Strony

piątek, 7 listopada 2014

15.



Pchnęłam energicznie drzwi wejściowe do szkoły i zbiegłam szybko po schodkach kierując się do swojej szafki. Czemu taki pośpiech? Krótko mówiąc, zaspałam. To wszystko przez ten durny – cudowny – sen, który miałam dzisiejszej nocy. Za jakie grzechy te piękne, malinowe i całuśne usta Justina muszą mnie nawiedzać w snach? A żeby było jeszcze lepiej to jeszcze nawiedzał mnie odziany tylko w bokserki! Jego seksapil i perfekcyjność mnie prześladuję od wczorajszego momentu w siłowni. Mogę się założyć, że gdyby Pattie nie wróciła do domu to posunęlibyśmy się dalej. Cały wczorajszy powrót do domu rozmyślałam nad tym czy to dobrze, że Pattie nam przerwała czy właśnie wręcz przeciwnie. Gdybym była starą, nienapaloną Cailin to pewnie dziękowałabym Pattie na kolanach, że nam przerwała. Tak tylko problem jest w tym, że ja już nie jestem tą Cailin. Obecna Cailin ma dzikie fantazje ze swoim coś więcej niż przyjacielem i jest non stop napalona. My biedne kobiety jesteśmy ofiarami tych wszystkich uroków płci przeciwnej. To bardzo niesprawiedliwe. Może powinnam pomyśleć o masturbacji? Czy ja już do reszty zwariowałam? Nie żebym była jakimś przeciwnikiem lub, że się brzydzę takich rzeczy. Po prostu uważam, że nie jestem aż tak zdesperowana żeby posunąć się do zadowalania samej siebie. Chyba nie jestem.

- Yo Russo gdzie tak biegniesz? – wpadłam w Camerona wychodzącego z męskiej toalety. Niczym scena z amerykańskiego filmu. Zauważyliście, że w moim życiu jest strasznie dużo sytuacji jak w amerykańskich filmach?

- Jestem spóźniona na fizykę, a mam z żółwiem ninja – tak mówiliśmy na naszą nauczycielkę od fizyki bo wyglądała jak żółw no i była jak ninja, nagle jej nie ma i bum nagle jest. Ona jest przerażająca.

- Dziś nie ma lekcji geniuszu – mulat się zaśmiał i włożył dłonie do kieszeni spodni.
Położyłam prawą dłoń na szybko unoszącej się klatce piersiowej, z powodu mojego wcześniejszego szybkiego sprintu, a drugą na czole ocierając kropelki potu po czym zapytałam:

- Czekaj, czekaj chcesz mi powiedzieć, że na marne wstawałam tak wcześnie tym samym przerywając cudny sen i na marne biegłam taki kawał do szkoły? Jak to kurwa nie ma lekcji?

Ja się tak nie bawię kurde. Na pewno dobrze wiecie jak bardzo bolesne jest przerywanie najwspanialszego snu w całym twoim życiu. Kto wie co mogło być dalej? Może zrobilibyśmy sobie z Justinem małego dzieciaka, a później bylibyśmy my siedzący na ganku swojego małego domku, a później no sama nie wiem co, ale jakieś takie cudowne i bajkowe rzeczy! Jak śpimy to powinniśmy mieć napisane na czole „Nie budź mnie bo właśnie jestem w trakcie najcudowniejszego snu wszechczasów”, albo inny napis „Budź mnie bo jestem w nawiedzonym śnie i Brad Pitt w postaci Zombie odgryza mi właśnie głowę”. Było by o wiele łatwiej, nie uważacie tak? Okej tak wiem moje ubolewanie nad tym przerwanym snem jest dość przesadne, ale JUSTIN CAŁUJĄCY MNIE W SAMYCH BOKSERKACH to moja słabość, więc nie oceniajcie mnie.

- Dziś studniówka, samorząd i chętne osoby właśnie wszystko przygotowują więc no nie ma lekcji – zaśmiał się, nie wiem czy ze mnie czy no w sumie nie ma innej opcji więc tak śmiał się ze mnie.

- A dlaczego ja o tym nic nie wiedziałam?

- Hmm może dlatego, że ostatnio częściej cię nie ma w szkole niż jesteś? – odpowiedział mi pytaniem na pytanie, unosząc brwi dając mi chyba reprymendę za moje nieobecności – właśnie, gdzie wczoraj byłaś?

No więc poszłam na wagary do swojego coś więcej niż przyjaciela, paradowałam po jego domu w samej bieliźnie, obżerałam się jak świnia, a później prawie uprawiałam dziki seks w siłowni.

- A źle się czułam, wiesz babskie sprawy – zaśmiałam się nerwowo czując jak na moje policzki wpełza rumieniec.

- O Russo, Russo – poczochrał mi włosy swoją wielką dłonią jak to miał w zwyczaju robić – leć do domu i zacznij robić z siebie bóstwo kochana – puścił mi oczko, a następnie odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę sali gimnastycznej.

