piątek, 12 grudnia 2014

18.


Czułam jak cały świat zapada mi się pod nogami. Jakbym stała na pękającej powierzchni, pod którą jest wnętrze ziemi, do którego zaraz wpadnę. Nie dowierzałam własnym oczom. Stałam jak sparaliżowana. Wielka gula utknęła mi w gardle, uniemożliwiając przełknięcie śliny czy powiedzenie czegokolwiek. Byłam w szoku. Nie miałam słów jakimi mogłabym opisać to co się teraz działo ze mną. Nieważne jak bardzo chciałam oderwać wzrok od tego co się rozgrywało na ekranie to po prostu nie mogłam. Patrząc na swoją osobę leżącą pod umięśnioną sylwetką Johna oddającą mu się w całości czułam się bezsilna i bezradna. Nie wiedziałam jak mogłam teraz temu wszystkiemu zaradzić. To było nagranie z tej nocy. Z nocy kiedy się oddałam Johnowi w zamian za pozycję w agencji, w której aktualnie pracuję – oczywiście jeżeli nagranie nie dotarło do żadnego innego pracownika firmy, a przed wszystkim do Pattie czy Jeremiego.

- Błagam cię dziecko powiedz, że ktoś sobie robi ze mnie żarty! – zapłakana mama krzyknęła w moją stronę, wstając od laptopa. Zaczęła nerwowo chodzić w tę i we w tę, kręcąc niedowierzająco głową. Doskoczyłam do laptopa i z impetem go zamknęłam nie chcąc ani chwili dłużej patrzeć na to co zobaczyłam. Jak ten skurwysyn mógł to zrobić? Jak on mógł to nagrać? Jak bardzo ja byłam głupia i ślepa żeby nie dostrzec jaki jest naprawdę? On mi niszczy życie. On jest zdolny do wszystkiego. Co będzie następne do cholery?

- Mamo..

- Ja nie znam swojej własnej córki – parsknęła z ironią i załamaniem w głosie – nie przypominam sobie żeby moja córka była puszczalską narkomanką!

Słysząc takie słowa z ust własnej matki to największy cios z możliwych. Czułam się jakby wbiła mi nóż w plecy i przekręciła go kilka razy, ponieważ uznała, że nie zadała mi wystarczająco dużo bólu. Popatrzcie do czego doszło moje życie, moja własna matka ma o mnie takie zdanie, co w sumie jest prawdą. Niżej już chyba naprawdę nie mogę upaść.

- Mamo – zaczęłam jeszcze raz, wstając i odwracając się w jej kierunku. Spojrzałam na nią załzawionym wzrokiem. Tym razem nie byłam wściekłą i twardą Cailin, która będzie się bronić i zrobi wszystko żeby udowodnić innym, że w tym wszystkim nie ma ani trochę jej winy. Tym razem byłam zranioną i bezsilną na to wszystko Cailin, która najzwyczajniej na świecie potrzebuje pomocy.

- Zejdź mi z oczu słyszysz? Nie chcę cię znać – warknęła w moją stronę i ruszyła w stronę swojej sypialni.

- Nie! Mamo nie odwracaj się ode mnie! – czas w końcu o coś zawalczyć – Czemu zawsze się ode mnie odwracasz i mnie zostawiasz? Myślałam, że miłość do dziecka jest bezwarunkowa – ściszyłam już głos, czując jak zaczyna odzywać się we mnie mała, zraniona i zagubiona Cailin. Nie zatrzymała się, skręciła w prawo znikając za ścianą. Czemu zawsze mnie zostawiała? Czemu nigdy nie mogła ze mną wszystkiego do końca wytłumaczyć? W czym był do cholery problem? Aż tak się mną brzydziła? Czy dostanę w końcu odpowiedź na jakiekolwiek pytanie? Czemu do cholery wszyscy zostawiają mnie w niewiedzy? Mam tego dość. Jestem tym wszystkim już tak wykończona. Niech się skończy ta udręka. Jestem w swoim własnym piekle, które sama wywołałam i stworzyłam w swoim życiu. Zacisnęłam mocno dłonie w pięści i spuściłam głowę w dół, czując gorące łzy spływające po moich policzkach. Złapałam się za brzuch, wydając z siebie stłumiony krzyk. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do swojego pokoju. Lądując w ciemnym pomieszczeniu od razu rzuciłam się na poszukiwania swojego telefonu. Znajdując go pod poduszką, trzęsącymi rękoma wybrałam numer Justina i kliknęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha, wsłuchując się w ten sam sygnał. Doczekując się poczty głosowej, wybrałam numer jeszcze raz licząc na to, że zamiast komputerowego kobiecego głosu usłyszę głos bruneta. Powtarzając tą samą czynność kolejne pięć razy, wściekle się poddałam rzucając urządzenie na łóżko. Przetarłam dłońmi twarz i złapałam się za głowę, starając jakoś się ogarnąć. Wzięłam głęboki i uspokajający wdech, chcąc jakoś się rozluźnić i przyprowadzić do porządku. Spojrzałam na zegarek. Widząc godzinę 15.10 postanowiłam się zebrać i złożyć małą wizytę Justinowi. Mam nadzieję, że John mnie sobie oszczędził i nie wysłał nagrania do rodziny Justin, bo jeżeli wysłał to mogę się już pożegnać ze swoim życiem. Sama się mogę już zabić, tak naprawdę. Szybko zrzuciłam z siebie pidżamę i włożyłam jakąś koszulkę na ramiączkach i dres. Założyłam byle jakie adidasy i wybiegłam z pokoju, uprzednie zabierając telefon.

