Strony

sobota, 11 października 2014

14.

Wyprowadziłam szybko z piwnicy swój stary miejski rower i zamknęłam wielkie metalowe drzwi. Wsadziłam swoją torebkę do wiklinowego koszyka, który był gratisem do pojazdu. Wyniosłam rower po schodach do góry i już po chwili byłam na alejce prowadzącej do wyjazdu z mojego osiedla. Usadowiłam się wygodnie na siodełku, założyłam szybko słuchawki puszczając jakąś playliste i ruszyłam w stronę domu Justina. Pogoda dzisiaj była przyjemna i śliczna. Świeciło słońce i był lekki wiatr, więc nie było upału. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a na wielkich zielonych drzewach siedziało mnóstwo ćwierkających ptaszków. Czułam się jak w jakiejś bajce czy reklamie. Wiatr rozwiewał delikatnie moją kwiecistą spodniczkę i wyrwał mi kilka kosmyków z niechlujnego koczka. Wyjechałam ze swojego osiedla i włączyłam się do ruchu drogowego. Podśpiewywałam sobie pod nosem tekst piosenki, która akurat rozbrzmiewała mi w słuchawkach. O dziwo byłam dzisiaj w bardzo dobrym humorze. Obudziłam się wypoczęta, co było dziwne, a jeszcze bardziej podejrzane było to, że obudziłam się z uśmiechem na twarzy. Mój poranek wyglądał mniej więcej jak w jakimś teledysku. Wstałam tanecznym krokiem z łóżka, zaczęłam tańczyć i śpiewać i się śmiać. Wyglądało to tak sztucznie i nierealnie, ale mi się podobało. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zaczęłam dzień z taką chęcią przeżycia tego danego dnia. Jeszcze zważając na to, co się podziało ostatnio u mnie w życiu to tym bardziej to wszystko było dziwne, bardzo dziwne. Więc jak już jesteśmy przy tym temacie to może was wtajemniczę w to wszystko. Jak sobie radzę z tym, że moja własne rodzina okłamywała mnie latami? Mianowicie mam na to wywalone i się z tego po prostu śmieje. Nie mają chyba pojęcia jak bardzo żałośnie się zachowywali i ogólnie jak bardzo żałośni są. Do mamy się nie odzywam, traktuję ją jak powietrze. Widocznie się już z tym pogodziła, bo nie stara się mnie zagadywać ani przepraszać. Chad’a od naszego ostatniego, lub może powinnam powiedzieć pierwszego spotkania, nie widziałam ani nie kontaktowałam się z nim. Ostatnie kilka dni spędziłam na wracaniu do formy, potajemnych treningach i spotkaniach z Justinem no i oczywiście szkołą. Nie wierzę, że to mówię, ale czułam się naprawdę dobrze przez te ostatnie kilka dni. Nie macie pojęcia jak się cieszę z tego powodu. Może moje życie w końcu się ustatkuję i będę żyła jak normalna nastolatka. Skręciłam na skrzyżowaniu w prawo, a później od razu wjechałam w uliczkę gdzie byłam umówiona z Mattem. Uśmiechnęłam się, widząc ciemnoskórego przyjaciela czekającego na mnie pod swoim domem. Pomachałam do niego, a następnie wjechałam na chodnik. Podjechałam tuż pod jego drzwi i się zatrzymałam zeskakując z roweru.

- Hej mała – uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie mocno swoimi wielkimi ramionami.

- Hej duży – zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.

- Widzę, że humor dopisuje!

- A żebyś wiedział – założyłam kosmyk włosów za ucho, uśmiechając się lekko – więc masz to, o co prosiłam? – spytałam z podekscytowaniem w głosie i zaczęłam ilustrować Matta wzrokiem czy czegoś przypadkiem nie trzyma lub nie chowa.

- Mam mam – zaśmiał się i podał mi szklaną butelkę zapakowaną w papier. Wzięłam od nie prezent i uśmiechnęłam się cwaniacko.

- Dziękuję! – pisnęłam, wkładając  opakowaną butelkę do koszyka.

- Tylko nie obrzygaj domu! – podniósł na mnie ostrzegawczo palca a następnie szybko przytulił i pocałował w czoło. Zaśmiałam się tylko, trącając go łokciem w bok. Pożegnałam się z nim i wsiadłam z powrotem na rower.


Zadzwoniłam dzwonkiem do wielkiej rezydencji rodziny Justina. No dobra może z określeniem rezydencja to przesadziłam no, ale ten dom jest serio wielki. Zadzwoniłam kolejny raz i kolejny i zaczęłam się bawić tym dzwonkiem tańcząc do irytującej melodyjki.

- No przecież kurwa idę no! - usłyszałam poirytowany i zaspany głos Justina.

Zaśmiałam się cicho na myśl, jaki będzie zdziwiony, kiedy mnie tu zastanie. Tak pewnie się zastanawiacie, czemu stoję o 8 rano w piątek w tak dobrym humorze przed domem Justina. Więc pozwólcie, że wam wszystko wyjaśnię. Postanowiłam zaaranżować nam małe wagary. Patrząc na to jak nasza frekwencja i tak jest już marna to uznałam, że jak kolejny dzień opuścimy to nic takiego się nie stanie. Po kryjomu poprosiłam Marie jak ostatnio byłam na chwilę u Justina żeby gdzieś się wyrwała w piątek, czyli dzisiaj żebyśmy mogli mieć z Justinem cały dom dla siebie. I o to jestem, uśmiechnięta od ucha z naszym ulubionym Bourbonem w prawej ręce, a ze świeżutkimi babeczkami i ciastkami w lewej ręce. To będzie naprawdę udany dzień. Usłyszałam przekręcane zamki w drzwiach, a po chwili pojawił się przede mną Justin w samych bokserkach z poczochranymi włosami i zaspaną twarzą. Cholera nie przewidziałam tego, że będzie tak seksownie wyglądał rano. No, bo kto normalny wygląda seksownie zaraz po wstaniu? No kto?

