem mojego stanu psychicznego. Idealny byłby deszcz i wichura i w ogóle koniec świata. Wtedy to by było odzwierciedlenie mojej duszy i psychiki.  Wydałam z siebie jęk frustracji. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam zaspaną twarz rękoma. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a moją skórę pokrywała gęsia skórka. Jednym słowem, czułam się fatalnie. Zbierając w sobie jak najwięcej siły zrzuciłam z siebie kołdrę i opuściłam zbyt wygodne łóżko. Podeszłam do okna i je szybko zamknęłam. Leniwym krokiem skierowałam się do wyjścia i już po chwili byłam w kuchni.

- Dzień dobry - usłyszałam delikatny głos mamy.

Zignorowałam ją i podeszłam do szafki, gdzie trzymałyśmy całą apteczkę i wszystkie lekarstwa. Wyjęłam pudełeczko z aspiryną i połknęłam dwie pastylki, popijając je wodą. Cały czas czułam na sobie wzrok mamy. Zżerały ją wyrzuty sumienia. W sumie, co się dziwić, uderzyła własną córkę. Na jej miejscu to zmieniłabym nazwisko, zrobiła operacje plastyczną i wyjechała z kraju. Byłoby mi po prostu wstyd.

- Cailin proszę cię porozmawiaj ze mną - nie dawała za wygraną. Jakoś nie obchodziło mnie to, że chciała mi wszystko wytłumaczyć, a na końcu przeprosić. Miałam to głęboko gdzieś.

- Oszczędź sobie i się do mnie nie odzywaj - warknęłam, biorąc szklankę wody i siadając przy wyspie. Nie obdarzyłam ją żadnym spojrzeniem, nie żeby dzielił nas pół metrowy blat.

- Skarbie jesteś cała rozpalona, dobrze się czujesz?

Witamy troszczącą się mamusie.

- Lepiej niż wtedy, gdy dostałam od ciebie w twarz - rzuciłam szybko i nie dając jej dojść do słowa, opuściłam kuchnie wracając do swojego pokoju.

Miałam ochotę rzucić się na łóżko i płakać. Czyli zrobić to, co robiłam przez cały weekend. Nie radziłam sobie z tym wszystkim. Z mamą i ojcem i tym całym ich syfem. Z agresywną mamą i ze zbliżającym się okresem. Wszystko się idealnie zgrało czyż nie? Pozostaje mi tylko się zabić i zmartwychwstać za tydzień.

- Jesteś Cailin Russo przełknij to - mruknęłam do siebie, chcąc się jakoś pocieszyć czy podbudować na duchu. Nie wyszło.

Podeszłam do szafy i rozglądnęłam się za jakimiś ubraniami na dziś. Po kilku minutach poszukiwań, wzięłam z kupki poukładanych ubrań zwykłe dżinsowe szorty, białą luźną koszulkę na ramiączkach i jaskrawo różową bluzę. Nie miałam jakoś nastroju na wymyślanie zniewalającego outfitu. Postawiłam na prostotę. Zrzuciłam z siebie piżamę, rzucając ją na łóżko i założyłam czarny komplet bielizny. Wzięłam ubrania do ręki i poszłam do łazienki ogarnąć się do końca.
*
Stałem pod swoją szafką i czekałem na Cailin. Grałem w jakąś durną grę chcąc zabić strasznie wolno płynący czas. Z blondynką nie widziałem się od naszego niespodziewanego spotkania u mnie w domu. Całą niedziele przesiedziałem w domu, martwiąc się o nią. Nie ważne ile razy mi pisała i wmawiała, że mam się nie martwić i nie przejmować. Słysząc jej drżący i zmęczony głos jakoś nie chciało mi się wierzyć w to, że jest okej. Nie było okej, ale nie chciałem ją dręczyć telefonami ani nic, więc po prostu dałem jej dzień odpoczynku. Widziałem jak było jej ciężko z tym wszystkim. Cailin jest typem osoby, która za wszelką cenę chce ukryć swoje uczucia i emocje, co jeszcze wszystko pogarsza. Walczy ze sobą samą żeby nie pokazać, że cierpi lub kocha. Ona nie chce nic czuć. Boi się ukazywać uczucia. Cały czas mnie nurtowało to, ponieważ osoby takie są z jakiegoś powodu. Mam na myśli, że są takie przez jakieś wydarzenia w swoim życiu. Może kiedyś kogoś kochała, a ten ktoś złamał jej serce? Jest milion teorii, ale nie wiem czy jakaś będzie pasować do blondynki. Nigdy nie wspominała o swoich doświadczeniach miłosnych ani o żadnych chłopcach. Jest też opcja taka, że po prostu ma taki charakter i jest taka od zawsze, ale jeżeli mam być szczery to w to jakoś mi się nie chce wierzyć.

- Nie śpij, bo Cię okradną - pojawiła się przede mną uśmiechnięta przyjaciółka blondynki.

- Zamyśliłem się - zaśmiałem się cicho i schowałem telefon do kieszeni - co się stało czy coś? - spytałem lekko zdziwiony.

Nigdy jakoś ze sobą nie gadaliśmy, więc po prostu się zdziwiłem, że do mnie podeszła i zagadała.

- Nie, nie znaczy w sumie sama nie wiem - zacisnęła kurczowo dłoń na ramieniu swojej torby - po prostu wiesz, co się dzieje z Cailin? - spytała zmartwionym głosem.