Czy ktoś może mi powiedzieć czemu ja mam 18 lat i nie mam prawa jazdy? Dobrze przynajmniej, że do Justina mam jakieś 20 minut na nogach. Opuściłam swoją dzielnicę mieszkalną, a na niebie zaczęły się zbierać czarne chmury zasłaniając ślicznie dziś świecące słońce. Nie minęła minuta, a z chmur zaczęły spadać duże krople deszczu. Dzieciaki bawiące się przed domami, pobiegły szybko do środka na rozkaz swoich rodziców. Przechodni schowali się pod drzewami i daszkami różnych sklepów. A ja? Ja zaczęłam biec. Deszcz nie ustępował. Z każdą chwilą padało bardziej i mocniej. Widzę, że tylko wszechświat jest po mojej stronie i chcę mi towarzyszyć w moim bardzo kiepskim nastroju.  Wiedząc, że i tak nikt nic nie zauważy pozwoliłam łzom spokojnie spływać po moich i tak już mokrych policzkach.  Pomimo tego, że obraz mi się rozmazywał i ledwo co widziałam, biegłam przed siebie pozwalając moim nogom mnie prowadzić. Korzystając z aktualnych okoliczności, a mianowicie, biegłam sama w strugach deszczu, nikt mnie nie widział ani nie słyszał, mogłam w spokoju się wypłakać i wykrzyczeć. Więc po prostu krzyczałam i płakałam, nie zwalniając tępa. Chciałam chociaż jakoś w najmniejszym stopniu pozbyć się bólu i tego ciężaru. Zatrzymałam się w celu złapania kilka oddechów. Nie widziałam, ani nic nie słyszałam, ulewa była tak duża. To chyba takie chwilowe urwanie chmury, bo przecież ranek był ciepły i słoneczny. Byłam cała mokra, z moich ubrań normalnie lała się woda. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka na w skutek zimnego wiatru towarzyszącemu ulewie. Rozglądając się na boki, w celu zorientowania się gdzie jestem, zauważyłam, że jestem już blisko domu Justina. Zebrałam w sobie ostatki jakiejkolwiek siły i powróciłam do biegu. Po kilku zakrętach, przejściach dla pieszych i wielkich kałużach, stanęłam w końcu przed furtką Justina. Na moje szczęście była otwarta, więc mogłam szybko wejść i schować się pod daszkiem na ganku. Jednak w jakimś stopniu to mój szczęśliwy dzień. Pochyliłam się, opierając ręce na kolanach. Oddychałam głośno i nierówno. Było mi zimno, chciało mi się pić, a głowa pękała mi od płakania. Lekarz kazał mi jak najwięcej odpoczywać, a ja byłam po dwudziestominutowym biegu w deszczu. Nie zdziwię się jak zaraz tu zemdleje. Ledwo się wyprostowałam i słabo zapukałam do drzwi. Podparłam się dłonią o swoją talię, a drugą położyłam na czole czując jak całą głowa mi pulsuje. Chyba zapomniałam, że miałam wstrząs mózgu. Słysząc przekręcające się zamki, a następnie otwierające się drzwi, podniosłam głowę napotykając wzrokiem zdziwioną Pattie.