Cholera, przecież ja nie mam żadnej sukienki na studniówkę. Justin! Justin miał być odpowiedzialny za moją kreację, sierota pewnie zapomniał. W sumie może i to chociaż lepiej, bo Bóg wie co ten człowiek by wymyślił. Przebrałby mnie jeszcze za jakiegoś króliczka playboy’a czy seksowną pokojówkę, ale wtedy ja bym mogła się odegrać i zmusić go do przebrania się za ostrego policjanta bez koszulki. Mogłoby być ciekawie. Chyba poproszę samorząd szkolny o zorganizowanie jeszcze jakiegoś balu kostiumowego przed rozdaniem dyplomów.

***
Chodziliśmy i szukaliśmy za sukienką dla Cailin już jakąś drugą godzinę. Obeszliśmy prawie wszystkie butiki na Glenwood Ave i dalej nic nie znaleźliśmy. Albo było zbyt eleganckie, za bardzo seksowne (zdaniem mamy), za drogie, nie pasujące do Cailin i tak by wymieniać i wymieniać. Jako, że te wielkie zielone oczy zmusiły mnie do bycia osobą towarzyszącą na studniówce, ja mogę sobie wybrać sukienkę, na którą będę się cały czas patrzył, a raczej podziwiał Cailin w nią ubraną. Muszę sobie jakoś umilić ten czas, czyż nie?

- Ta będzie pasować do niej idealnie – podniosłem wzrok na sukienkę, którą mama właśnie znalazła. Była koloru bordo, dość oryginalny i niespotykany odcień tego koloru. Fason miała prosty, długość do połowy ud, bez ramiączek, kloszowany dół. Wyglądała jak każda normalna sukienka, ale miała coś w sobie co po prostu cię urzeka. Perfekcyjna prostota.

- Do tej kreacji polecam pani do zakupy jakieś czarne szpilki i szminkę w odcieniu sukienki. To jedna z głównych kreacji tej kolekcji – obok nas pojawiła się pracownica butiku. Prezentowała się jak na porządną pracownicę wypada. Czarny idealnie dopasowany komplet, żakiet i spodnie, wysokie szpilki, a włosy upięte w wielkiego niskiego koka no i oczywiście jej przesłodzony uśmiech i teksty nauczone na pamięć. Wyglądała jak spod igły.

- Bierzemy. – powiedziałem nie dając dojść do słowa żadnej z nich – Cailin będzie w niej wyglądać cudownie – uśmiechnąłem się do mamy będąc cały w skowronkach.

Zapłaciłem za wybrane przez nas rzeczy, zgarnąłem dwie papierowy torby z blatu i wyszliśmy z mamą ze sklepu, włączając się do tłumu przechodnich. Dziś jest ten dzień kiedy pojawimy się z Cailin w miejscu publiczny jako (chyba) para. Po wczorajszym dniu już mi nie wmówi, że dla niej to jest po prostu przyjaźń. Jej ciało i w sumie sama ona się zdradziły już zbyt wiele razy. Nie rozumiem tego czemu tak bardzo się tego wszystkiego wypiera, czemu za wszelką cenę chce udawać niedostępną bez jakichkolwiek uczuć czy emocji? Mówiła mi, że boi się odrzucenia, ale dałem jej dużo do świadomości, że coś takiego by nie miało miejsca. Nigdy bym jej czegoś takiego nie zrobił. Ona chyba nie rozumie, że ja miałem już naprawdę dużo czasu i okazji żeby ją poznać. Wiem, mówi się, że drugiej osoby nie da się poznać w tak krótkim czasie, że poznajemy ludzi całe życie. Oczywiście, nie mogę powiedzieć, że znam Cailin jak własną kieszeń, znam ją po prostu wystarczająco dobrze jak na ten czas.

- Mamo to ja jadę do Cailin podrzucić sukienkę – otworzyłem swoje cudeńko (my faceci i ta nasza miłość do aut) pilotem i położyłem ostrożnie torby na tylnych siedzeniach.

- Pozdrów ją i ucałuj ciepło ode mnie – przytuliła mnie mocno i podeszła do swojego auta zajmującego miejsce parkingowe tuż obok mojego – wracaj szybko bo muszę cię naszykować! – pisnęła podekscytowana i cmoknęła ustami w powietrze po czym wsiadła do białego sportowego audi. Zaśmiałem się cicho pod nosem, kręcąc głową. Naśladując rodzicielkę, również wsiadłem na miejsce kierowcy i zbierając się szybko, wyjechałem z parkingu.


Zapukałem dwa razy w drewniane drzwi i stanąłem wyprostowany jak na spotkanie z dyrektorem. Zaciskałem nerwowo palce na rączkach od papierowych toreb. Nie miałem zbytnio ochoty na spotkanie z matką Cailin, a znając blondynkę to nie będzie miała ochoty ruszyć tyłka z pokoju, więc jej mama otworzy mi drzwi. Tylko zgaduję. Jeżeli tak będzie to wygłoszę szybko swoją krótką mowę, wręczę jej torby i spieprzę stąd jak najszybciej. Nie chce żeby doszło do jakiegoś konfliktu pomiędzy mną, a rodzicielką Cailin. Wystarczyło by krzywe spojrzenie Monici w moją stronę, a bym wybuchnął i wygarnął jej wszystko, a tego byśmy chyba nie chcieli. Jak chcę zadawać się z Cailin to muszę po prostu ugryźć się w język i jakoś zwalczyć tą chęć znokautowania (oczywiście słownie) tej kobiety. Usłyszałem przekręcane zamki w drzwiach, a następnie stanęła przede mną blond czterdziestolatka ubrana w obcisłe dżinsy, białą bokserkę i za dużą szarą bluzę. To jest niemożliwe żeby ona miała więcej niż 40 lat. Przecież ona wygląda jak siostra Cailin!