- Problemy w domu - mruknąłem, uśmiechając się blado.

Zdziwiło mnie trochę to, że Emily nic nie wie. Przecież przyjaciółki mówią sobie wszystko prawda? Ja zawsze lecę do Ryana jak mam jakiś problem lub zły dzień czy dołka.

- Co się stało?

- Może lepiej zapytaj się jej, nie chcę się za nią wypowiadać, rozumiesz.

- Tak tak jasne - uśmiechnęła się ciepło -  to ja lecę, miłego dnia.

- Emily czekaj - oblizałem nerwowo usta.

Nie chce być wścibski ani nic, ale chce wykorzystać okazję i podpytać się to i owo o Cailin.

- Co jest? - spytała chowając przed chwilą wyciągnięty telefon z powrotem do kieszeni.

- Jakie macie kontakty z Cailin? No wiesz jak wygląda wasza przyjaźń? - spytałem niepewnie, przyglądając się dokładnie twarzy brunetki.

Cailin nigdy jakoś nie mówiła nic o Emily, ani nigdy ich nie widziałem razem gdzieś poza szkołą.

- Przyjaźnią to ja bym tego nie nazwała - mruknęła zawiedziona, że musi mówić coś takiego - Cailin jest non stop zajęta, zapracowana i zmęczona. A po drugie jest zamknięta w sobie, nigdy mi o niczym nie mówi ani nic. Nasza relacja to kumpele z jednej klasy. Znaczy wiesz ja ją traktuję jak przyjaciółkę, mówię jej wszystko, zwracam się do niej z każdym problemem. Jak wylądowała kilka razy w szpitalu to nie odstępowałam jej na krok. Zależy mi na niej i naprawdę ją kocham, ale niestety Cailin jest, jaka jest - założyła kosmyk włosów za ucho i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.

- Czyli miałem rację - mruknąłem w sumie też trochę zawiedziony, że jednak blondynka jest taka naprawdę.

- A czemu pytasz? Pomiędzy wami coś um jest? - zmarszczyła brwi, gestykulując rękoma żebym zrozumiał dokładnie, o co chodzi.

- Sam bym chciał to wiedzieć - parsknąłem bez emocji, wzruszając ramionami.

- Opiekuj się nią proszę, nie chcę powtórki z przeszłości - głos jej się załamał, a w oczach pojawiły łzy.

- O czym ty mówisz Emily? - spytałem zmieszany.

- Justin ona wylądowała trzy raz w szpitalu. Jej organizm był tak przemęczony, że musieli przetaczać krew. 
Ona ledwo funkcjonowała. Gdybyś ty widział jak ona wyglądała to byś się przeraził. Wyglądała jak chodząca śmierć. Musisz jej pilnować. Ona jest uparta i zawsze stawia na swoimi. Nie przyzna się, że się źle czuję lub ją coś boli albo jest zmęczona. Duma jej na to nie pozwala.

- Czy ja śnię czy wy ze sobą rozmawiacie - usłyszałem obok nas roześmiany głos blondynki.

- Pytałam się Justina czy wybiera się na studniówkę - Emily ubrała maskę mówiącą „wszystko jest okej”.

- O matko studniówka, kompletnie o niej zapomniałam - zaśmiała się i naciągnęła rękawy na dłonie.

- Ja zmykam, bo i tak mam już przechlapane od belfra z matematyki za spóźnienia - brunetka się zaśmiała i odeszła równo z dzwonkiem.

- Już mogę być normalna - mruknęła blondynka i zdjęła z twarzy sztuczny uśmiech.

Czyli jednak blondynka umie być otwarta, ale tylko przy mnie. Czyżbym osiągnął sukces? Cieszę się, że przy mnie jest sobą. Mówi mi o wszystkim i jest chętna na moje wsparcie i pomoc. Było by idealni gdyby powiedziała, co o nas myśli i gdyby przyznała się, że coś do mnie czuję. Tak wiem to trochę zarozumiałe podejście, ale znam się na ludziach. Brzmi to oklepanie, ale taka prawda. Gdy poprosiłem Cailin żeby mi powiedziała, że tak naprawdę nic do mnie nie czuję prosto w oczy to stchórzyła. To mi od razu dało do myślenia. Sama się zdemaskowała, ja jej tylko w tym trochę pomogłem. Zawsze się zastanawiałem czy problem był we mnie, że nie chce się przyznać czy może jednak w niej. Wydaje mi się, że daję jej wszystko, na co zasługuje i czego potrzebuję no i pragnie. Byłem przy niej, gdy kogoś potrzebowała. Opiekowałem się nią, dawałem poczucie bezpieczeństwa. Pokazywałem, że jest potrzebna, że jest kochana. Udowadniałem jej, że jest piękna i wspaniała. Robiłem wszystko żeby czuła się dobrze w moim towarzystwie jak i w swoim samym.

- Chodź tu - spojrzałem na nią smutnym wzrokiem i wyciągnąłem ramiona w jej stronę, w których po chwili się znalazła.

-Jak przeżyję ten dzień to będzie cud - jęknęła, wtulając się mocno w mój tors.

Była taka drobna, wydawało mi się, że z każdym naszym spotkaniem robiła się mniejsza. Czyżby była na jakiejś durnej diecie?

- Cailin ty cała drżysz - mruknąłem, pocierając jej ramiona.