- Cailin? Dziecko co ty robisz na nogach? – wciągnęła mnie delikatnie do ciepłego wnętrza domu. Oparłam się o ścianę, przymykając oczy i starając się wyrównać mój oddech.

- Ja, ja musiałam się zobaczyć z Justinem. Jest w domu? – jąkałam się ledwo wypowiadając jakiekolwiek słowa. Dyszałam ciężko, nie mogąc opanować swojego oddechu. Czułam jak zaraz tu padnę i się rozpłacze, a później stracę świadomość nad wszystkim.

- Mamo co to za zamieszanie? – na schodach pojawił się Justin, przecierający zaspaną twarz. Może zamiast słodkich drzemek mógłby odbierać swój zasrany telefon – Cailin? Co ty do cholery tutaj robisz? Ty nie powinnaś z łóżka wstawać! – w przeciągu sekundy zmienił się w kłębek nerwów. Szybko zbiegł po schodach i do mnie podbiegł. Nie dając mi ani Pattie dojść do słowa wziął mnie na ręce w stylu ślubnym. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i rozpłakałam jak małe dziecko.

- Mamo zrób jej herbatę i aspirynę, proszę – powiedział szybko do swojej rodzicielki, a następnie ruszył schodami do swojego pokoju.

- Justin – zacisnęłam słabo dłoń na jego koszulce.

- Cii już dobrze, już jesteś bezpieczna.

- John – szepnęłam i tym razem wpadłam w histerię dopuszczając do siebie co tak naprawdę się stało. Poczułam jak cały się napina, a jego dłonie niekontrolowanie zaciskają się na niektórych partiach mojego ciała. Kopnął w drzwi swojego pokoju, a po chwili byliśmy już w środku. O dziwo nie poszedł w kierunku łóżka tylko w kierunku łazienki. Wszedł ze mną bez słowa do białego pomieszczenia i posadził na blacie. Zamknął drzwi i szybko do mnie wrócił.

- Co się stało? – powiedział bez jakichkolwiek emocji. Złapał za krańce mojej przemoczonej bluzki i zaczął ją podciągać do góry.

- Co ty robisz? – odskoczyłam od niego, odpychając jego ręce.

- Hej, spokojnie. Musisz wziąć gorącą kąpiel. Nie masz się czego wstydzić, chcę ci tylko pomóc.
Powiedział to tak łagodnym, spokojnym i przekonywującym głosem, że nie umiałam się nie zgodzić. Przygryzłam delikatnie wargę, a następnie niepewnie przytaknęłam głową, zgadzając się na to co zamierza zrobić brunet. On zamierza pomóc mi się wykąpać. Czy to normalne w przyjaźni damsko męskiej? W sumie jesteśmy jak przyjaciółki, a przyjaciółki robią takie rzeczy. Dobra wróćmy do tego, co teraz jest ważne, czyli do tego skurwiela Johna, którego przysięgam, że kiedyś wykastruję.

- John, on – zacisnęłam usta, nie będąc w stanie powiedzieć tego co muszę.

- Zrobił ci coś? Skrzywdził cię? – natychmiast się spiął i zdenerwował. Zaczął mnie całą oglądać chcąc znaleźć jakieś oznaki działań Johna.

- Wysłał mojej mamie nagranie – jego ruchy zamarły w połowie drogi ściągania mi bluzki – nagranie z tej nocy, kiedy się z nim przespałam żeby dostać swoją wymarzoną posadę – zacisnął mocno dłonie na cienkim materiale. Miałam wrażenie, że zaraz rozerwie tą bluzkę.

- Zamorduje skurwysyna – warknął i uderzył pięścią w miejsce na blacie obok mnie.

- Nazwała mnie puszczalską narkomanką – dodałam już ciszej, dalej czując przekręcający się nóż w moich plecach na same wspomnienie, jak moja własna mama coś takiego powiedziała – Justin jak nisko jeszcze mogę upaść? Ja już mam dość. Nie mam siły na to wszystko. Brzydzę się samą sobą.

- Przestań. Cailin przestań mówić coś takiego – odwrócił się i podszedł do mnie od razu biorąc w ręce moją twarz.