- Już wołam Cailin – powiedziała bez emocji, wkładając dłonie do kieszeni bluzy.

- Właściwie to nie trzeba – zająknąłem się, drapiąc nerwowo po karku – proszę jej to po prostu przekazać, ona będzie wiedziała o co chodzi – zmusiłem się na lekki uśmiech i wręczyłem kobiecie torby.

- No okej – wzruszyła ramionami, biorąc ode mnie torby. Kiwnąłem jej głową na pożegnanie i zbiegłem szybko po schodach przeskakując co drugi stopień, a po chwili byłem już w aucie.


Wyszedłem spod prysznica, obwiązując biodra ręcznikiem, a drugim mniejszym wycierałem włosy. Wziąłem garść gumowych misiów z miski leżącej na komodzie i wpakowałem sobie na jeden raz do buzi. Spojrzałem na siebie przelotnie w lustrze i wyszczerzyłem się, ukazując kolorowe miśki w mojej ślinie. Zaśmiałem się na ten beztroski widok, wypluwając niechcący kilka słodkości.

- Widzę, że mój mały chłopczyk dalej nie urósł – usłyszałem za sobą głosy mamy, również słysząc jak się uśmiecha. Zacząłem żuć i połykać żelki, a następnie się odwróciłem na pięcie i ujrzałem jej małą sylwetkę luźnych dresach i swetrze.

- Ale o co ci chodzi? – zaśmiałem się, ocierając sobie usta ze śliny.

- Dawno nie widziałam cię tak uśmiechniętego i promiennego. Cailin jest dla ciebie dobra więc proszę cię nie zepsuj tego, wy faceci jesteście zdolni do wszystkiego – podeszła do mnie, gładząc delikatnie mój policzek.

- Spokojnie mamo ja już naprawdę dorosłem – posłałem jej promienny i przekonujący uśmiech.

- Tak właśnie widziałam jak dojrzale jesz żelki – zaśmiała się i poczochrała mi wilgotne włosy.

- Mamo każdy tak je żelki – powiedziałem to najbardziej oczywistym tonem jakim się dało.

- Dobra koniec tych ploteczek, czas zrobić z ciebie Adonisa! – klasnęła w ręce będąc tym wszystkim pewnie bardziej podekscytowana niż ja i Cailin razem wzięci.

***
Stałam przed lustrem już dobre kilka minut wpatrując się w dziewczynę, którą widziałam po drugiej stronie tego magicznego przedmiotu. Miałam ochotę zarecytować tą słynną kwestie z „Królewny Śnieżki”, o tym kto jest najpiękniejszą księżniczką na świecie. Niesamowite uczucie czuć się i wyglądać jak królewna z bajki. No może jednak z bajki dla dorosłych, bo te odważne kolory i wysokie szpilki nie nadają się dla małych dziewczynek. Justin tym razem przeszedł samego siebie, wyczuwam trochę wkładu Pattie, ale no i tak spisał się na piękne sześć, więc teraz należy mu się nagroda. Spryciarz specjalnie wybrał co wybrał, bo naprawdę genialnie się prezentowałam w całej kreacji, wręcz byłam w siebie zapatrzona. Czasami dobrze jest mieć dystans do samego siebie. Cieszę się, że nie mam problemu z akceptacją do swojej osoby. Wiem, że dużo dziewczyn ma z tym problem i z tego powodu robią rzeczy jakie robią. Każdy jest piękny na swój sposób i każdy powinien to dostrzegać. O boże psychologiczne przemyślenia Cailin, może wróćmy do dzisiejszego wieczoru.

- Mogę? – usłyszałam pukanie, a następnie cichy głos mamy.
O nie, nie zepsujesz mi tego wieczoru kochanieńka.

- Jeżeli musisz – rzuciłam szorstko nie obdarzając ją ani jednym spojrzeniem. Westchnęła cicho i usiadła na skraju łóżka, przyglądając mi się z lekkim uśmiechem w lustrze.

- Więc co się stało, że zaszczyciłaś mnie swoją obecnością? – mruknęłam, poprawiając w kreacji milion razy to samo, tylko żeby nie musieć się odwrócić i nawiązać z nią jakiś kontakt.

- Cailin proszę Cię skończ już..

- Jeżeli masz mnie tu błagać o wybaczenie to tylko marnujesz czas.

- Ile razy mam Cię przepraszać? Ile?! No proszę powiedz mi co mam zrobić, żeby moje jedyne dziecko przestało traktować mnie jak powietrze! – podniosła się energicznie i zaczęła gestykulować rękoma. W jej głosie słychać było złość, smutek i desperacje.  

- Mamo nie będę tracić czasu na tą bezsensowną kłótnię – powiedziałam totalnie normalnym głosem i podeszłam do toaletki, zaczynając dopakowywać małą czarną kopertówkę.