- Wiem wiem mam gorączkę nie przejmuj się - odsunęła się ode mnie i zdjęła okulary z nosa.

Czy ta dziewczyna będzie kiedyś wyglądać dobrze? Mam na myśli zdrowo i normalnie jak każdy normalny nastolatek. Nie pamiętam dnia, w którym by nie miała worów pod oczami i bladej cery jak ściana. Oczy miała przekrwione a powieki całe spuchnięte i czerwone. Bladej skórze dodawały trochę życia wypieki na policzkach blondynki. Wargi natomiast miała całe popękane i poranione prawdopodobnie od ciągłego przygryzania. Ludzie pewnie mijając ją na ulicy patrzą się na nią z politowaniem i żalem w oczach. To nie jest normalny widok. Młodzi ludzie, a zwłaszcza nastolatki, nie powinny tak wyglądać. A już definitywnie nie powinny żyć tak jak Cailin. Zastanawiałem się, co mogłem zrobić żeby to wszystko zmienić. Mógłbym ją zabrać na jakiś dwudniowy wyjazd żeby odpoczęła, ale na pewno się nie zgodzi, bo będzie się tłumaczyć brakiem czasu i brakiem funduszy. Oczywiście, że ja bym mógł za wszystko zapłacić, ale Cailin wyraziła się jasno, że nie chce moich pieniędzy. Drugą opcją jest porwanie jej tak jak to zrobiłem na początku naszej znajomości. A trzecie i ostatnie wyjście to po prostu zamknięcie jej w czterech ścianach żeby siedziała na tyłku i odpoczywała.

- Czemu nie zostałaś w domu? - spytałem zdziwiony.

W sumie, co tu się dziwić, znając ja przyszła by pewnie do szkoły nawet z raną postrzałową w swoim ciele.

- Bo to nic takiego, nie jestem chora ani nic, mam tak zawsze przed okresem -€“ powiedziała jak gdyby nigdy nic, wkładając do szafki niepotrzebne rzeczy, a wyciągając te potrzebne.

- O boże, czyli za niedługo będę musiał znosić twoje humorki? - jęknąłem, chichocząc.

-  Nikt ci nie każe spędzać ze mną czasu - wystawiła mi język i trzasnęła drzwiczkami od szafki.

- Chyba bym tego nie przeżył - zaśmiałem się i oplotłem drobne ciało blondynki ręką.

Kilka minut pod dzwonku weszliśmy do klasy, w której akurat razem mieliśmy Hiszpański.

Siedziałam na trybunach, słuchając nowych kawałków Arctic Monkeys i pisałam z Justinem, który aktualnie miał nudną lekcję Geografii. Poprosił mnie a raczej ubłagał żebym nie ćwiczyła na WF ze względu na mój stan fizyczny i psychiczny. Walczyłam i kłóciłam się z nim zawzięcie, ale w pewnym momencie po prostu mnie złamał i się zgodziłam. Nie wierzyłam w samą się, że mu się poddałam, ale widocznie gdzieś tam głęboko, bardzo głęboko we mnie też jednak nie chciało mi się ćwiczyć. To była pierwsza lekcja WF’u, którą opuściłam od początku swojej edukacji. Czuję się jak taka buntowniczka nie ważne jak bardzo żałośnie to brzmi.
Beep.
Myślałaś nad tym żeby się wybrać na jakąś wyspę nudystów?
Przeczytałam wiadomość od Justina i momentalnie wybuchłam śmiechem. Ja się czasami boję tego człowieka serio. Jak on coś powie lub podzieli się ze mną swoimi myślami to się zastanawiam czy on jakoś nie upadł na głowę przy porodzie czy coś.
Chcesz oglądać starych i tłustych ludzi no i na dodatek nagich?
Beep.
Chcę podziwiać ciebie no, a ty będziesz mogła podziwiać mnie.
Przed oczami miałam ten jego cwaniacki wyraz twarzy. Ten zadziorny uśmieszek, iskierki w oczach i zabawne ruszanie brwiami.
Zapomnij o tym Bieber. Co powiesz na wspólny lunch? WF to moja ostatnia lekcja na dziś, a do domu jakoś mi się nie śpieszy.
Beep.
Jeszcze będziesz mnie o to błagać! Z tobą zawsze, będę czekać pod autem.
Włożyłam telefon do kieszeni bluzy i akurat zadzwonił dzwonek. Zgarnęłam szybko torbę z krzesła i wstałam kierując się do wyjścia ze skrzydła sportowego.

- Cailin! - usłyszałam za sobą głos swojego trenera. Odwróciłam się na pięcie i stanęłam z nim twarzą w twarz.

- Tak Panie Saltzman? -  uśmiechnęłam się do niego lekko.

Widząc jego minę od razu dałam sobie mocno w twarz w myślach. Treningi! Cholera jak ja mogłam zapomnieć o treningach? Przecież on mnie zabije. Nie no, co ja gadam. Najpierw zamknie mnie na Sali i każe biegać milion okrążeni, powyrywa nogi i dopiero później zabije. Cailin myśli nad jakimś sensownym wytłumaczeniem! Zacisnęłam mocno dłonie na ramieniu torby, a zęby zaatakowały już i tak wystarczająco poranione wargi.

- Nie zapomniałaś o czymś przypadkiem? - skrzyżował ręce na piersi i patrzył się na mnie surowym wzrokiem.