- Cailin? Bourbon? Śniadanie? – zmarszczył brwi, powodując kilka zmarszczek na swoim czole – dziś są moje urodziny czy co? – zaśmiał się ziewając – boże kobieto zabije cię, obudziłaś mnie a miałem taki cudny sen! – jęknął jak małe dziecko, wyrzucając ręce w powietrze.

- Tak ciebie też miło widzieć, nie nie musisz dziękować za śniadanie – powiedziałam ironicznie i weszłam do środka, przechodząc obok niego i udałam się od razu do kuchni. Usłyszałam jak zamyka drzwi, a po chwili stał tuż za mną, obejmując mnie w pasie.

- Dzień dobry – mruknął mi do ucha i pocałował delikatnie w policzek. 

Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i odwróciłam przodem do niego, opierając się o bok wyspy.

- Pomyślałam żebyśmy sobie zrobili jeden dzień wolnego od szkoły – uśmiechnęłam się szeroko i położyłam swoje zimne dłonie na jego nagim torsie – więc przynoszę dary – zaśmiałam się i sięgnęłam po szklanką butelkę z trunkiem. Uśmiechnęłam się cwaniacko i pomachałam mu przed nosem prezentem.

- Kusząca propozycja – mruknął i przygryzł delikatnie wargę – a tak po za tym to ślicznie dziś wyglądasz – wziął ode mnie butelkę i postawił ją z powrotem na blat, a mnie natomiast mocno przytulił do siebie.

- Uwierz, że również tak się czuję – powiedziałam z uśmiechem i wtuliłam się w jego gorące ciało.

- Cieszę się – pocałował mnie w głowę, a następnie odkleiliśmy się od siebie.

- Idź się ogarnąć, a ja przygotuję śniadanie – potarłam dłonią o dłoń, a następnie klasnęłam w geście ekscytacji.
***
Wyszedłem z łazienki, owijając ręcznik wokół pasa. Udałem się do garderoby zostawiając za sobą mokre ślady na wykładzinie. Wyjąłem z szuflady czerwone bokserki i szybko je na siebie włożyłem. Ręcznikiem wytarłem jeszcze włosy, a następnie rozwiesiłem go na drzwiach od garderoby. Otworzyłem szafę i szukałem wzrokiem pomarańczowych rybaczek. Widząc białe wystające sznurki spod stery ubrań, pociągnąłem za nie i po chwili miałem w rękach szukane spodnie. Założyłem je, a następnie pobiegłem na dół do kuchni, w której była Cailin.

- Mmm kocham ten zapach, słodycze i alkohol – mruknąłem rozmarzony i usiadłem przy wyspie, na którą blondynka właśnie położyła wielki talerz z babeczkami i ciasteczkami. Babeczki były maślane i czekoladowe, a ciastka kruche z kawałkami czekolady. Wszystkie moje ulubione, idealnie trafiła. Natomiast obok talerza ze smakołykami postawiła dwie szklanki z brązową zawartością. Drinki, jeszcze lepiej. Najlepsze śniadanie w życiu.

- Smacznego – blondynka powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy i usiadła naprzeciwko mnie.

Była w takim dobrym humorze i stanie. Na to czekałem od dłuższego czasu. Na zdrową i szczerze uśmiechniętą Cailin. Mogę umierać szczęśliwie. Może i nie podobał mi się wcześniejszy tryb życia dziewczyny, do którego pewnie i tak wróci, to podziwiałem ją za to wszystko. Była naprawdę twarda. Mało dorosłych, pracujących ludzi radzi sobie tak dobrze jak Cailin. Ona naprawdę ma trudno, ale i tak daje sobie radę. Czasami, gdy ma chwilę załamania widzę jak bardzo tego wszystkiego nie znosi i jak bardzo ją to boli. Widać po niej, że to, co ona robi już nie sprawia jej przyjemności. Robi to, bo musi, bo wie, że to jej obowiązek. Nie cieszy się już z życia. Za dużo razy życie dało jej w kość i ją zraniło. Cierpi wewnętrznie i robi wszystko żeby jej prawdziwe emocje i uczucia nie ujrzały światła dziennego. Prędzej czy później się w końcu złamie i wykrzyczy wszystko, co w niej siedzi i co ją męczy. I wtedy ja będę przy niej czekał z ramieniem do wypłakania się i ze wsparciem. Zasługuje na dobro w życiu i ja będę starał się dawać jej same dobre rzeczy.

- Więc jak tam? – spytałem, wgryzając się w wielką czekoladową babeczkę. Wydałem z siebie jęk rozkoszy, przymykając oczy – boże to jest pyszne – mruknąłem z pełną buzią. Blondynka tylko się zaśmiała z mojej głupoty i również wzięła czekoladową babeczkę. Mogę robić z siebie największego głupca na świecie tylko żeby spowodować uśmiech na jej pięknej twarzy.

- Jak już udało mi się wspomnieć to bardzo dobrze, wyspałam się, mam dobry humor i jestem gotowa na wspaniały dzień z moim najwspanialszym przyjacielem – uśmiechnęła się szeroko i wzięła kęsa babeczki – boże, ale jestem dobrą kucharką – również jęknęła z rozkoszy, konsumując babeczkę.

- Ty je zrobiłaś? – spytałem, połykając wielki kawałek słodkości. Wyobraziłem sobie teraz ją w fartuchu i samej bieliźnie, ubrudzoną mąką i innym składnikami. Cholera muszę poprosić mamę żeby nam taką sesje załatwiła.

- Kocham gotować – zaśmiała się i sięgnęła po szklankę z alkoholem, a następnie wzięła dość sporego łyka – a alkohol jeszcze bardziej – mruknęła cwaniacko i włożyła końcówkę ciastka do buzi połykając ją.

- A ja definitywnie pokocham cię gotującą w mojej kuchni nagą – poruszałem cwaniacko brwiami i się zaśmiałem.

- Czemu nie mogę mieć przyjaciela geja?! – krzyknęła unosząc głowę w stronę nieba mając pretensje do Boga.

- Ej ja tu jestem! – pisnąłem oburzony i rzuciłem w nią kawałkiem babeczki.