Nie obchodzi mnie to czy cierpi, nie obchodzi mnie to, że jest moją matką i nie obchodzi mnie to, że jest jej  przykro, nie zasługuje na moje wybaczenie i tyle. To co zrobiła, to co oni wszyscy zrobili ludzie nazywający się moją rodziną, przechodzi ludzkie granice – oczywiście jak dla mnie, dla kogoś innego to może być odbierane jako pierdoła. Zranili mnie w najgorszy sposób jaki może być, kłamali mi perfidnie w oczy wiedząc jak bardzo cierpię. Za każdym razem wbijali mi nieświadomie coraz to więcej noży w plecy. To jest po prostu śmieszne, że oni byli zdolni do takich kłamstw. Każde kłamstwo, nawet to najstraszniejsze jest gorsze od prawdy. Prawdę zniosę, nawet tą najgorszą, ale kłamstw nie toleruję. Och Cailin ależ niedojrzałe podejście. Moja podświadomość mnie napastuje. Czy to nie ty jesteś tą osobą co okłamuję wszystkich dookoła na temat swojej jakże udanej kariery fotomodelki? Jesteś dokładnie taka sama jak ona, jak oni. Zakłamana, oszukująca swoich bliskich. Upadłaś tak samo nisko jak oni, w sumie upadłaś chyba jeszcze niżej.

- Zostaw mnie w spokoju – warknęłam, uderzając kubkiem o szklaną powierzchnie mebla. Nie odpowiedziała już nic, usłyszałam tylko cichy szloch a następnie trzask drzwi.


- Powiedz mi jak nisko jeszcze mogę upaść? No oświeć mnie, proszę!

Nie zdążyłam wypić połowy trunku, znajdującego się butelce z hartowanego szkła, a już gadałam do wielkiego, okrągłego o kolorze kości słoniowej księżyca. Dostałam jakieś trzy wiadomości tekstowe od Justina. Jedna mówiąca, że jest już w drodze, a dwie pozostałe o tym jak bardzo nie może się doczekać tego wieczoru i mnie w tej seksownie bordowej sukience. Korzystając z chwili, jaką mu zajmie dojazd tutaj, ukradłam z barku mamy bardzo kosztowny i stary trunek – ups – i postanowiłam zrobić sobie pre – studniówkę na moim balkonie. Wcześniejsza wymiana zdań i to co uświadomiła mi moja podświadomość doprowadziły mnie na skraj moich nerwów i żeby nie sięgnąć po przeklęte pudełeczko z tabletkami postanowiłam, że pójdę jednak w kierunku cieczy, skończyło się jak się skończyło.

- Wyglądam jak zdesperowana samotna trzydziestolatka, która dopiero co wróciła ze ślubu swojego odwiecznego wroga, na którym była druhną. Pięknie wystrojona i gotowa na całonocne szaleństwo, siedzę na zimnych kafelkach oparta o zimny mur kamienicy i popijam jakieś gówno co raczy nazywać się alkoholem. Moje życie definitywnie i nieodwracalnie jest popieprzone, polać mi! – przechyliłam butelkę pozwalając cieczy spłynąć do mojego gardła, powodując lekkie drapanie w przełyku. Poczułam wibracje na udzie. Spojrzałam na świecący się wyświetlacz i przeczytałam dopiero co dostarczoną wiadomość od Justina, mówiącą, że już czeka na dole. Przed szybkim i dość niezgrabnym podnoszeniem się z kafelek, zatrzymałam wzrok na zdjęciu widniejącym na tapecie blokującej ekran. Zdjęcie przedstawiało mnie i szatyna jak leżeliśmy w central parku zajadając lukrecje. Odrzuciłam na bok wszystkie niemiłe myśli i sprawy i skupiłam się na tym co widzę. Na naszej dwójce, która jest uśmiechnięta i która czerpie mnóstwo przyjemności z prostej rozmowy. Zatrzymałam wzrok tylko na osobie Justina i nie zważając na to jak bardzo ostatnie 30 minut było beznadziejne uśmiechnęłam się lekko, czując ciepło w sercu. Wzięłam telefon do ręki i wstałam, opierając się o metalową barierkę. Spojrzałam na wpół wypite whisky, które trzymałam w prawej ręce, a następnie na świecące się zdjęcie.

- Nie będę się niszczyć, nie gdy mam przy sobie kogoś takiego jak on – szepnęłam pewnym głosem i wylałam zawartość butelki na trawnik pod moim balkonem. Postawiłam pustą butelkę w ciemnym kącie i z uśmiechem na twarzy weszłam do pokoju.

- No, no, no, spisałem się na piękne sześć z plusem – zagwizdał Justin na mój widok, zaraz po tym jak opuściłam swoją kamienice.

- Trochę skromności proszę pana – mruknęłam, uśmiechając się zadziornie – ale skoro już podziwiamy siebie nawzajem no to trzeba przyznać, że Pattie również przeszła samą siebie – puściłam mu oczko, podchodząc tak, że staliśmy od siebie zaledwie oddaleni o dwa małe kroczki.