- Wiem wiem przepraszam, ale dużo się dzieje aktualnie w moim życiu i no tak jakoś wyszło - gestykulowałam rękoma będąc zakłopotana i podenerwowana.

- Cailin zawody są za dwa tygodnie, a ty nie jesteś przygotowana, cholera ty się nawet nie zaczęłaś przygotowywać!

- Nawaliłam wiem, ale mam dwa tygodnie przecież. Będziemy trenować codziennie i będzie dobrze - powiedziałam przekonywującym wzrokiem, zagryzając cały czas wargę. Justin nie może się o tym dowiedzieć, bo mnie zabije, a raczej zrobi wszystko żebym nie dotarła na żaden z treningów.

- Widzę Cię na sali codziennie o 18 zrozumiano? - pokazał na mnie groźnie palcem. Przytaknęłam tylko głową i odwróciłam się wychodząc bocznym wyjściem ze szkoły. Wypuściłam głośno powietrze z ust i wplotłam dłonie w swoje włosy.

- Dzień robi się coraz lepszy - mruknęłam do siebie - ironia to powinno być moje drugie imię - dodałam i parsknęłam cicho śmiechem.
*
- Nie, nie i jeszcze raz nie - jęknąłem po raz kolejny w stronę blondynki.

- No, ale Justin studniówka to jest coś, czego nie można opuścić no! - pisnęła, przeglądając rzeczy na wieszakach.

Pamiętacie może jak miałem ciche nadzieję, że Cailin nie jest faworytką takich imprez jak studniówka i na sto procent nie będzie mnie namawiać żebym jej towarzyszył? No, więc okazało się, że jest kompletnie na odwrót. Uwielbia szkolne imprezy i obecnie słyszę już chyba tysięczny argument, który ma mnie przekonać, że jednak nie pożałuję i będę się świetnie bawić.

- Opuściłem milion innych imprez szkolnych i jakoś żyję - pokazałem na siebie rękoma, że jednak tu jestem.

- No proszę proszę proszę - wydęła dolną wargę i zrobiła wielkie oczy.

- Aww wyglądasz tak słodko i niewinnie - powiedziałem przesłodzonym głosikiem - ale i tak nie - dodałem już poważnie, a następnie się zaśmiałem.

Podobało mi się to jak o mnie „walczyła”. Miło mi było jak tak nieświadomie pokazywała mi jak bardzo pragnie mojej obecności na tej durnej imprezce. A może po prostu chciała zobaczyć mnie w garniturze? To by było dobre wyjaśnienie. Muszę jeszcze wziąć pod uwagę jedną rzecz, a mianowicie to, że prawdopodobnie, a raczej na pewno blondynka będzie wyglądać jak chodząca bogini i wszyscy będą się do niej kleić. Tak to definitywnie się zdarzy. Nie chcę jej traktować przedmiotowo, ale cholera ona jest moja okej? Okej.

- Wiesz, co jesteś okropny! Ja bym zrobiła dla ciebie wszystko jakbyś mnie poprosił - powiedziała smutno i odwróciła się do mnie tyłem idąc w kierunku przymierzalni.

Spojrzałem na sukienki, które trzymała w ręce i uśmiechnąłem się cwaniacko knując mały plan w głowie. Poszedłem za nią, a mój wzrok tym razem powędrował na jej tyłek. Definitywnie za krótkie te spodenki młoda damo.

- Poczekaj tu, idę szybko poprzymierzać sukienki, w których pójdę na studniówkę - dała nacisk na ostatnią część zdania i zamknęła drzwi od przymierzalni.

Zaśmiałem się cicho i oparłem się o ścianę naprzeciwko przymierzalni, w której była obecnie blondynka. Rozglądnąłem się dookoła, analizując, iż w obrębie przymierzalni nie było żywej duszy. Przygryzłem wargę i z cwaniackim uśmiechem wszedłem do przymierzalni Cailin.

- Justin! - pisnęła i zakryła swoje prawie nagie ciało sukienką, która wisiała na wieszaku. Wyglądało to tak jakby przymierzała ją nie zakładając na siebie.

- Cii - przyłożyłem palec do swoich ust pokazując gestem żeby się uciszyła.

- Wynocha stąd, jestem prawie naga! - krzyknęła pół szeptem i chciała mnie wypchnąć z przymierzalni.

To jest niesamowite jak ta kobieta potrafi być słodka, a zarazem cholernie seksowna.

- Chcę zawrzeć z tobą pewien układ.

- Tutaj? Teraz? Jak jestem w środku przymierzania? - spojrzała mnie jak na idiotę i przycisnęła mocniej materiał sukienki do swojej sylwetki.

- Jestem niecierpliwy - zaśmiałem się cicho i podszedłem do niej.

- Co um, co ty robisz? - jej głos zadrżał i odruchowo zrobiła krok w tył.