- Nie marnuj jedzenia gówniarzu! – krzyknęła oburzona i się zaśmiała, rzucając we mnie całym ciastkiem. Zrobiłem unik i ciastko rozwaliło się o ścianę i spadło na kafelkową podłogę. Oboje wybuchliśmy śmiechem, a następnie wzięliśmy kilka łyków naszych wspaniałych drinków.

- Co powiesz na kąpiel w basenie? – wstałem od wyspy, zgarniając puste szklanki i butelkę z trunkiem.

- Jasne pewnie szkoda, że nie mam stroju – powiedziała ironicznie i tak też się uśmiechnęła – chociaż w sumie mogę w bieliźnie – wzruszyła ramionami i również wstała od wyspy.

- I to mi się podoba – mruknąłem zadowolony – w takim razie chodźmy zaszaleć – szturchnąłem swoim biodrem jej i wyszedłem z kuchni.


Przepłynąłem kilka długości basenu żeby zabić czas czekając na blondynkę. Podpłynąłem do brzegu, widząc jak Cailin kładzie ręczniki na leżaku. Zilustrowałem ją od góry do dołu, dokładnie przyglądając się jej odkrytym partią ciała. Miała na sobie komplet jasno różowej bielizny. Wyglądała przesłodko, jak taki cukiereczek. Czy ja właśnie ją porównałem do cukiereczka? Proszę przemilczmy to. Dziewczyna uniosła do góry ręce w celu związania włosów w tego jej słynnego niechlujnego koczka. Przyjrzałem się dokładniej widząc oznaki wychudzenia. Kość biodrowe jej sterczały, żebra było blisko przebicia skóry tak samo jak obojczyki. Owszem Cailin nigdy nie była jakąś grubą osobą, ale nie aż tak chudą jak była obecnie. To wyglądało trochę niezdrowo, dobra bardzo niezdrowo. Zaczynała przypominać anorektyczki. Okej może przesadzam, ale była na dobrej drodze, ale mamy jeszcze drugie „ale”! A mianowicie  wtedy wkraczam ja, przystojny wybawiciel z fryzurą bohatera i peleryną. Ratuję ją z opresji i wszystko wraca na swoje miejsce. Mądry jestem prawda?

- Bomba leci! – krzyknęła Cailin i zrobiłam rozbieg żeby zaraz wylądować z wielkim pluskiem pod taflą wody.

Zaśmiałem się i podpłynąłem do zamoczonej i uśmiechniętej blondynki. Podszedłem ją od tyłu i objąłem w pasie przyciągając do siebie.

- Hej – mruknąłem jej do ucha z uśmiechem na twarzy.

- Zimnooo – Cailin przeciągnęła ostatnią sylabę w wyrazie żeby dać nacisk na jej obecne odczucia.

Przyciągnąłem ją bardziej do swojej sylwetki. Bez względu na sytuację czy pogodę zawsze miałem ciepłe ciało. Tak nawet w zimny basenie. Widzicie jestem po prostu gorący. Wyobraźcie sobie jak właśnie ruszam cwaniacko brwiami.

- Zaraz się rozgrzejesz – potarłem delikatnie jej ramiona – chyba, że mam pomóc? – spytałem się z tym swoimi słynnym zadziornym uśmieszkiem na twarzy.

Czemu my nie pójdziemy na układ „przyjaciele z dodatkami seksualnymi” do cholery? Ja jestem napalony, ona jest napalona, więc mielibyśmy problem z głowy. To niesprawiedliwe.

- Zależy, co masz w rękawie – mruknęła, chichocząc. Nie sprzeciwiała się, co do tego, że trzymałem ją jak najbliżej się dało. Wręcz przeciwnie, wtulała się we mnie jeszcze bardziej. Widocznie czuła się komfortowo i dobrze, co oznacza plus dla mnie.

- Hmm pomyślmy – powiedziałem udając akcent jakbym był jakimś brytyjskim filozofem.
***
Dotyk jego ciepłych rąk na mojej nagiej skórze doprowadzał mnie do ciągłych dreszczy. Za każdym razem, gdy jego opuszek przejechał delikatnie po moim ciele, czułam jak moje komórki, nerwy świętują wystrzeliwując milion fajerwerków niczym jak w święto czwartego lipca. Moje komórki wręcz szalały za jego dotykiem. Ja szalałam za jego dotykiem. Zawsze obchodził się ze mną tak delikatnie. Jakbym była jakimś zabytkiem lub dziełem sztuki wartym niezliczone ilości banknotów dolarowych. Czy uważałam, że to dziwne, iż nasza dwójka pozwala sobie na takie zbliżanie się do siebie? Oczywiście, że nie znam odpowiedzi na to pytanie, więc pozostanę przy mojej ulubionej, a mianowicie, nie wiem. Czy to dziwne, że dwójka przyjaciół jest na siebie napalona? Okej analizując teraz to pytanie uważam, że to bardzo dziwne. Nic na to nie poradzę, że on mnie pociąga, a ja pociągam jego. W sumie moglibyśmy pójść na układ „wszystko bez zobowiązań”, ale nie uważam żeby Justin był tego typu kolesiem, zwłaszcza wobec mnie. Muszę pozwolić sytuacją żeby się rozwijały same i później się zobaczy, do czego to nas doprowadzi. Nie powinniśmy sobie zawracać głowy takim rzeczami typu „co by było gdyby..”. żyjemy teraźniejszością, więc nią powinniśmy się przejmować. Nie jestem żadnym medium i przypuszczam, że nikt nim nie jest, więc nie możemy żyć przyszłością. Nie żyję się przyszłością.

- Ty żeby ci się mózg nie przegrzał – zaśmiałam się, patrząc na niego przez ramię.
Schował swoją minę mówiącą „nie przeszkadzaj, bo staram się myśleć”, a zamiast niej pojawił się oburzony wyraz twarzy. Zaczął się sztucznie śmiać i uderzać dłonią o swoją pierś, po chwili mina mu zrzedła i popatrzył się na mnie z ironią wymalowaną na twarzy.

- Nie śmieszne – parsknął, na co ja w odpowiedzi się zaśmiałam i chlapnęłam go wodą prosto w twarz.

Od razu uwolniłam się z jego uścisku i jak najszybciej potrafiłam - czyli jak żółw, bo jak wiecie bieganie w wodzie, która sięga ci do szyi nie jest proste – pobiegłam w przeciwną stronę, oddalając się od niego.

- Chodź tu cwaniaro i przyjmij zemstę na klatę jak prawdziwy mężczyzna! – Justin krzyknął z powagą w głosie.

Zaśmiałam się i schowałam się w rogu basenu. Ironią było to, że się raczej nie schowałam, bo mnie idealnie widział. Zmierzał w moim kierunku jakby był wielką godzillą przemierzającą dżunglę w poszukiwaniu jedzenia, a tym jedzeniem byłam ja, a dżunglą woda, sięgająca mu do klatki piersiowej.  Moje porównania naprawdę są czasami dziwne i bezsensowne. Patrzyłam się na niego z cwaniakiem wymalowanym na twarzy, chciałam tą miną przekazać to, że się nie boję i, że jestem twardzielką. Choler a muszę zacząć skupiać się na tym, co zamierzam powiedzieć, bo później to brzmi strasznie żałośnie. On natomiast serio wyglądał jak wygłodniałą godzilla. Chociaż dało się dostrzec, że powstrzymuję się od śmiechu, gdy jego kąciki ust, co jakiś czas drżały.

- Jak ostatni raz sprawdzałam to byłam kobietą, ale nieważne – machnęłam ręką w geście pominięcia tego tematu i się zaśmiałam.

Był coraz bliżej mnie, a ja nie miałam jak uciec, bo tak ja ta mądra ja schowała się w rogu gdzie nie ma możliwości ucieczki. Widzicie, jaka jestem mądra? Niczym słynna London Tipton z tego starego serialu produkcji Disney’a. Porządne dzieci będą wiedzieć, o kogo chodzi. Zaczęłam chlapać w niego wodą żeby jakoś się obronić i go oślepić na chwilę tym samym dając mi możliwość do ucieczki. Zamiast tego, co miałam zaplanowane wyszło kompletnie coś innego. A mianowicie chlapałam tak mocno, że sama się oślepiłam, bo jak już mówiłam należę do tych London Tiptonowych osób i nie zamknęłam oczu. W rezultacie tego wszystko poczułam dwa silne ramiona, które objęły mnie w pasie i podniosły do góry. Skuliłam się w kulkę będąc przygotowaną na wielkie nurkowanie.

- Mam cie – Justin nagle mi szepnął do ucha, a chwilę później wyrzucił mnie w powietrze.

Pisnęłam głośno tuż przed wylądowaniem pod taflą wody. Zaśmiałam się w duchu ze swojej głupoty i również z tego jak świetnie się bawiłam. Otworzyłam oczy pod wodą i ku mojemu zdziwieniu ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Justina. Podpłynął do mnie i wypuścił kilka bąbelków w moją stronę, śmiejąc się. Poczochrałam mu mokre i oklapnięte włosy, a następnie przytuliłam się do niego mocno uśmiechając jak głupia. Odbił się nogami od kafelkowego podłoża i wypłynęliśmy nad tafle wody. Przetarłam twarz dłonią, ruszając głową na boki żeby pozbyć się wody, a drugą dłonią mocno trzymałam się Justina. Otworzyliśmy oczy w tym samym momencie i od razu nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Przybliżył swoją twarz do mojej tak, że nasze policzki się ze sobą stykały. Znajomy dreszcze przeszedł przez moje ciało i nie to nie przez to, że było mi zimno.

- Zdradzić ci sekret? – wyszeptał mi prosto w policzek tak cicho jakby się bał, że ktoś nas usłyszy pomijając ten fakt, że nikogo poza naszą dwójką tutaj nie było. Zachichotałam.

- Zależy jaki – również szepnęłam tak jak on, chichotając cały czas. Był słodki.

- Bardzo fajny – zmienił swój głos na ton pasujący do czterolatka zaczynającego dopiero, co edukacje w przedszkolu. Boże to było takie urocze.

- W takim razie już się nie mogę doczekać go poznać – powiedziałam z udawany podekscytowaniem w głosie. Przesunął swoje usta na moje ucho. Czując jego oddech na mojej wrażliwej skórze, niekontrolowanie zacisnęłam dłoń na jego szyi. Pocałował je delikatnie. Poczułam jak się lekko uśmiecha. To nie był ten zadziorny typowy uśmiech tylko po prostu lekki uroczy uśmiech.

- Uwielbiam jak się uśmiechasz – łagodność i ciepło jego głosu podziałały na mnie jak strzała Amora, dosłownie. Coś w jego głosie było inne niż zawsze. To, w jaki sposób wypowiedział te kilka słów, z jakim uczuciem i przejęciem chowającym się w tonie jego głosu. Coraz więcej zaistniałych sytuacji dawało mi dużo do myślenia. Starając się odgonić moje przemyślenia, uśmiechnęłam się lekko i schowałam twarz w jego szyję.

- Cóż cieszę się, że sprawiam ci w jakiś sposób przyjemność – powiedziałam z zadowoleniem w głosie i zaśmialiśmy się oboje. Zabrzmiało to trochę dwuznacznie i typowy Justin wyłapałby jakiś podtekst w tym zdaniu, ale on po prostu mnie mocno do siebie przytulił. Wiem jedno, pomiędzy nami nie ma już tylko przyjaźni.

Po kilku godzinnym - czyli wtedy, kiedy nasza skóra zaczęła przypominać skórę naszych dziadków, a nawet pradziadków - chlapaniu się i wygłupianiu w wodzie w końcu wyszliśmy i wróciliśmy do domu. Postanowiliśmy zrobić coś do jedzenia, bo dochodziło już południe, a następnie walnąć się na kanapę i oglądnąć jakiś denny amerykański film. Wyjście z basenu nie było takie normalne, jakie powinno być. Zamiast wyjść to jeszcze tak z kilka razy wrzuciliśmy się nawzajem do wody. Walczyliśmy zawzięcie żeby w końcu dotrzeć do leżaków, na których były nasze ręczniki. Byłam już tak, blisko gdy setny raz poczułam wielkie ramiona oplatające mnie w pasie, a następnie wrzucające mnie do wody. My zawsze nadajemy jakimś czynnościom coś nowego i innego. Robimy wszystko żeby nie było nudno i tak przeciętnie. Więc zamiast po prostu wyjść z wody jak normalny cywilizowani ludzie my musieliśmy robić to, co robiliśmy. W końcu uznaliśmy, że to jednak zrobiło się nudne i już wyszliśmy normalnie, razem z wody. Posiedzieliśmy chwilę na leżakach żeby pozwolić słońcu trochę nas osuszyć, po czym wzięliśmy swoje rzeczy i wróciliśmy do domu. Zrobiliśmy sobie nawzajem turbany na głowie dla zabawy i paradowaliśmy z nimi po domu. Justin poleciał po jakieś ubrania dla mnie i dla siebie, a ja czując się trochę dziwnie chodząc w samej bieliźnie pod domu mojego coś więcej niż przyjaciela, niepewnym krokiem poszłam do kuchni rozmyślając nad tym, co zrobić dla tego dzieciaka na obiad. Pokonując dość długi dystans z salonu do kuchni miałam wystarczająco czasu na skomponowanie dania w myślach. Uznał, że jednak duży dom to nie taki minus. Masz dużo czasu na obmyślenie, czego lub wymyślenie przechadzając się z jakiegoś miejsca do jakiegoś innego. W końcu dotarłam do celu, wchodząc do wielkiej kuchni, która była najpiękniejszą kuchnią, jaką kiedykolwiek widziałam. Meble, szafki i szuflady, były błyszcząco białe, a wszystkie blaty i stół oraz krzesła były z jasnego drewna. na dodatek był bardzo przestronna i jak już wcześniej wspomniałam, wielka. Podeszłam do biało drewnianej wyspy i klasnęłam w dłonie, orientując się, że nie mam kompletnego pojęcia gdzie co jest. Po Justinie nie było śladu, a nie chciałam marnować czasu na bezsensownym siedzeniu i nic nie robieniu. Postanowiłam, więc zaryzykować i znaleźć wszystkie potrzebne mi rzeczy. W planie miałam do zrobienia przeciętne danie, a mianowicie kurczaka z ryżem i warzywami. Rozpoczynając swoje poszukiwania czułam się jak w takim teleturnieju. Zadawałam sobie pytania gdzie co może być, odpowiadałam na nie i albo się cieszyłam znajdując to, co chciałam lub też załamywałam i wkurzałam jak któryś już raz z kolei nie mogłam trafić właściwie. Pomińmy fakt, że gadałam do siebie jak jakaś chora psychicznie. W sumie ja cały czas to robię. Po jakiś dziesięciominutowych poszukiwaniach zaczęłam się coraz bardziej denerwować z dwóch powodów. Po pierwsze gdzie do cholery był Justin, a po drugie czemu ta kuchnia musi być taka duża i musi mieć tyle możliwych miejsc do schowania akurat tych rzeczy, które ja potrzebuje. Poddając się, trzasnęłam dolną szafką i wstałam odwracając się przodem do wyspy kuchennej. Podniosłam głowę i moje oczy spotkały rozbawione oczy Justina. Stał w drzwiach do kuchni powstrzymując się od śmiechu, ubrany w same dresy zlatujące mu z pośladków.

- Jak długo tu stoisz? – spytałam, unosząc jedną brew, ręce krzyżując na piersi, a ciężar ciała przenosząc na lewą nogę.

- Wystarczająco długo żeby być świadkiem twoich dość ciekawych poszukiwań – zaśmiał się i podszedł do wyspy, stając po jej przeciwnej strony. Oparł się rękoma o krawędzi blatu i spojrzał na mnie z uroczym uśmiechem na twarzy.

Przysięgam wam, że gdyby nie te cholernie drogie naczynia i akcesoria kuchenne znajdujące się na wyspie no i zlew to rzuciłabym się na niego i pieprzyła jak głupia na tym drewnianym blacie. Niestety z przykrością nie mogłam tego zrobić z trzech powodów, (a) żeby zrobić to, co chciałam na tym blacie musiałabym wszystko z niego zrzucić, co by się wiązało z odkupywaniem każdej rzeczy, które uwierzcie mi wymagały dość sporo zielono banknotów, (b) prawdopodobnie zaklinowałabym się w zlewie i (c) nie mogę do cholery pieprzyć się z moim coś więcej niż przyjaciel w kuchni w domu jego rodziny, gdzie jego ojciec mnie nie trawi! Postanowiłam nie skupiać się na tym jaką straszną ochotę miałam zignorować te kilka powodów i naprawdę się na niego rzucić, tylko na tym jak seksownie aktualnie on wyglądał. Te ramiona, widziałam każdy napięty mięsień. Jego żyły na rękach i przedramionach. To spojrzenie. Boże te mięśnie na brzuchu i jeszcze te durne tatuaże, które dodawały wszystkiemu jeszcze więcej seksapilu. Dobra to nie był dobry pomysł skupiać się na nim, ponieważ teraz znowu mam ochotę zrobić to, na co miałam przed chwilą. Dobra Cailin już cicho przestań myśleć o tym cholernie seksownym wrzodzie na tyłku i skup się na kurczaku.

- Jesteś wredny – wystawiłam w jego stronę język i zabrałam się za robienie tego nieszczęsnego obiadu.

W odpowiedzi dostałam tylko soczystego buziaka w czoło. Ubraliśmy razem fartuchy, Justin wyjął z szafek rzeczy, których mi się nie udało znaleźć i zaczęliśmy współpracować przy naszym kurczaku z ryżem i warzywami. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy, rzucając w siebie nawzajem resztkami jedzenia. Maria będzie miała co sprzątać – pomyślałam trochę jej współczując. Nie było mi jej żal, bo pracowała jak gosposia, to nie jest żadna wstydliwa praca moim zdaniem. a po drugie widać było po niej, że praca w domu rodziny Justina sprawia jej przyjemność i to nie są dla niej żadne katusze. Była traktowana jak członek rodziny, który po prostu lubi sprzątać i gotować. Dobrze to ujęłam prawda? Wrzuciłam ryż do gotującej się wody i od razu go zamieszałam. Justin pojawił się u mojego boku wrzucając na rozgrzany olej pokrojone warzywa. Szturchnęłam go biodrem i się zaśmiałam, puszczając mu oczko. Nasze wspólne gotowanie wyglądało jak w tych przeciętnych amerykańskim romansidłach. Kobieta ubrana w koszule swoje mężczyzny, paraduje po kuchni tańcząc do piosenek puszczanych w radiu. Mężczyzna natomiast ma na sobie tylko bokserki i jego zadaniem jest przyglądanie się swojej kobiecie i wspominanie dzikich chwil z ich wspólnej nocy. Wiecie, co staram się wam opisać prawda? Oczywiście były pewne różnice pomiędzy nimi a nami. Ja byłam w samej bieliźnie, która na dodatek była mokra od kąpieli w basenie, a Justin był w dresach. Zachowywaliśmy się jak słodcy zakochani, karmiąc się nawzajem, śmiejąc i rzucając w siebie jedzeniem. No i nie byliśmy po wspólnej dzikiej nocy, ale i tak dalej to wszystko mi przypominało właśnie taki moment. Mówiłam wam już, że moje porównania naprawdę są dziwne i zauważyłam, że robią się jeszcze dziwniejsze. Za niedługo to będę strzelać takimi metaforami i porównaniami, że wszyscy poeci i pisarze będą mogli mnie w dupę pocałować, kolokwialnie mówiąc.

- Okej chyba już jest gotowe - mruknął Justin, przyglądając się każdemu naczyniu, które stało na kuchence. Wyłączył palniki i ściągnął po kolei patelnie z warzywami, następnie z kurczakiem i na końcu garnek z ryżem. Podałam mu talerze i wcisnęłam się pomiędzy niego a blat, przy którym stał.

- Idź przygotować jakiś film i ogarnąć w miarę salon, a ja nałożę – powiedziałam, biorąc do ręki drewnianą łyżkę. Odepchnęłam go biodrem jak już miałam to w zwyczaju i zabrałam się za nakładanie jedzenia. Nałożyłam nam po dwie łyżki brązowego ryżu, układając go w pionową dość grubą kreskę. Wzięłam patelnie z kurczakiem i wysypałam nam go po równo obok ryżu również formując kawałki w jedną pionową kreskę. Na koniec ułożyłam warzywa tak samo jak pozostałe rzeczy. Miałam świra na punkcie dekorowania talerzy jedzeniem. Nawyk, który odziedziczyłam po mamie. Zawsze mu być ładnie i kolorowo na talerzu. Położyłam talerze na wielkiej tacy, na której również położyłam sztućce i serwetki. Rozglądnęłam się po kuchni patrząc czy o czymś nie zapomniałam, po czym poszłam za Justinem do salonu.

- Podano do stołu – powiedziałam śpiewnym tonem, kładąc tace na ławie przed wielką brązową sofą.

- Pachnie pysznie – mruknął Justin, pocierając dłonią o dłoń, zwarty i gotowy do konsumowania naszego dzieła.

- Kurcze zapomniałam o piciu, czekaj chwilę – podniosłam się z sofy, ale zaraz zostałam pociągnięta na nią z powrotem.

- Spokojnie ja o to zadbałem – Justin pomachał mi przed twarzą butelką z trochę już upitym trunkiem. Cwaniackie uśmiechy równocześnie wkradły się na nasze twarze.


Leżeliśmy z Justinem na sofie z zaplątanymi nogami. Oboje byliśmy pochłonięci durną komedią dopóki na ekranie nie pojawiły się napisy końcowe i dobrze mi znana piosenka MC Hammer’a „U Can’t Touch This”. Westchnęłam głośno, masując się po brzuchu. Jedzenie było pyszne i to bardzo pyszne, ponieważ lataliśmy dwa razy po dokładki. Rozplątałam się z uścisku, w jakim były nasze łydki i wstałam przeciągając się. Zakręciło mi się trochę w głowie. Kilka kolejek naszego kochanego Bourbona dawało o sobie znać. Dopiero teraz sobie przypomniałam, że dalej jestem w bieliźnie.

- Um Justin nie przeszkadza ci to, że tak paraduje prawie naga? – spytałam trochę niepewnie, biorąc brudne talerze z ławy.

- Nie zdajesz sobie sprawy, jaką sprawiasz mi przyjemność – powiedział rozmarzony. Spojrzałam na niego przez ramię i przyłapałam go jak wpatrywał się w mój tyłek.

- Justin! – pisnęłam i pobiegłam szybko do kuchni. Zaśmiałam się pod nosem, wkładając naczynia i sztućce do zlewu.

- Ej, czemu przerwałaś mi seans no! – krzyknął oburzony i zaraz za mną pojawił się w kuchni z miną małego psiaka.

- Och przepraszam, że nie pozwoliłam ci perfidnie się wpatrywać w mój tyłek! – krzyknęłam, śmiejąc się z tego jak głupio to brzmiało. – dobra nieważne – machnęłam ręką, powstrzymując śmiech – co robimy? – spytała, opierając się o drewniany blat.

- Ja idę spalić te trzy porcje kurczaka jak chcesz to możesz mi potowarzyszyć i pooglądać moje seksowne ciało – zrobił głupkowatą minę, do której zaliczał się durny uśmiech i ruszanie cwaniacko brwiami. Ten człowiek powinien się nazywać cwaniak, dosłownie no.

- Masz w domu siłownie?

- A myślisz, że z takimi mięśniami to ja się urodziłem? – zaczął napinać mięśnie i robić pozy jak Johnny Bravo, czym od razu wywołał u mnie śmiech.

- W takim razie prowadź – pokazałam ręką, że droga wolna i podeszłam do niego – ale ja idę tu – mruknęłam i wskoczyłam mu na plecy – okej możemy iść – oplotłam jego szyje rękami, a brodę oparłam na jego ramieniu. Położył dłonie na moich udach dość blisko miejsca, które łączy moje nogi. Wiecie co miałam na myśli prawda? Nie chce być wulgarna czy nieodpowiednia. Tak czy siak, jak zwykle poczułam ten przyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż mojego kręgosłupa. Justin widocznie też wyczuł jakąś reakcje na jego poczynania, ponieważ zacisnął pewniej dłonie na moich chudych udach.


- Okej, więc możesz się rozłożyć na sofie i grubnąć, a ja będę robił z siebie seks bombę. Pasuje ci taki układ? – Justin zrzucił mnie ze swoich pleców i podszedł do jakiejś szafy, wyciągając z niej poskładane ubrania. Pewnie ciuchy do ćwiczenia.

- Czyli już nie mam podziwiać twojego seksownego ciała? – zacytowałam go, patrząc się na niego zdziwiona.

- Myślałem, że to już ustaliśmy wcześniej – zaśmiał się i odwrócił z powrotem do mnie. Nagle zaczął ściągać spodnie jakby zapomniał, że stoję od niego w odległości metra.

- Nie żeby coś, ale ja tu jestem – pokazałam na siebie rękoma i nie czekając na jego odpowiedź, odwróciłam się tyłem i podeszłam do półki, na której znajdowała się wież do odtwarzania muzyki.

- Nie ma tu nic, czego wcześniej nie widziałaś – rzucił nonszalancko. Majsterkowałam przy odtwarzaczu, aż wreszcie udało mi się uruchomić to ustrojstwo i ustawić na jakąś ciekawą stację radiową. Zostawiłam pierwszą lepszą, na której puszczali dość taneczne kawałki.

- Mogę się już odwrócić?

- Tak możesz się odwrócić Cailin Suzanne Russo – powiedział to takim poważnym głosem, który kompletnie nie pasował do aktualnej sytuacji.

- Nie wkręcasz mnie?

- Nie, nie wkręcam Cię Cailin Suzanne – pęknął i się zaśmiał.

- Wiedziałam, że mnie wkręcasz! – tupnęłam nogą jak głupia blondynka, której nie udało się pogrążyć swojego wroga, czyli niewinnej i przeciętnej koleżanki z klasy, która nie robiła nic, a i tak miała wszystko – a po drugie, czemu ty do cholery mówisz do mnie pełnym imieniem? – zmarszczyłam brwi będąc zdziwiona.

- Bo mi się tak podoba – usłyszałam tuż obok ucha jego zachrypnięty głos.  Odskoczyłam przestraszona, przykładając dłoń do klatki piersiowej.

- Wystraszyłeś mnie! – pisnęłam oburzona, dając mu z pięści w ramię. Nie przemyślałam tego za dobrze, bo jego ramie jest takie twarde, że to ja ucierpiałam, a nie on. – dobra weź się za ćwiczenia, a ja sobie posiedzę i coś poczytam – powiedziałam, zauważając stertę czasopism na oparciu skórzanej czarnej sofy.

- Masz, ubierz to, bo mi zamarzniesz no i będziesz mnie rozpraszać – podał mi wielką bluzę z kapturem i z logiem jakiejś drużyny podejrzewam, że koszykarskiej. Ubrałam bluzę i wyłożyłam się na sofie, biorąc pierwsze lepsze czasopismo. Justin pogłośnił trochę muzykę i podszedł do pierwszego urządzaniu, na którym po chwili zaczął ćwiczyć. Znalazłam jakiś artykuł o życiu seksualnym po ślubie i jako, że moje hormony i ciekawość wzięli górę, pochłonęłam się w lekturze. Autorka tekstu opisywała jak to życie seksualne po ślubie się pogarsza. Jak dzieci i praca oraz świadomość tego, że nie trzeba się już starać niszczy tą erotyczną i bardzo przyjemną dyscyplinę. Oczywiście jak to ze mną, moje myśli powędrowały kompletnie gdzie indziej. Zaczęłam rozmyślać o tym jak będzie moje małżeństwo wyglądać, jeżeli takowe będzie. Nie oszukujmy się, ale za niedługo kończę dziewiętnasty rok swojego życia oraz liceum. Jestem coraz bliżej tego etapu w życiu. Wiem, że zachowuję się teraz jak hipokrytka, bo myślę o przyszłości, a jeszcze nie tak dawno mówiłam, że właśnie nie wolno myśleć o tej przyszłości. Lecz ten artykuł dał mi dużo do myślenia. A mianowicie, ja cholera się starzeje i zaraz będę dorosłym obywatelem Stanów Zjednoczonych Ameryki. Szalone czyż nie? Widząc kątem oka jak Justin przemieszcza się na inną maszynę, odgoniłam od siebie myśli o życiu seksualnym po ślubie i o mojej przyszłości. Zaczęłam mu się dyskretnie przyglądać zza otwartego czasopisma. Podśpiewywał sobie pod nosem piosenki, które leciały w radiu i skupiał się na ćwiczeniach, które wykonywał. Pomieszczenie, które robiło za domową siłownie było dość spore. Wystarczająco duże żeby pomieściło wszystkie potrzebne maszyny, gdzie każda z nich była do ćwiczenia na inne partie ciała i w innych celach. Położyłam się na boku, a głowę podparłam na ręce. Udawałam, że czytam czasopismo, ale tak naprawdę, co chwilę podnosiłam wzrok na ćwiczącego Justina. Wspomniałam jak cholernie gorące to było? Nie? To teraz wam mówię. Idealnie się złożyło, że było ułożony do mnie bokiem. Miałam idealny widok na jego profil. Widziałam jego twarz, na której było wymalowane skupienie oraz jego mięśnie brzucha i bicepsy, które napinały się z każdym podniesieniem sztangi. Niekontrolowanie zacisnęłam nogi czując jak ten widok działa na mnie dość niepokojąco. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, nie wiem co mnie skłoniło do tego żeby podnieść swój tyłek z sofy i podejść do stanowiska, na którym ćwiczył Justin.

- Coś się stało? – spytał odkładając sztangę i wziął kilka oddechów. Okej wpadłam. Co mam mu niby powiedzieć? Nie nic się nie stało po prostu podglądałam cię jak głupia nastolatka i widok ciebie ćwiczącego mnie podniecił i po prostu jestem teraz napalona i chodź poruchajmy się jak dzikie zwierzęta? Coś mi się nie wydaję.

- Um nudzę się – powiedziałam pierwsze lepsze, co mi wpadło do głowy.

- Czyżby? Widziałem jak bardzo byłaś pochłonięta artykułem o życiu seksualnym po ślubie oraz podglądaniem mnie – mogę się założyć, że moja twarz zamieniła się teraz w wielką różową dupę pawiana.

- Czekaj, co? – zaczęłam się jąkać i denerwować. Boże, co za żenująca sytuacja. – Skąd? Jak? O czym ty mówisz?! – wyrzuciłam ręce w powietrze w proteście i zaczęłam udawać, że nie mam pojęcia, o co mu chodzić.

- O artykule to intuicja, bo widziałem jak brałaś tą gazetę i pamiętałem, że w niej jest ten artykuł, więc no intuicja – parsknął cichym śmiechem i podniósł się do pozycji siedzącej. Położył dłonie tuż pod moimi pośladkami i przyciągnął mnie do siebie tak, że stałam pomiędzy jego nogami – a na podglądaniu cię przyłapałem – puścił mi oczko i położył się, podpierając na łokciach.

- Okej dobra przyznaję się proszę bardzo możesz mnie wyśmiać – skrzyżowałam ręce na piersi i odwróciłam głowę w bok. Czemu ja się zawsze muszę skompromitować i to na dodatek zawsze przed płciom przeciwną? Ciąży na mnie jakaś klątwa upokarzania samej siebie czy jakieś takie gówno?

- Czemu miałbym cię wyśmiać? Uważam, że to seksowne – mruknął i znowu się podniósł, kładąc dłonie tam gdzie wcześniej. Poczułam jak na mojej skórze pojawiają się ciarki. Cholera. Przełknęłam ciężko ślinę i powoli oblizałam zaschnięte wargi.

- Ty wszystko uważasz za seksowne – parsknęłam patrząc na niego z góry.

- Powiedzmy, że się z tobą zgodzę – powiedział i skinął na mnie głową. Szybko się podniósł i delikatnie przycisnął mnie swoim ciałem do maszyny, która była za mną. Opierałam się o wysoką, metalową rurkę, która była szerokości mojego kręgosłupa. Było mi trochę niewygodnie, ale jakoś mnie to w tym momencie nie obchodziło. Obchodziło mnie to, co Justin miał zamiar zrobić. Pachniało od niego mieszanką potu, męskiego dezodorantu i odrobiną seksapilu. Schował swoją głowę w zagięciu mojej szyi, a dłońmi wjechał pod bluzę i położył je na moich biodrach. Czułam jego szybki oddech na swojej skórze tuż nad lewym obojczykiem. Zagryzłam mocno wargę i dłonie w pięści.

- Jednak ty zawsze będziesz dla mnie najseksowniejsza – mruknął, a raczej jęknął w moją szyję. Matko boska on jęknął. Znowu niekontrolowanie zacisnęłam swoje nogi i wcisnęłam się bardziej w metalową rurkę. Złapał za krańce mojej bluzy i szybko się jej pozbył. Czy to się dzieje naprawdę? Czy on mnie ma zamiar rozebrać i pieprzyć na jednym z tych urządzeń? Czy wszystkie moje dzisiejsze dzikie myśli się spełnią? Zaczynam panikować. Stałam tam jak sparaliżowana, dając mu wolną rękę. Położył swoją dłoń na moich plecach i przycisnął mnie mocno do swojego ciała. Mogłam idealnie teraz poczuć ciepło bijące od jego rozgrzanej skóry. Przykleiłam swój policzek do jego. Oddech mi przyśpieszył, a w ustach czułam suchość. Pocałował mój obojczyk, a następnie miejsce nad nim i miejsce nad tym miejsce i tak w kółko i w kółko, aż doszedł do mojego ucha. Zacisnęłam mocno szczękę, żeby powstrzymać się od jęknięcia i wydania się, że doprowadza mnie do szału. W sumie sam chyba się już zorientował po mowie mojego ciała. Przygryzł delikatnie moje ucho, na co cichy pisk wydostał się z moich zaciśniętych ust.

- Już jestem! – usłyszałam na korytarzu głos Pattie i odgłos odkładających kluczy na drewnianą półkę.

- Dziękuję za udany dzień – Justin szepnął mi do ucha i je delikatnie pocałował.
Och kochany będziemy mieć takich więcej.

______________________________

Czyż nie słodko? Niech już oni będą razem!
Wiem, że wchodzicie i sprawdzacie czy jest nowy rozdział.
Wiem, że czytacie, kiedy już się takowy pojawi.
Wiem, że nie chce wam się zawsze komentować, ale..
Udowodnijcie nam, że mamy dla kogo jeszcze pisać ROYAL
i zostawcie ten jeden komentarz.
Do następnego! 

23 komentarze:

  1. Kocham to opowiadanie, będe czekac na rozdziały, bylebyś nie przestala pusac.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest takie djxkfjvidk
    Oni są tacy słodcy że ojeju. Nie mogę się doczekać następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  3. KOCHAM TO! Ten rozdział jest taki jhdfhjn *.* @newyorkismy

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak słodko 💕 boze kochamy o

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko */*Niech oni wkoncu będą razem proooszę xDGenialny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg jakie to są słodziaki *_* niech oni będą już razem no.Nie mogę się tego doczekać już.Też chcę takiego przyjaciela i mieć z nim takie relacje gdzie mogę takiego dostać lub kupić?haha.

    OdpowiedzUsuń
  7. W końcu ! :) No kurde, czemu Pattie przyszła w takim momencie? ;c

    OdpowiedzUsuń
  8. Jacy oni słodcy ♥ Czekam na nn xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaczelem wasz blog czytać dzisiaj rano. 😝. Jest Niesamowity nie Moge się doczekac nastepnego

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezuu dajcie mi juz kolejny rozdzial bo nie wytrzymam noo p

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny :) <3
    CHCE KOLEJNY! :c

    OdpowiedzUsuń
  12. jest mega! tak jak caly twoj blog. czekam z niecierpliwoscia na kolejny boski rozdzial, buzi

    OdpowiedzUsuń