Przysięgam, że ten mężczyzna doprowadzi mnie pewnego dnia do mojej brutalnej śmierci. On wygląda jak chodzący zasrany photoshop! Czy to jest w ogóle możliwe? Mam swojego własnego przystojniaka, czekającego na mnie będąc opartym o swoją wypasioną brykę. Wygrałam życie, dziękuję dobranoc. Miał na sobie czarne rurki, lekko zwisające z tyłka, białą koszulę rozpiętą pod szyją do połowy włożoną do spodni i czarną marynarkę z podwiniętymi rękawami do łokcia no i oczywiście białe niskie conversy. Włosy miał ułożone w artystyczny nieład, kolokwialnie mówiąc; jak po seksie – szkoda, że nie po naszym i szkoda, że to nie ja miałam zaszczyt bawić się tymi bujnymi i miękkimi włosami. Wyczuwam dziś szybki i bardzo udany seks w szkolnej toalecie.

- Boże wyglądasz tak dobrze – mruknął, przygryzając wargę i mierząc mnie wzrokiem od dołu do góry, bardzo powoli i dokładnie rozbierał mnie wzrokiem.

- Nie zapatrz się, bo chciałabym dotrzeć na swoją studniówkę, a nie skończyć na tylnim siedzeniu samochodu – mruknęłam, unosząc zadziornie kąciki ust ku górze.

- Tak masz racje, ale pierw musimy zrobić to.

I tak nagle po prostu  jak gdyby nigdy nic złapał mnie pewnie za biodro i przycisnął moje ciało do swojego tak samo jak swoje usta do moich. (Dobrze, że pożnie wyszorowałam zęby przed wyjściem, bo byłaby afera, że coś piłam). Zacisnął swoją dłoń pewniej i mocniej na moim biodrze, ocierając się delikatnie swoim kroczem o moje i objął szczelniej moje wargi swoimi pełnymi i malinowymi ustami. Nie wahał się ani nic po prostu robił to na co miał ochotę, a ja za cholerę nie miałam zamiaru mu tego przerywać. Przycisnęłam go bardziej do maski samochodu i również naprałam swoim kroczem na jego, a w zamian usłyszałam jego cichy jęk zadowolenia. Zjechał dłońmi na mój tyłek. Dość przyjemny zaskoczenie było to, iż bez problemu podniósł materiał sukienki i objął dłońmi moje nagie pośladki – założyłam stringi specjalnie dla niego. Okej więc złapał mnie za tyłek co oznacza, że to dziki pocałunek czyli nie mam się o co martwić, że chce mi zaraz wyznać miłość czy coś. Nasze usta nie oderwały się od siebie choćby na chwilę. Z każdą następującą chwilą pochłaniały się jeszcze bardziej i jeszcze bardziej, będąc bardziej nachalne. Ktoś to będzie teraz przejeżdżał ulicą lub broń boże przechodził będzie miał całkiem ciekawe widowisko, ale przemilczmy to. Objęłam swoimi zimnymi dłońmi jego rozpaloną twarz i wbiłam delikatnie paznokcie w jego policzki pokryte lekkim zarostem. Cholera jak ja mogłam go nie zauważyć. Czy on wie, że mam słabość do facetów w kilkudniowym zaroście? Bierze mnie tu i teraz kurwa, jestem twoja.

- Gotowa na ostatnią denną imprezę w tej budzie? – mruknął mi w usta, muskając je jeszcze kilka razy.

- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo – uśmiechnęłam się szeroko. No powiedz czemu mnie pocałowałeś no powiedz, bo jestem ciekawa!

- No to na co my jeszcze czekamy! – klapnął mnie w tyłek i się zaśmiał. Otworzył mi drzwi od strony pasażera i jak na dżentelmena przystało zadbał o to bym usiadła wygodnie w jego wspaniałym aucie i czerpała jak najwięcej przyjemności ze wspólnej jazdy.

- Aha co do pocałunku – oparł ręką o drzwi i pochylił, wciskając głowę do środka – niby idziemy jako para na tą jakże wspaniałą studniówkę, więc musimy zadbać żeby wszystko wyglądało tak jak gdybyśmy naprawdę byli parą – powiedział z ucieszoną mordą jak małe dziecko i puścił mi oczko.


- Czekaj, czekaj mam coś dla ciebie – Justin pociągnął mnie delikatnie, zatrzymując tuż przed wejściem do Sali gimnastycznej, na której zabawa już trwała na całego.

- Chyba nie chcesz mi się oświadczyć? – spytałam pół szeptem, chichocząc.

- Oh nie nabijaj się ze mnie, staram się dobrze odegrać role okej? Więc milcz i graj moją wspaniałą dziewczynę – cmoknął w powietrze, a następnie wyjął czarne kwadratowe pudełko i otworzył je przede mną.

- No nie wierzę, że pamiętałeś o bukieciku! – walnęłam go delikatnie w ramię, uśmiechając się jak głupia.

- Mama powiedziała, że to gówno jest obowiązkowe na studniówce, więc nie zaczynałem nawet walki – wzruszył ramionami, a następnie się zaśmiał.

- Jak na razie sprawdzasz się bardzo dobrze jako chłopak – powiedziałam tak cicho żeby tylko on mógł usłyszeć i puściłam mu oczko jak to on miał w zwyczaju robić.

- Dobra zakładaj to coś i idziemy na stypę – zapiął mi bordowy bukiecik, pasujący do sukienki, na lewym nadgarstku, a następnie wziął mnie pod ramię i wszedł na sale gimnastyczną, wtapiając się w tłum już prawie absolwentów tej budy.