Patrzyłem jej głęboko w oczy żeby mi się poddała i żebym mógł działać dalej. Nie zajęło to dużo czasu, bo już po chwili wpatrywała się w moje brązowe tęczówki jak zahipnotyzowana. Wyrwałem jej delikatnie z rąk sukienkę i odwiesiłem na wieszak. Kusiło mnie żeby spojrzeć na jej ciało, ale wtedy przerwałbym kontakt wzrokowy, a blondynka by otrzeźwiała i prawdopodobnie dałaby mi w twarz. Wyciągnąłem powoli rękę w jej kierunku, a następnie położyłem dłoń na jej nagim biodrze. Momentalnie jej skórę pokryła gęsia skórka, a jej mięśnie całe się napięły. Szybkim ruchem odwróciłem ją i przyciągnąłem do swojego ciała tak, że jej plecy przyciskały się do mojej klatki piersiowej. Patrzyła na mnie w odbiciu lustrzanym. Wzmocniłem uścisk dłoni na jej biodrze, a drugą dłoń położyłem na jej ramieniu. Opuszki palców zaczęły muskać jej rękę od góry do dołu.

- Pójdę z tobą na studniówkę pod jednym warunkiem - mruknąłem jej do ucha, nie spuszczając z niej wzroku w odbyciu lustrzanym.

- Jakim? - wyszeptała, zachrypniętym głosem. Zjechałem opuszkami palców na jej obojczyk, a następnie na klatkę piersiową. Muskałem jej odkrytą skórę tuż, nad przysłoniętymi przez stanik piersiami.

- Pierwszy warunek - szepnąłem, a następnie złożyłem delikatny pocałunek za jej uchem - ja Ci wybieram sukienkę - jeszcze pewniej ścisnąłem jej biodro, a kciuk zaczął zataczać małe kółeczka na odsłoniętej skórze tuż nad gumką od jej majtek. Nie moment to nie majtki. Cholera ona ma stringi.

- A drugi warunek? - usłyszałem jak ciężko przełyka ślinę, a następnie przymyka powieki. 

- Czy -złożyłem pocałunek na jej uchu - ty Cailin Russo - szyi - pójdziesz ze mną - ramieniu - na studniówkę? - kąciku ust. Podniosłem wzrok na jej twarz, oczekując jakiejś reakcji. Oddychała ciężko i co chwilę zaciskała dłonie w pięści. Położyłem obie dłonie na jej talii i przycisnąłem ją całkowicie do siebie.

- Chcę żebyś była cała moja na ten wieczór - mruknąłem seksownie w jej szyję i pocałowałem ją już pewniej i dłużej - żeby każdy mężczyzna na sali zazdrościł mi takiej wspaniałej kobiety - polizałem delikatnie jej wrażliwą skórę, a w odpowiedzi usłyszałem jej cichy jęk.

- Mam to uznać, za randkę? - ledwo zapytała drżącym głosem.

- Nazywaj to jak chcesz - odpowiedziałem szybko, a następnie wessałem się w jej szyję. Delikatnie ssałem i lizałem kawałek skóry robiąc dobrze wszystkim znaną, malinkę. Cailin oparła głowę o moje ramię, a swoje ciało przycisnęła jeszcze bardziej do mojego. Podobało jej się to. Zjechałem powoli dłońmi na biodra i naparłem swoim kroczem bardziej na jej pośladki. W rezultacie uzyskałem od niej kilka cichych jęków.

- Justin.. - jęknęła cicho. Czyżby miała wrażliwą szyję? Ups.

Oderwałem usta od szyi i ostatni raz pocałowałem delikatnie swoje dzieło. Podniosłem wzrok i w tym samym momencie moje oczy spotkały wielkie zielone tęczówki blondynki.

- Więc? - zapytałem, uśmiechając się lekko.

- Postaraj się znaleźć jakąś sukienkę, która będzie zakrywać mi tyłek - zaśmiała się i odwróciła przodem do mnie - a teraz wynocha - otworzyła drzwi i wypchnęła mnie, na końcu wystawiając w moim kierunku język.

- Czekaj czekaj - zaśmiałem się i wcisnąłem swoją głowę pomiędzy drzwi.

- Co? - sięgnęła po swoje ubrania i spojrzała się na mnie z uśmiechem na twarzy.

Uwielbiam ten widok. Prawie naga i na dodatek uśmiechnięta.

- Wiesz, co się właśnie stało? - spytałem z głupkowatym wyrazem twarzy.

- Oświeć mnie- zaśmiała się.

- Doprowadziłem cię do jęków - powiedziałem cwaniacko i zagwizdałem dumny z siebie.

- Spierdalaj Bieber! - pisnęła i rzuciła we mnie koszulką, ale zdążyłem zamknąć drzwi i uniknąć jej ataku.

Weszliśmy do zatłoczonej restauracji, rozglądając się za jakimś wolnym stolikiem.

- Tam jest - usłyszałam przy uchu głos Justina. Powędrowałam wzrokiem za jego dłonią, która pokazywała dwuosobowy stolik pod oknem. Zerwałam się na równe nogi i pobiegła do niego jakby od tego zależało moje życie. Musiało to wyglądać komicznie, ale jakoś mało mnie to obchodzi, bo jestem głodna i jak najszybciej chcę coś zjeść. Zawiesiłam torbę na krześle i rozsiadłam się wygodnie na krześle. Justin chwilę po mnie, również usiadł przy stoliku ściągając swoją kurtkę skórzaną ze swoich potężnych ramion.

- Dzień dobry - młoda kobieta w firmowym uniformie podeszła do naszego stolika i położyła na nim dwie karty dań - napiją się czegoś państwo? - uśmiechnęła się do nas ciepło, wyciągając mały notesik i długopis z kieszeni w fartuchu, która wyglądała jak torba, którą ma kangurzyca.