- Nie oszukujmy się Justin. Nie róbmy mi fałszywych nadziei na lepsze jutro. Przestańmy mnie oszukiwać, że będzie dobrze – łzy spływały jedna po drugiej, spadając na moje dłonie, ułożone luźno na udach.

- Wyjdziesz na prostą. Wyciągnę cię z tego wszystkiego. Będzie dobrze, słyszysz? – patrzył mi głęboko w oczy. Nie spuszczałam wzroku z jego czekoladowego spojrzenia. Można było wyczytać z niego tak wiele, a zarazem nic. Nic się nie odezwałam. Po prostu na niego patrzyłam. Badałam wzrokiem każdy zakamarek jego twarzy. On natomiast podążał wzrokiem za moim. Spojrzałam na jego lekko rozchylone wargi, a następnie podniosłam wzrok na niego. Widocznie to zauważył bo teraz on obdarzył spojrzeniem moje wargi. Nie wiedziałam co robić. Atmosfera zrobiła się napięta i nerwowa. Nasze spojrzenia zrobiły jeszcze kilka takich powtórzeń, usta – oczy, aż w końcu z powrotem odnalazły siebie. Nie umiałam nic wyczytać ze wzroku Justina. Ta chwila była, taka niejasna, taka niezrozumiała. W końcu zachrypnięty głos Justina przerwał tą niesamowicie napiętą, nerwową, a zarazem podniecającą chwilę:

- Chodźmy Cię umyć. Rozbierz się sama i wejdź do wanny, a później mnie zawołaj okej? Jesteś słaba. Szybko cię umyję, a później położysz się spać – szepnął i pocałował mnie w czoło. Odwrócił się i podszedł do wanny, napuszczając do niej ciepłej wody i dodając jakiś zapachowych płynów. Nie czując żadnego skrępowania, co było bardzo dziwne, zrzuciłam z siebie ubrania i bieliznę. Sięgnęłam po ręcznik i okryłam nim swoje nagie ciało, a następnie podeszłam do Justina stając obok niego.

- Wskakuj – zakręcił wodę i przepuścił mnie. Stanęłam przed nim i zrzuciłam z siebie ręcznik. Stałam przed nim naga. Coś czuję, że nasza relacja ulegnie zmianie w najbliższym czasie.

- Boże Cailin jaka ty jesteś chuda – usłyszałam przerażony ton głosu Justina. Potrafię sobie wyobrazić jak okropnie wygląda moje ciało. Ignorując go, weszłam do ciepłej wody i usadowiłam się jakoś wygodnie. Przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i oplotłam je rękami, a prawy policzek oparłam o kolana. Justin klęknął przy wannie i sięgnął po potrzebne płyny do umycia mnie. Śledziłam każdy jego ruch, przyglądałam mu się łagodnym wzrokiem. Byłam mu taka wdzięczna za to jak bardzo się o mnie troszczył i jak bardzo mnie wspierał. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na kogoś tak wspaniałego jak on. Bo przecież jak taka okropna osoba jak ja może być z kimś tak dobrym jak on? Czyli jednak przeciwieństwa się przyciągają. Najbardziej byłam mu wdzięczna za to, że na mnie nie naciskał i za to, że mnie nie oceniał no i oczywiście za to, że mnie wspierał i dawał poczucie bezpieczeństwa. Tych rzeczy od zawsze mi brakowało. Justin wchodząc do mojego życia wprowadził do niego same pozytywy. Moje życie przed Justinem było jak niekończąca się burza, a po burzy zawsze wychodzi słońce prawda? To Justin okazał się tym słońcem. Moim własnym promykiem nadziei i szczęścia.

- O czym tak myślisz? – zaciekawiony i rozśmieszony głos Justina wyrwał mnie z mojego natłoku myśli. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczął mnie myć. Delikatnie i dokładnie wcierał malinowy płyn w moje ręce, ramiona i barki. Przydałby mi się porządny masaż.

- O tym, że przydałby mi się porządny masaż – zachichotałam, przymykając oczy pod wpływem jego dotyku. W odpowiedzi również usłyszałam jego śmiech.

- Raczej porządne lanie. Co w ogóle cię skłoniło do tego żeby się ruszać z łóżka, a co dopiero z domu huh? Trzeba było po mnie zadzwonić to bym przyjechał. Mogłaś zasłabnąć lub nie wiadomo co.

- Dzwoniłam do ciebie panie geniuszu, ale nie raczył pan odebrać, więc proszę mnie teraz nie pouczać! – chlapnęłam w niego wodą, śmiejąc się cicho.

- No proszę cię, ile my mamy lat żeby chlapać się wodą – powiedział z ironią w głosie, a następnie niespodziewanie również chlapnął mnie wodą prosto w twarz. Odpowiedziałam mu głośnym śmiechem, ocierając mokrą twarz dłońmi.

- Jesteś niemożliwy – pokręciłam głową, dalej się śmiejąc. W odpowiedzi uzyskałam tylko, a nawet aż, jego promienny uśmiech i ten cwaniacki błysk w oku. Przekręciłam się do niego plecami, żeby mógł mi umyć plecy i głowę. Jeździłam palcem po tafli wody, burząc harmonię piany i robią pomiędzy nią przerwy czy dziury. Wpatrywałam się pustym wzrokiem w poruszającą się wodę i błyszczącą pianę. Poczułam, że Justin zamiast gąbki zaczął myć mnie swoimi dłońmi. Dokładnie wcierał płyn w moje plecy oraz szyję i kark. Przymknęłam oczy, starając się to traktować jak mini masaż. Męczyła mnie pewna myśl, którą chciałam się podzielić z brunetem. Bałam się jego reakcji oraz odpowiedzi na dręczące mnie pytanie, a raczej pytania. Westchnęłam cicho, czując jak ogarnia mnie coraz większa bezsilność.

- No wykrztuś to z siebie – usłyszałam za sobą cichy głos Justina. Ten człowiek za bardzo mnie zna. Uznając, że nie ma co owijać w bawełnę, zebrałam się na odwagę i po prostu wyrzuciłam to z siebie:

- Myślisz, że kiedykolwiek ktoś mnie pokocha? Albo czy ja zdołam darzyć drugą osobę tak silnym uczuciem jak ona mnie? – zapytałam, patrząc pustym wzrokiem w błyszczącą pianę. Odwieczny temat , który zbyt często poruszałam w swoich myślach. Na przykładzie mojej przyjaźni z Emily mam po prostu wątpliwości czy kiedykolwiek zaznam czegoś takiego jak uczucie miłości z mojej jak i z przeciwnej strony. Skoro nie umiałam być normalną przyjaciółką, to jak mogłabym być dziewczyną, a co dopiero żoną. Co jeżeli jestem skazana na samotność? Co jeżeli wszechświat od zawsze miał na mnie taki plan? Poczułam jak Justin przestaje wykonywać czynność, którą zajmował się od dobrych kilku minut, a następnie siada na brzegu wanny.

- Czemu masz w ogóle na ten temat jakiekolwiek wątpliwości?

- Po prostu wiem jaką byłam, w sumie to nadal jestem, przyjaciółką dla Emily. jeżeli to, jaka jestem można w ogóle nazwać przyjaciółką. Boję się, że nie umiem kochać. – odwróciłam się do niego i spojrzałam w jego stronę smutnym wzrokiem – co jeżeli nigdy nie przeżyję niesamowitej miłosnej przygody?

- Nie wiem co mam ci na to odpowiedzieć – westchnął i odwrócił głowę w drugą stronę, będąc widocznie na siebie zły za to, że nie może mi w jakiś sposób pomóc.

- W sumie nie zawracaj sobie tym głowy, widocznie nie ma na to odpowiedzi i po prostu muszę się z tym pogodzić – mruknęłam zrezygnowana i wróciłam do swojej poprzedniej pozycji, tyłem do niego. Nie byłam na niego zła, broń boże. Byłam zła na to, że tak naprawdę nie mogę nic z tym zrobić. Bo przecież nie mogę się zmusić do kochania kogoś. To by nie miało sensu. Denerwuję mnie to, że nie jestem normalną, cieszącą się życiem i kochającą wszystko i wszystkich nastolatką. Nigdy mi nie było pisane być kimś takim.

- Porozmawiamy na ten temat kiedy indziej, a teraz wstawaj, bo musisz się porządnie przespać.

- Nie będę ci zawracać głowy. Jakbyś mnie odwiózł do domu to byłabym ci wdzięczna.

- O nie nie kochana. Idziesz się przespać żeby odbudować siły, bo późnym wieczorem zabieram cię w pewne miejsce – dało się wyczuć podekscytowanie i tajemniczość w jego głosie.

- Justin naprawdę nie mam nastroju na..w sumie to na nic.

- Nawet ze mną nie dyskutuj! Wstawaj i zmykaj do łóżka – rzucił we mnie ręcznik i wyszedł z łazienki.

Wiedziałam, że z nim nie wygram, więc po prostu się zamknęłam i zrobiłam co powiedział.
***
Spojrzałem z cwaniackim uśmiechem na wystrojoną, przez moją mamę, blondynkę stojąc obok mnie. Pokazałem teatralnym gestem całego ciała wejście do jednego z najlepszych klubów w całej Atlancie.

- Serio? Zabierasz mnie do klubu, gdy ja mam ochotę zaszyć się w łóżku i wypłakać każdą możliwą łzę jaką mam w organizmie? Cóż za taktowna postawa kochany – powiedziała z nutką ironii. Z całych sił starała się grać twardą i poważną, ale dostrzegłem jak kąciki jej ust lekko podrygują.

- Nie wiem czy pamiętasz kochana, ale za jakąś niecałą godzinę kończysz 19 lat –  wykrzyknąłem jak najbardziej entuzjastycznie się dało żeby jakoś ją przekonać. Widząc jak jej wyraz twarzy diametralnie się zmienia na zszokowany i zdziwiony, zaśmiałem się pod nosem. Spodziewałem się tego, że zapomni o swoich urodzinach – nie przejmuj się, pewnie tylko jakiś 1 procent populacji zapomina o jakże ważnym i wesołym dla każdego wydarzeniu tego jednego dnia w roku – zaśmiałem się i zarzuciłem rękę na jej ramieniu żeby zaciągnąć ją do środka.

- Obym tego nie żałowała, Bieber – zmierzyła mnie tym ostrzegającym wzrokiem i ruszyła razem ze mną w głąb klubu.

Podczas mojego dość szalonego poranka miałem długą chwilę żeby wszystko idealnie zaplanować na dzisiejszy wieczór. Wiem, że Cailin ma urodziny dopiero jutro, ale zaważając na to, iż w poniedziałek przydałoby się pojawić w szkole bez kaca, postawiłem jednak na dzisiaj. W sumie sam się dziwiłem, że udało mi się wszystko tak szybko zorganizować. Zaprosiłem moją paczkę, z którą blondynka ma dobry kontakt, znajomych z jej grupy tanecznej oraz jej stylistkę Ellen. Dzwoniłem też do Emily, ale niestety nie udało mi się jej załatwić z przyczyn niewiadomych. Wiem, że Cailin pewnie będzie przykro, ale jakoś jej się to wszystko wytłumaczy. Mam nadzieję, że wszyscy chociaż jakoś na chwilę pomogą zapomnieć Cailin o wydarzeniach z przed ostatnich dni jak i nie tygodni. Chcę po prostu żeby dobrze się bawiła w gronie bliskich i żeby pośmiała się przez więcej niż tylko kilka minut. Obiecałem jej, że będzie dobrze, więc muszę do tego dążyć małymi kroczkami. Udaliśmy się w stronę prywatnej loży, którą zarezerwowałem. Była oddalona jak najbardziej od głównego punktu całej bawialni. Można było spokojnie się napić i porozmawiać nie przekrzykując drugiego nawzajem. W klubie zabawa trwała już na całego. Operator muzyczny puszczał naprawdę dobre kawałki do których będzie się super tańczyć. Bar wyglądał zachęcająco do przesiedzenia przy nim przy kilkunastu kolejkach jakiejś dobrej wódki. Zabawa zapowiadała się naprawdę nieźle. Wszyscy już byli na miejscu i czekali tylko, aż pojawimy się my i w końcu będą mogli krzyknąć długo wyczekiwane „niespodzianka” oraz zacząć śpiewać solenizantce sto lat. Blondynka rozglądała się po całym klubie, dotrzymując mi cały czas kroku. Skręciliśmy w prawo i w końcu byliśmy na miejscu. Otworzyłem powoli drzwi z hartowanego szkła i pozwoliłem przejść Cailin pierwszej. Zaraz za nią wszedłem ja i usłyszałem głośne „niespodzianka”, a przed sobą ujrzałem wystrojonych i uśmiechniętych gości. Spojrzałem na blondynkę, czekając na jej reakcje.

- Boże jesteście kochani – powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy. Widząc taki uśmiech na jej twarzy, sam się wyszczerzyłem jak głupi.

- Wszystkiego najlepszego mała – podszedłem do niej i szepnąłem jej do ucha, mocno przytulając.

- Tak strasznie Ci dziękuję, Justin – oddała uścisk tak samo mocno.

- Dobra później będziecie mieli czas na obściskiwanie się, a teraz czas na zabawę! – krzyknął Ryan, doprowadzając wszystkich do śmiechu.



Po długim składaniu przez każdego życzeń, każdy zajął się tym na co miał ochotę. Dziewczyny poszły tańczyć, a grono męskie postanowiło się porządnie upić. siedziałem rozłożony na skórzanej kanapie, popijając whisky z colą. Kompletnie nie zwracałem uwagi na męskie ploteczki jakimi się wymieniali chłopcy. Dziś to ja byłem tym, który jest myślami tam gdzie nie powinien być. Ta cała sytuacja z tatą i jeszcze pytania Cailin. To wszystko po prostu zmieniło moje życie w jeden wielki znak zapytania. Nie mogę zignorować tego co mój tata mi uświadomił. Co jeżeli on ma racje? Co jeżeli kiedyś wydarzy się coś takiego, że po prostu się zapomnę i zacznę brać? Ale przecież to wszystko tak naprawdę nie ma sensu. Cailin nigdy by mnie do tego nie zmuszała, a jeżeli sam bym chciał to nie byłaby mi do tego potrzebna blondynka. Pogubiłem się już w tym wszystkim. Coś większego musi się kryć za tym co powiedział mój ojciec. Ale do cholery co? Przecież on dobrze wie, że Cailin odstawiła tabletki..no bo odstawiła tak? Czy jest coś o czym ja nie wiem? Nie no, nie okłamywałaby mnie tak. Zaczynam już bredzić. To wszystko robi się coraz bardziej zagmatwane i żeby tego było mało, to jeszcze Cailin mi wyskakuje z pytaniami, na które nie znam odpowiedzi. Czy ta dziewczyna naprawdę nie widzi tego, że od dobrego czasu daje jej znaki, mówiące „tak to z tobą chcę być, nie z nikim innym, tylko z tobą”. Już po prostu nie wiem co robić. Tak bardzo boi się, że nie potrafi kochać, a nawet nie pozwala dopuścić do siebie tej miłości. Sama sobie zaprzecza i sama się już gubi w tym wszystkim.

- Hej nie myśl tak dużo, bo się przegrzejesz – Ryan rzucił w moją stronę, wyrywając mnie z natłoku myśli.

- Idę po więcej, ktoś chce? – wstałem i spojrzałem pytająco na każdego. Uzyskując odpowiedzi na nie, wyszedłem z loży i udałem się do baru. Poprosiłem barmana o to samo co wcześniej, czyli whisky z colą. Oparłem się o blat i wyszukałem wzrokiem tańczącą blondynkę. Bawiła się w gronie dziewczyn, tańcząc z nimi i skacząc jak szalona. Bawiła się nawet z Kath, co mnie w sumie zdziwiło. W końcu widziałem uśmiech i radość na jej twarzy. Coś na co tak długo czekałem. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i zgarnąłem gotowe zamówienie żeby wrócić z powrotem do loży.

- Mogę cię prosić na słówko stary? – Ryan mnie uprzedził przed wejściem do naszego prywatnego kąta na dzisiejszy wieczór.

- Co jest? – spytałem, upijając łyk dopiero co zakupionego napoju.

- Raczej ciebie powinienem o to spytać. Nie owijaj w bawełnę tylko wykładaj mi tu karty na stół – on jak zwykle taki stanowczy. Westchnąłem i spuściłem wzrok na brązowy alkohol w szklance. Ruszałem przedmiotem wywołując mały wir w środku.

- Mam kurewski mętlik Butler. Ojciec, Cailin to wszystko po prostu..no po prostu ręce mi opadają.

- Co się stało? – skrzyżował ręce na piersi i przyglądał mi się dokładnie cały czas.

- Ojciec mi dzisiaj wywalił z tym, że nie chcę żebym zadawał się z Cailin, tylko dlatego, bo boi się, że pójdę w jej jak i również jego ślady. Wykrzyczał mi prosto w twarz, że muszę chronić naszej rodziny, że nie mogę tak skończyć i po prostu się rozpłakał.

- Co w tym takiego? Wiesz, że tak nie będzie, więc nie powinieneś się nawet tym przejmować.

- Właśnie problem w tym, że pozwoliłem na to by mu w to uwierzyć i cały czas doszukuję się w tym jakiejkolwiek prawdy.

- Stary weź w ogóle tak nie myśl. To jest stek bzdur.

- Ryan, a co jeżeli on ma racje? Co jeżeli będzie taki dzień, kiedy wystarczy chwila nieuwagi i bum nawet się nie zorientuję, że niszczę sobie życie? – krzyknąłem, pozwalając emocjom nade mną zapanować – co jeżeli kurwa on ma racje, że przez Cailin w to wszystko wpadnę? Na dodatek tego wszystkiego ona wyjeżdża mi z tym, że boi się, że nikt jej nie pokocha. Ja robię wszystko żeby ta dziewczyna wyszła na prostą, staram się jej pokazać, że nie jest mi obojętna a ona mówi mi, że boi się, że kurwa nikt jej nie pokocha! – pociągnąłem długi łyk starając jakoś się uspokoić.

- Justin..

- A później mi jeszcze wyskakuję z tym, że nie umie kochać gdy nawet nikogo i nic do siebie nie dopuszcza! Proszę cię, powiedz mi czemu ta dziewczyna jest taka ślepa? Proszę cie, powiedz mi, bo ja chyba wyjdę z siebie za niedługo!

- Justin!

- Co kurwa? – spojrzałem na Ryana, który od kilku minut starał się mi przerwać. Nic mi nie odpowiedział, po prostu skinął głową w kierunku czegoś co było za mną. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem za jego tropem. Ujrzałem blondynkę ze załzawionymi oczami i niewyobrażalnym bólem wypisanym na jej twarzy. Kurwa mać.

- Cailin.. – zacząłem łagodnie i przepraszająco, robiąc krok w jej stronę.

- Nie. Proszę nie podchodź – głos jej się załamał. Nie pozwalając mi dojść do słowa ani do zrobienia niczego, obróciła się na pięcie i uciekła znikając mi z pola widzenia. Co ja do kurwy nędzy narobiłem.


______________________________

Jezu co za zakończenie! Aż sama jestem zła na Lole, że takie napisała sdjnvs!
Przepraszamy Was, że musieliście czekać na nowy, ale Lola miała wycisk w szkole.
Ogólnie to chcemy Wam przekazać, że..ZBLIŻAMY SIĘ DO MOMENTU JAILIN!
Cieszycie się?!
Osobiście nie mogę się już doczekać aż Lola zacznie pisać następny.
Dziękujemy za tyle wyświetleń i za komentarze pod poprzednim rozdziałem.
Przypominam o tym, że jeżeli chcesz być informowany to pisz w komentarzu + swój username.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

13 komentarzy:

  1. Boze ! Cudowny rozdzial , a ta koncowka shjrxbuv... *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. JA CHCE JAILIN ;-; !!!Rozdzia niesamowity ,a jego końcówka...Brak mi słow ;3(w pozytywnym znaczeniu)Mam nadzieję,że ta sprawa się szybko wyjaśni ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział aw ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. / @peseleczga

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham czytać twoje fanfiction <3
    Jak wymyśliłaś coś tak GENIALNEGO ? *-*
    POLECAM KAŻDEMU !!! <3
    /AleksandraBrooks

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu ta końcówka ;( Może Cailin teraz zrozumie... Oby <3

    OdpowiedzUsuń
  7. o mój boże! poważnie? ale Justin ma troche racji że Cailin jest ślepa i nie widzi tego co Justin jej pokazuje...

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku coraz bardziej uwielbiam to opowiadanie djfkdekfkfk
    Dlaczego uciekła Cailin? Z tego pierwszego powodu mogła uciec, ale później Justin jej niemal wyznał miłość, no halo
    Już się nie mogę doczekać momentu Jailin dkgkdkfk
    Z niecierpliwością czekam na następny :) xx /@bizzlessmile

    OdpowiedzUsuń
  9. No ja chcę już Jailin, to takie nie faaair ;c

    OdpowiedzUsuń
  10. nie nie nie nie nie. to sie wcale nie zdażyło omg błagam ile jeszcze razy cailin bedzie zraniona? justin jak mogłes.. mam nadzieje że to naprawisz 😘

    OdpowiedzUsuń