Sala była ozdobiona w przeróżne raczej podchodzące pod elegancje dekoracje. Panował na niej półmrok, który był oświetlony milionami kolorowych świateł. W jednym koncie stał długi stół z przekąskami i napojami. W drugim kącie było stanowisko DJ’a, a na środku odbywały się dzikie tańce. Każda licealistka była nienagannie odstrzelona i promieniała uśmiechem. Natomiast płeć przeciwna, no nie wiedziałam, że my mamy takich przystojniaków w szkole. Nawet nauczyciele i nauczycielki się nieźle odstawili. Mój wzrok na chwilę przykuła nauczycielka od fizyki czyli dobrze wam już znany z opowieści żółw ninja. O mój boże ona też całkiem dobrze wygląda, ale to nie zmienia faktu, że jest okropnym żółwiem ninja. Przechodziliśmy z Justinem pomiędzy wszystkim chcąc sobie znaleźć jakiś kawałek przestrzeni na nasze dzikie tańce, które mają zaraz nastąpić. Witałam się ze znajomymi twarzami, szerokimi uśmiechami, a Justin szybkimi męskimi powitaniami. Niektórzy patrzyli na nasze splecione ręce lekko zdziwieni, a niektórzy mieli miny mówiące „a nie mówiłam”. To było dość zabawne, ale też przyjemne. W końcu myśli o tym, że ktoś poświęca chociaż chwilę na gadaniu o tobie nie w twoim towarzystwie jest całkiem spoko. Coś za bardzo ciągnie mnie do sławy i popularności.

- Wreszcie trochę przestrzeni osobistej – jęknął z ulgą Justin, a następnie przyciągnął mnie do siebie i zaczął podrygiwać w rytm piosenki – chociaż na takie zakłócenie mojej przestrzeni osobistej nie narzekam – powiedział z tą swoją chrypką w głosie i przejechał nosem po moim policzku przyprawiając mnie o ciarki na całym moim ciele.

- Ale z ciebie dobry aktor – mruknęłam, oplatając jego szyje rekami, a następnie odsuwając go od siebie żebyśmy stali twarzą w twarz.

- Witamy gołąbeczki – usłyszałam obok nas krzyki, śmiechy i gwizdanie. Cameron, Emily i paczka Justina pojawili się obok nas z szerokimi uśmiechami na twarzach. Ha, czyli impreza nie jest taka zła!

- W końcu zaszczyciliście nas swoją obecnością w szkole! – Ryan się zaśmiał, dając Justinowi z łokcia w bok.

- Co to by było jakby najgorętsza para szkoły nie pojawiła się na studniówce – powiedział Cameron z udawanym przerażeniem w głosie.

- Najgorętsza para szkoły, powiadacie? – uniosłam brwi, patrząc po kolei na każdego, a na końcu na Justina po czym się zaśmiał, analizując to czego się dowiedziałam.

- A ty zawsze w nas wątpiłaś widzisz – westchnął szatyn, przyciskając mnie mocniej do swojego boku.

- Justin weź chłopców i skoczcie po poncz dla swoich gorących dziewczyn, a ja pójdę załatwić z nią babskie sprawy w łazience, wiesz przypudrować nosek i tak dalej – Emily wtrąciła się z sztucznie miłym głosem i nie dając nikomu czasu na jakiekolwiek sprzeciwy, pociągnęła mnie w stronę wyjścia, a już po chwili stałyśmy na cichym korytarzu.

- Okej co to było? – spojrzałam na nią zdziwiona i lekko zszokowana jej zachowanie.

- Możesz mi powiedzieć co ty odpierdalasz Cailin? – założyła ręce na piersi zakrywając za bardzo wyeksponowany biust i spojrzała się na mnie wzrokiem, z którego mogłam wyczytać..nic.

- Emily co się stało, o co ci chodzi? – okej to zaczęło mnie lekko przerażać. Ona nigdy taka nie jest. Jest albo uśmiechnięta i radosna, albo smutna, ale nigdy nie jest wściekła. To jest oaza spokoju.

- Co się stało? Stało się to, że zapomniałaś o kimś takim jak twoja przyjaciółka! Na dodatek nie chodzisz do szkoły, nie dajesz żadnych znaków życia, podobno masz jakieś problemy, o których ja nic nie wiem i nagle przychodzisz szczęśliwa na studniówkę w obecności swoje nowego chłopaka, o którym także nie miałam zielonego pojęcia!

- Boże kobieto, ale ty masz wyczucie czasu. Serio chcesz mi robić aferę na studniówce gdzie w końcu mogę się rozerwać i zapomnieć choć na chwilę o moim popieprzonym życiu. Wielkie dzięki.

- Zrobiłabym ci kiedy indziej jakbyś raczyła przyjść do szkoły lub dać jakiś znak życia czy chociaż chcieć się umówić.

- Emily proszę nie zaczynajmy tego tutaj, chcę się zabawić i miło spędzić z wami wszystkim czas. Znasz mnie, wiesz ze wszystko ci powiem w swoim czasie, jak będę gotowa. Nie psujmy sobie wieczoru, proszę cię. – podeszłam do niej, łapiąc za dłonie, które delikatnie potarłam.

- Boże jak ty mnie potrafisz wkurzyć kobieto, chyba nikt cię nigdy nie pobije – zaśmiała się i przytuliła mnie mocno.

- Tak, tak wiem – jęknęłam udając znudzenie, a następnie się zaśmiałam. Tego mi brakowało, śmiania się z głupich rzeczy czy z głupich i bezsensownych powodów.

- Za łatwo ci wszystko uchodzi cwaniaro – klepnęła mnie w plecy i popchnęła z powrotem w stronę sali gimnastycznej.

- W ogóle przypudrować nosek? Serio? – spojrzałam na nią przez ramię z miną mówiącą „proszę cię tylko nie to”

- Oj zamknij się! – zaśmiałyśmy się obie i wróciłyśmy do zabawy.


Bawiliśmy się już dobre kilka godziny, a końca nie było widać. Muzyka była naprawdę dobrze dopasowana więc można było sobie fajnie i miło potańczyć. Było naprawdę fajnie, już zapomniałam jak to jest na takich szkolnych potańcówkach. Cieszę się, że miałam okazję sobie przypomnieć i wziąć w takowej udział. Tęskniłam za takim beztroskim i zwyczajnym życiem licealistki. Justin naprawdę umiał mi jeszcze bardziej umilić ten czas. Przez jakieś 40 minut staliśmy przy stole z przekąskami i próbowaliśmy każdej rzeczy, rzucając się nimi, karmiąc i robiąc inne różne rzeczy. Nie odstępowaliśmy się na krok i w ogóle na to nie narzekaliśmy. W niczyim towarzystwie nie czuję się tak dobrze i swobodnie jak w towarzystwie Justina. Jest nam dobrze razem i nie chcę tego zmieniać. Na parkiecie też nieźle wymiataliśmy. Mieliśmy nawet okazje tańczyć z nauczycielami i coś mi się wydaje, że to przejdzie to historii tej szkoły. To było naprawdę coś bardzo, ale to bardzo dziwnego.

- Uwaga! Uwaga! – muzyka ucichła, a w głośnikach rozbrzmiał głos przewodniczącej komitetu imprezowego, uśmiechniętej blondynki Caroline. Wszyscy odwrócili się w stronę sceny na której stała, odziana w błękitną długą sukienkę jak z bajki o kopciuszku. Justin objął mnie w pasie przyciągając delikatnie do swojego boku, na co się lekko uśmiechnęłam, a reszta naszej paczki stanęła obok nas podejrzanie chichocząc. Coś zbroili i wydaje mi się, że zaraz się dowiemy.

- Czas na ogłoszenie tegorocznej królowej i króla szkoły! – klasnęła podekscytowana w dłonie, chichocząc jak szalona. Wszyscy zaczęli klaska i gwizdać. A ja kompletnie zapomniałam, że jest coś takiego jak król i królowa szkoły. Dziwne jest to, że twoje życie tak łudząco przypomina film, na który idziesz do kina bo nie masz na co wydać  5 dolców.

- Kto w ogóle startował? – szepnęłam do chłopców, bo Justin tak samo jak ja nie było ostatnimi czasy w szkole więc również by nie wiedział.

- Cii – w odpowiedzi dostałam to durne „cii” i ich chichotanie i śmianie się.

***
- Tegoroczną królową i królem szkoły zostają – blondynka otworzyła szybko kopertę i przeczytała jej zawartość, a następnie podniosła wzrok na tłum ludzi patrzących się na nią z wyczekiwaniem – Lana Winters – pisnęła zadowolona i zaczęła klaskać jak głupia. Okej ta dziewczyna jest psychiczna, zapamiętać żeby się z nią nie zaprzyjaźniać – i Justin Bieber!

Czy ja dobrze usłyszałem? Czy ja kurwa zostałem jakimś żałosnym królem szkoły? Co to wszystko ma znaczyć?

- Czemu mi nie powiedziałeś, że startowałeś? Zrobiłabym ci jakąś super kampanie! – pisnęła zawiedziona Cailin, uderzając mnie w ramię. Spojrzałem na chłopaków, którzy pękali ze śmiechu trzymając się za swoje brzuchy.

- Ha ha ha bardzo śmieszne cioty. Niezły żart – przewróciłem oczami, pokazując im środkowego palca na co oni zaczęli cmokać w powietrze i robić jakieś babskie gesty.

- Biegaj po koronę królu! – blondynka popchnęła mnie na scenę, a raczej na publiczne upokorzenie.


Cailin trzymała dłonie na moich lędźwiach, delikatnie je masując. Opierałem brodę o jej głowę, obejmując ją w talii. Bujaliśmy się z boku na bok w wolny rytm ballady. Po długich godzinach skakania i dzikiego tańczenia w końcu przyszedł czas na ten jedyny w swoim rodzaju wolny taniec. Piosenkę wybrali idealnie dla Cailin, bo jeden z utworów tego rudego Brytyjczyka Sheeran’a. Pewnie sobie teraz myśli, że mogłaby tak przeżyć resztę swojego życia. W moich ramionach, tańcząc do piosenki ulubionego artysty. Po prostu żyć nie umierać. Cieszę się, że udało jej się mnie namówić na ten wieczór. Naprawdę świetnie się bawiłem i mógłbym jeszcze przetańczyć całą noc. Super towarzystwo, dobra muzyka no i Cailin u boku, impreza idealna. Jeżeli każde potańcówki w moim latach szkolnych tak wyglądały to teraz szczerze żałuje, że nigdy na żadnej nie byłem, aż do dzisiaj. Naprawdę nie jest tak źle, raczej wręcz przeciwnie. Jest też nawet niezły ubaw z nauczycieli, którzy dają się ponieść emocją i zapędzą się na parkiecie odwalając jakieś tańce z średniowiecza. Podsumowując, wieczór niezmarnowany tylko udany i to bardzo udany. Mógłbym codziennie udawać parę z blondynką, znaczy no nie musiałbym nic udawać. Chwilę mieliśmy okazję poczuć się jak chłopak i dziewczyna i szczerze było to najlepsze kilka godzin w moim życiu. Jest mi z nią tak dobrze i to jest naprawdę niesamowite jak bardzo może pasować do ciebie drugi człowiek. Wiem, że tym drugim pasującym człowiekiem jest Cailin. Ja to po prostu czuję. Nie mówię, że ona jest moją jedyną i będziemy razem do końca życia, bo tego nie wiem, nawet o tym nie myślę jestem na to definitywnie za młody. Na chwilę obecną wiem, że chcę z nią być i nie spocznę póki w końcu nauczę ją kochać. Wiem brzmi to trochę desperacko, ale ta dziewczyna zasługuje na wszystko dobre i ja zamierzam jej to dać ucząc ją jak kochać drugą osobę. Podaruję jej przygodę jakiej nigdy nie przeżyła i nie przeżyje. Piosenka dobiegła końca, a mi nawet przez myśli nie przeszło żeby się odkleić od Cailin.

- Muszę iść do toalety – w końcu odparła zachrypniętym głosem, odrywając się ode mnie.

- Okej, ja będę przy napojach – uśmiechnąłem się delikatnie i odgarnąłem jej włosy za ucho – dobrze się czujesz? Jesteś trochę blada – mruknąłem zmartwiony widząc jak odcień jej karnacji momentalnie się zmienił.

- Po prostu mi trochę duszno, pójdę się ogarnąć i zaraz jestem – posłała mi blady uśmiech i wtopiła się w tłum znikając mi z oczu.


- Jak tam królewno? – Ryan szturchnął mnie ramieniem w ramie, śmiejąc się i drocząc się ze mną.

- Bardzo śmieszne, kawał roku po prostu – rzuciłem w niego jakimś papierkiem, posyłając mordercze spojrzenie – przynajmniej mam już prezent dla Jaxona na dzień dziecka – wzruszyłem ramionami, nalewając sobie resztkę ponczu.

- Cóż za dojrzałe podejście – odparł poważnym głosem po czym się zaśmiał – dobra idę do chłopaków i spadamy, zaszczyć nas swoją obecnością jutro w budzie huh? – pożegnaliśmy się po męsku i Ryan poszedł w stronę wyjścia.

Komitet imprezowy zaczął już powoli sprzątanie, a większość uczniów zdążyła już się zmyć z sali gimnastycznej tylko żeby nie sprzątać. W sumie to dobry pomysł tylko, że Cailin mi gdzieś zniknęła. No cóż pobawić się w gosposie nie zaszkodzi, może podliżę się jakiemuś nauczycielowi. Dopiłem poncz i wyrzuciłem kubek do kosza. Wytarłem usta serwetką, którą zgniotłem w kulkę i która również wylądowała w koszu zaraz po kubku. Włożyłem dłonie do kieszeni i podszedłem do kilku nauczycielek.

- W czymś..

- Hej! Pomocy! W łazience jakaś blond włosa dziewczyna zemdlała! – do sali wpadła przerażona brunetka dysząc jakby co dopiero przebiegła maraton. Wszyscy nauczyciele się zebrali i pobiegli w stronę łazienki.

Moment.

Cailin. 

______________________________

Spodziewaliście się takiego zakończenia? 
Dziękujemy za prawie 40.000 tysięcy wyświetleń i za to,że nadal jesteście z nami.
Przepraszamy Was za tak długą przerwę, postaramy się by rozdziały pojawiały się częściej.
W razie pytań piszcie na ASKu bądź do którejś z nas na TWITTERZE :)
Chyba nie musimy Was prosić bądź błagać o komentarze,bo chyba wiecie
jakie ważne to jest dla nas, prawda? :) Pokażcie,że jesteście aktywni.
Do następnego kochani! 

Polecamy:
our little secret baby
love is not easy baby

12 komentarzy:

  1. O jeju jaki cudowny! Co jest Cailin? Czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu żeby jej się nic nie stało ;( Oni są tak świetną " parą " żeby to było w końcu oficjalne <3

    OdpowiedzUsuń
  3. niech oni będą już oficjalnie razem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. o jezusie kochany jdgfdksa
    biedna Cailin :(

    OdpowiedzUsuń
  5. to Cailin.. ciekawe co się jej stąło..

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na next ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurde!! Nareszcie i Cailin zemdlała, mam nadzieję, że Justin się nią zaopiekuje jak na faceta przystało. To jest super i czekam juz na nn kocham to ff i osobowość bohaterów @polishkidrauhll
    http://whatever-will-happen-we-r-4ever.blogspot.com/#_=_

    OdpowiedzUsuń