- Ja poproszę lemoniadę - odpowiedziałam, spinając swoje włosy w wysokiego kucyka. Spojrzałam na nią przelotnie, a następnie na Justina pytającym wzrokiem.

- A ja chętnie się napiję soku pomarańczowego - powiedział, przeglądając kartę dań. Kelnerka tylko skinęła głową na znak, że przyjęła zamówienie i odeszła.

Wzięłam kartę dań do ręki i otworzyłam ją, czytając każde proponowane danie przez szefa kuchni. Miałam ochotę na jakąś ogromną sałatkę, ale zaraz po tym jak przeczytałam stronę z naleśnikami to zmieniłam zdanie. Tyle rodzajów i kombinacji. Jedne na słodko drugie na słono i jeszcze wegetariańskie. Zawsze jak idę do restauracji to mam ten sam odwieczny problem, a mianowicie nie wiem, na co się zdecydować. Zazwyczaj jak wybiorę na początku jakieś dwie potrawy i nie mogę się zdecydować, którą wziąć to szukam jakiejś trzeciej i wtedy ją wybieram. Przerzucałam strony szukając czegoś, co mnie zadowoli w stu procentach. Wszystko było opisane tak idealnie, opis zachęcał mnie do zjedzenia każdej potrawy z tej kart dań. W końcu się poddałam i zatrzymałam na stronie z makaronami.

- Więc co bierzesz? - z trudnych zamyśleń wyrwał mnie łagodny głos Justina - ej ty nie wybierasz college’u tylko danie na obiad - zaśmiał się widocznie widząc, jaka jestem pochłonięta tym całym menu.

- No wiem, ale to wszystko wydaje się tak dobre - jęknęłam załamana, po czym zachichotałam.

- To może ja ci wybiorę, co ty na to? - spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz.

- Zgoda, ale jak mi weźmiesz mi jakieś flaki lub ślimaki to osobiście cię nimi obrzucę - pokazałam na niego groźnie palcem i się zaśmiałam. Zamknęłam kartę i odłożyłam ją na stolik.

- Można już przyjąć zamówienie? - do stolika podeszła ta sama kelnerka. Podała nam nasze napoje, a w jej ręce znowu pojawił się mały notesik z długopisem. Przeniosłam wzrok na Justina i przyglądałam mu się dokładnie jak składa zamówienie. Patrzyłam to na jego usta to na dłonie. Na samo wspomnienie o naszym małym incydencie w przymierzalni czułam przyjemne uczucie w podbrzuszu. Nie oszukujmy się, podobało mi się to i to bardzo. Nie powstrzymywałam go ani się na niego nie wściekałam, bo po co? Też chcę coś przyjemnego od życia. Nie żebym go wykorzystywała czy coś z tych rzeczy, nigdy w życiu. Po prostu wiem, że oboje potrzebujemy bliskości, nie ważne jak dziwnie to brzmi. Mogę się założyć, znaczy no ja to w sumie wiem, że odkąd jesteśmy przyjaciółmi to Justin nie miał z nikim żadnych kontaktów seksualnych. Jest napalony i to nie jest nic złego. No i jestem też ja, która również jest napalona. To ten wiek, nie oceniajcie mnie.

- Psst hej, co ci się stało w szyje młoda? - usłyszałam z boku jakiś rozbawiony męski głos. Zignorowałam go i nie spojrzałam w jego kierunku.

- Justin! - krzyknęłam w jego stronę pół szeptem - coś ty mi zrobił na tej szyi? - rozpuściłam szybko włosy i zakryłam prawą stronę szyi.

- Jakoś nie narzekałaś jak ci to robiłem -  przyłożył pięść do ust żeby powstrzymać śmiech.

- Bardzo śmieszne ha ha ha widzisz jak się śmieję? - parsknęłam sarkastycznie.

- Mówiłem ci już, że jesteś słodka jak się denerwujesz?

- Mówiłam ci już, że jesteś wkurzającym wrzodem na dupie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, posyłając mu chamskie spojrzenie.

- Na twojej dupie mogę być - zaśmiał się dumny z tego, że mnie „zgasił” swoim prostackim żartem.
Wypuściłam głośno powietrze z ust i oparłam brodę na dłoni. Spojrzałam w prawo i zatrzymałam wzrok na tym chłopaku, co do mnie zagadał. Odtwarzałam sobie w głowie jego słowa i jego głos. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że skądś znam ten głos. Przyjrzałam się dokładnie profilowi chłopaka. Musiało to wyglądać dziwnie. Znałam to dziwne i okropne ułożenie włosów i ten garbaty i połamany nos.

- Chad? - spytałam niedowierzając - Chad? -  spytałam głośniej żeby zwrócić na siebie uwagę wołanego przeze mnie chłopaka. Widocznie usłyszał swoje imię, bo po chwili patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Uśmieszek od razu zniknął z jego twarzy, a w zamian za niego wkradło się zakłopotanie. Do cholery jasnej to był Chad, mój brat. Ten sukinsyn, co nas zostawił i postanowił wymazać sobie własną rodzinę ze swojego życia.

- Cailin - to nie było pytanie, a raczej stwierdzenie. Poznał mnie.

- Przepraszam Cię na chwilę Justin -  powiedziałam cały czas wpatrzona w Chada. Nie patrzyłam się na niego żadnym miłym czy radosnym wzrokiem. Wręcz przeciwnie, zabijałam go wzrokiem. Wstałam od stołu i podeszłam do swojego brata łapiąc go za ramię i wyciągając z restauracji.

- Braciszku jak dobrze cię widzieć -  powiedziałam głosem przesiąkniętym ironią i nienawiścią.

- Cailin daj mi wszystko wytłumaczyć - powiedział łagodnie i podniósł ręce w geście obronnym widocznie widząc, jaką mam ochotę w tym momencie go zabić. W odpowiedzi podeszłam do niego i dałam mu siarczystego policzka.

- To za to, że nas zostawiłeś, a to za to, że nas wymazałeś ze swojego życia - podniosłam dłoń i dałam mu w drugiego policzka. Złapał się za twarz, rozmasowując czerwone miejsca.

- Okej tak zasłużyłem, ale jak dostanę trzeci raz to cię unieruchomię -  powiedział poważnie.

- Tłumacz mi do cholery wszystko od początku do samego końca! - krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze.

Powiedzenie, że byłam wściekła było by niewłaściwe. Ja byłam gorzej niż wściekła i złą, razem wzięte. No i do tego jeszcze dodać rozczarowanie i smutek. Aktualnie byłam tykającą bombą, którą jak nieumyślnie dotkniesz w jakiś sposób to wybuchnie.

- Nie poszedłem do college’u - zaczął niepewnie - nie dostałem się nigdzie gdzie złożyłem papiery. Nie chciałem wam znaczy mamie tego mówić, bo wiem, że byłbym dla niej wstydem, upokorzeniem. Ty zawsze byłaś tą lepszą, dumą naszej rodziny. Wiedziałem jak mama by była zawiedziona, jak obie byłybyście zawiedzione.

- Chad jesteśmy, a raczej byłyśmy twoją rodziną nigdy byśmy cię nie uznały za wstyd lub upokorzenie - powiedziałam łagodnym głosem, widząc jak go to boli lub bolało.

- Myślisz, że wtedy bym tak pomyślał? Bałem się byłem zasranym tchórzem! – krzyknął.

- Dlatego wolałeś nas okłamać i zostawić? - spytałam ze łzami w oczach – oboje nas postanowiliście zostawić - dodałam, czując jak podbródek zaczyna mi się trząść.

- Co czekaj, o czym ty mówisz? - spytał zdezorientowany.

- Ojciec zostawił nas zaraz po tym jak ty to zrobiłeś - powiedziałam z obrzydzeniem w głosie. Nikt nigdy nie zranił mnie tak bardzo jak dwoje mężczyzn w moim życiu, którzy powinni za mną w ogień skoczyć.

- Co, ale jak to? Przecież, nie nie nie - zaczął się jąkać i denerwować. Momentalnie zacisnął dłonie w pięści, ale po chwili rozluźnił uścisk i podniósł na mnie wzrok. Jego spojrzenie mówiło dwie rzeczy, współczuł mi i przepraszał. Podniósł dłonie do ust i złożył je jak do modlitwy. Wziął kilka wdechów i wydechów żeby się uspokoić. Zżerały go wyrzuty sumienia.

- Mała tak strasznie mi przykro - powiedział głosem przepełnionym bólem i podszedł do mnie, przytulając mnie mocno do swojej muskularnej sylwetki.

Jak na zawołanie rozpłakałam się jak małe dziecko, wtulając się w te ramiona, które zawsze mnie chroniły przed wymyślonymi duchami w moim pokoju jak byłam małą dziewczynką. Tak strasznie za nim tęskniłam. Moja nienawiść do niego zniknęła w momencie, gdy mnie przytulił. Przypomniały mi się wszystkie nasze wspólne chwile, odkąd byłam małą dziewczynką po mój burzliwy okres dojrzewania. Pamiętam jak przebierał się zawsze specjalnie dla mnie za księżniczkę i bawił się ze mną w wielki bal królewski. Jak byłam starsza to zawsze zabierał mnie na konie i jeździliśmy po wielkim polu naszych dziadków. Zawsze się śmiałam, bo jego koń wyglądał prawie tak samo jak on. Miał dziwne ułożenie grzywy, a jego miny i gesty były tak samo głupkowate jak Chad’a. Kiedyś na występie baletowym mój partner złamał sobie rękę na próbach i mój brat postanowił go zastąpić kompletnie nie znając układu i przedstawienia. To była chyba najlepsza komedia, jaka kiedykolwiek ujrzała światło dzienne. Doskonale pamiętam to jak przyłapał mnie na moich pierwszych wagarach z Emily. Albo to jak groził każdemu chłopakowi, który się do mnie przystawiał, że jeżeli mnie zranią to wyślę ich na Syberie. To z nim pierwszy raz się upiłam i to on musiał się tłumaczyć rodzicom. Był na mnie obrażony przez dobry miesiąc. Jednak chyba najlepszym wspomnieniem były nasze wspólne wieczory, kiedy miałam doła i leżał ze mną w łóżku, tuląc mocno do siebie. Opowiadał mi jakieś śmieszne i dziwne rzeczy żebym się rozchmurzyła i przestała płakać. Zawsze był przy mnie, gdy go potrzebowałam. Zawsze mi pomagał, bronił mnie, rozśmieszał. Tylko on umiał wywołać szczery uśmiech na mojej twarzy. A później wszystko zepsuł swoją głupotą. Odszedł w najmniej odpowiednim momencie. Nie było go już przy mnie, gdy popełniłam największy błąd swojego życia, uprawiając seks z John’em. Nie było go przy moim szpitalnym łóżku, jak leżałam ledwo przytomna z wycieńczenia. Nie było go ze mną wieczorami, gdy płakałam z bezsilności. Po prostu go już nie było.

- Chcę usłyszeć resztę historii, czemu nie wróciłeś do nas i nie powiedziałeś nam całej prawdy? - odsunęłam się od niego i otarłam policzki od łez.

- To proste bałem się, że mnie nie przyjmiecie - włożył dłonie do kieszeni swoich spodni i spuścił głowę w dół.

- Wiesz my wiemy, co to znaczy rodzina i nie ważne, co byś zrobił nigdy byśmy się od ciebie nie odwróciły, bo nasza miłość do ciebie jest bezwarunkowa. Przykro mi, że jesteś takim idiotom i tego nie rozumiesz - mówiłam już pewniejszym głosem.

- Cailin.. - podniósł głowę i patrzył się na mnie wzrokiem mówiącym wybacz mi. Podniosłam rękę w geście żeby nic już nie mówił.

- Jesteś dla mnie zerem Chad, nie chcę cię znać - powiedziałam zawiedzionym wzrokiem i udałam się w stronę restauracji.

- Mama się ode mnie nie odwróciła! - krzyknął za mną powodując, że momentalnie stanęłam w miejscu i odwróciłam się na pięcie.

- O czym ty mówisz? - zmarszczyłam brwi z zakłopotania.
Dzień robi się naprawdę coraz lepszy.

- Wysłałem mamie pewnego razu list, wytłumaczyłem jej wszystko. Spotkała się ze mną i mi wszystko wybaczyła. Powiedziała, że mnie rozumie i nie ma mi za złe.

Jego słowa podziałały na mnie jak wielki kubeł zimnej wody. Mama wiedziała. Mama do kurwy nędzy wiedziała o wszystkim i mi nie powiedziała. Słyszała jak płaczę po nocach, jak modlę się do Boga żeby przywrócił mi moją rodzinę. Wiedziała o tym jak cholernie cierpiałam i jakie to wszystkie było dla mnie trudne. Rozumiecie to, ona to wszystko wiedziała była świadoma tego, że nie radzę sobie z odejściem taty i brata. Przez ten cały czas mnie okłamywał. Wszyscy mnie okłamywali. Cała moja pieprzona rodzinka łgała mi prosto w oczy.

- Nie miej jej tego za złe proszę cię, ja ją poprosiłem o to żeby ci nie mówiła -€“ zaczął się tłumaczyć jakby się bojąc tego, że mogę coś zrobić własnej matce. Oj uwierzcie, że aktualnie miałam ochotę jej urwać głowę.

- Zniknij z mojego życia raz na zawsze - powiedziałam drżącym głosem - wszyscy zniknijcie! - tym razem już krzyknęłam czując jak zaraz wybuchnę. Odwróciłam się na pięcie i weszłam do restauracji.

Moje życie staje się coraz to większą tajemnicą i jednym wielkim kłamstwem.


______________________________

Kto już nie może doczekać się studniówki Jailin?!
Z góry przepraszamy, że rozdziały pojawiają się tak rzadko,
ale postarajcie się nas zrozumieć. Jest szkoła, dużo nauki,
obie w tym roku mamy testy, Lola gimnazjalne, a ja zawodowy, więc
troche roboty w szkole mamy. Bloga nie chcemy zawieszać,w żadnym wypadku!
Musicie się zbroić w cierpliwość za rozdziałami, przepraszamy..
I tak chyba coraz mniej osób nas czyta, zgadłam?
Do następnego!

17 komentarzy:

  1. Nie sądze że mniej osoób czyta to swietne fanfiction.Pewnie po prostu nie chce im się komętowac...Ja tez bylam jedną z tych osób ale wzielam się za siebie i postanowilam ze pod kazdym twoim rozdzialem zostawie chociaz jedeb krotki komentarz:) A tak z innej beczki to jestescie swietne w tym co robicie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O KURWA TO IDEAL E KOCHAM XIE

    OdpowiedzUsuń
  3. SUPER ! ! ! CZEKAM NA NEXT ! ! ! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział !!!
    Czekam na ich studniówkę :))))
    Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. lkdfjgkldfgh ja już zapomniałam ze ona ma brata hahaha kiedy wkońcu caitlin zrozumie że Justin ją kocha i w ogóle

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział, chciałabym żeby oni w końcu byli razem <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Fantastyczny :))))

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG nigdy bym sie tego nie spodziewała, aaaaaa taki idiota, a matka jeszze gorsza, jezu tak cholernie czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  9. omg nie powiedziałabym nigdy że chad sie pojawi znowu w życiu cailin
    coś mi sie wydaje że na studniowce cos sie przydarzy co nie jest za fajne dskjdhcsdkfdshkafbds

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow, robi się coraz gorzej dla Catilin :c

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialny.. czekam na kolejny <333

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny!!!! Kiedy następny ?

    OdpowiedzUsuń
  13. jaki świetny! nie moge sie doczekac kolejnych!

    OdpowiedzUsuń
  14. Wspaniały rozdział :O Końcówka bardzo ujmująca. Czekam na kolejny!


    Już niedługo drugi rozdział na: http://collision-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń