poniedziałek, 29 grudnia 2014

20.



- Dobrze babciu damy sobie radę – powiedziałam już któryś raz z kolei, śmiejąc się z przejęcia babci.

- Przygotowałam wam jedzenie na cały dzień, więc nie będziecie głodni, ale jak jednak byście byli to dzwońcie i wtedy powiem wam wszystko co i jak – powiedziała, ledwo łapiąc oddech przez to jak szybko słowa wychodziły z jej ust.

- Babciu, hej, ja nie jestem już małą dziewczynką, a on nie jest mały chłopczykiem – przytuliłam się do boku Justina, czując jak drga ze względu na to, że sam powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem.

- Z takimi tekstami to nie do mnie kruszyno – pokazała na mnie groźnie palcem na co Justin nie wytrzymał i po prostu wybuchnął śmiechem.

- Theresa już daj młodzieży spokój – dziadek krzyknął, wysiadając z auta. Babcia przytuliła nas kolejny raz i ruszyła w stronę czerwonego cadillac’a. Pomachali nam oboje po czym wsiedli i odjechali.

- Kruszyno – Justin zacytował babcie, śmiejąc się jak głupi.

- Bardzo śmieszne – odparłam sarkastycznie i wepchnęłam go do domu.

Od przyjazdu Justina minęły dwa dni, dwa naprawdę udane dni. Brunet od razu przypadł do gustu moim dziadkom, a zwłaszcza babci, która ma słabość do brązowych oczu. Justin wykorzystując to podlizywał jej się na każdym kroku. W niektórych sytuacjach oglądanie go w takiej odsłonie było dość zabawne i słodkie. Atmosfera w domu była cudowna. Uśmiech mi nie schodził z twarzy. Miałam tutaj życie o jakim zawsze marzyłam. Byłam kochana i czułam się potrzebna, a przede wszystkim w końcu czułam, że szczerze się uśmiecham i zaczynam być szczęśliwa. Widzicie, nie potrzeba wcale wiele żeby być szczęśliwym. Mi wystarczy Justin, jedzenie babci i poczucie humoru dziadka.

- Co my tu mamy – usłyszałam ciekawski głos Justina i spojrzałam w jego stronę. Stał przed wielkim przeszklonym kredensem, w którym mieściły się przeróżne rodzaje kosztownego alkoholu.

- Nawet o tym nie myśli – rzuciłam w niego poduszką, tak że się nie zorientował i trafiła go w bok głowy.

- Cailin jesteśmy sami na jakimś zadupiu calutki dzień, musimy się wyszaleć!

- Można szaleć bez alkoholu – krzyknęłam z kuchni. W odpowiedzi uzyskałam tylko jego udawany i przesadzony śmiech.

Wyjęłam dwie szklanki i potrzebne rzeczy do zrobienia lemoniady.
Pamiętam jak byłam dzieckiem to w każdy weekend chodziliśmy z Chad’em do centrum miasta i sprzedawaliśmy ciasteczka i lemoniadę. Był z tego naprawdę dobry biznes, ale i tak się kłóciliśmy, które z nas powinno wziąć więcej pieniędzy. Później się okazało, że to co robiliśmy było niezgodne z prawem, bo nie mieliśmy jakiegoś durnego papierka. Zgarnęła nas wtedy policja. To była naprawdę niezła przygoda. Chad płakał, a ja byłam cała podekscytowana, bo jechałam policyjnym radiowozem. Widzicie, od zawsze byłam tą dziwną.
Nalałam wody do szklanek, a następnie wrzuciłam kilka kostek lodu do każdej.

- Cailin musimy się wybawić przed powrotem do Atlanty – poczułam na swoim policzku jego oddech, a na talii uścisk jego dłoni.

W sumie miał trochę racji. Mamy chwilę dla siebie, więc możemy skorzystać. Dziadkowie wrócą dopiero pod wieczór, bo pojechali na jakieś targi do innego miasta. Nie może być tak źle. Co ja gadam, na pewno nie będzie źle. Ostatni raz nasze  wspólne picie, nie mam na myśli imprezy z przed kilku dni, było bardzo udane i skończyło się jeszcze lepiej. Do końca życia nie zapomnę jak mnie przycisnął wtedy do siebie w tej siłowni. To jego spocone ciało, silny uścisk i te usta na moim ciele. Cholera. Dobra, przekonałam samą siebie.

- No nie daj się prosić – mruknął mi do ucha i je delikatnie przygryzł.

- Okej, ale ja tu rządzę – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się cwaniacko pod nosem.


W przeciągu 15 minut, Justin wybuchnął śmiechem już chyba tysięczny raz.
Siedzieliśmy na puszystym dywanie w salonie oglądając stare rodzinne albumy. Justin zobaczył już zdecydowanie za dużo moich kompromitujących zdjęć z dzieciństwa.
Na początku nie byłam przekonana do tego pomysłu z albumami . Bałam się, że mój doskonały humor się zepsuje jak przypomnę sobie te beztroskie czasy dzieciństwa. Jednak trzymałam się twardo i odbierałam to wszystko w pozytywnym świetle. Nie załamywała się, że moje życie już nigdy takie nie będzie ani nic z tych rzeczy. Właśnie się cieszyłam, że miałam takie szczęście i moje dzieciństwo wyglądało tak, a nie inaczej. Owszem zakręciła mi się łezka w oku jak zobaczyłam niektóre zdjęcia, ale to wszystko i wyłącznie z radości. Mam po prostu nadzieje, że nasza rodzina jakimś dziwnym cudem stanie się taka jak za tamtych czasów. Przerzuciłam kartkę i na następnej stronie były zdjęcia za czasów mojego nastoletniego okresu. Dokładniej z jakiegoś wiejskiego festynu, gdzie byłam przebrana za typową kowbojkę.

- O nie nie! – pisnęłam, zatrzaskując szybko album – to nie może ujrzeć światła dziennego, a tym bardziej ty nie możesz tego zobaczyć, bo będziesz mnie szantażował do końca życia! – zaczęłam się nerwowo śmiać.

- Cailin widziałem dzikie porno z tobą w roli głównej, jak latasz na golasa obwiązana świątecznym łańcuchem – Justin odparł z miną mówiącą „nic mnie już nie zaskoczy”

- Miałam dwa latka! – pisnęłam oburzona – a po drugie, wiem ile byś oddał żebym odtworzyła tą scenę ze zdjęcia właśnie tu i teraz przed tobą – wystawiłam język w jego stronę i odłożyłam ciężki album na bok, kładąc go na stercie innych pamiątek.

- Okej, masz mnie – wzruszył ramionami i zaczął ruszać tymi swoimi brwiami jak to ma w zwyczaju, gdy wpadnie na jakiś idiotyczny, a dla niego genialny, pomysł. Tym razem nie było inaczej. Nie minęła sekunda, a ja już leżałam pod nim i byłam obsypywana jego pocałunkami.

- Justin, co ty wyprawiasz? – spytałam, kompletnie nie przejęta jego gestami.

- Jak bardzo mam cię prosić, żebyś to zrobiła?

- Nawet jeśli nie wiadomo co byś zrobił nie zgodziłabym się z trzech powodów – odepchnęłam go, tak że wylądował obok mnie na plecach, a ja wstałam kierując się do kredensu z alkoholem.

- Oświeć mnie.

- Po pierwsze – zaczęłam wyliczać na swoich palcach – bo nie, po drugie hm niech się zastanowię – udałam zamyśloną minę – bo nie i uwaga po trzecie, też bo nie – wystawiłam w jego stronę tyłek i klepnęłam się teatralnie w pośladek.

- Diablica – usłyszałam jak coś tam mruczy pod nosem i cicho zachichotałam. Otworzyłam szklane drzwiczki i wyjęłam naczynie z hartownego szkła, w którym było whisky. Odwróciłam się na pięcie i potrząsnęłam dzbanem w jego kierunku.

- Gramy w Never Have I Ever* - poruszałam zabawnie brwiami i zgarnęłam jeszcze dwa małe kieliszki do wolnej ręki, a drzwiczki zamknęłam ruchem biodra.

- No i w czymś się zgadzamy – klasnął zadowolony w dłonie i usiadł na podłodze przy ławie, gdzie ja zaraz również dołączyłam tylko po przeciwnej stronie.

Ustawiłam kieliszki obok siebie i napełniłam każdego do pełna. Justin patrzył się na mnie z wyczekiwaniem, jakby jego życie zależało od tej gry.
Tak szczerze to nie miałam żadnych pomysłów na pytania. Chociaż coś się tam może znajdzie, ale nie wiem czy chcę znać prawdę od Justina. No bo przecież jak powiem, że nigdy nie byłam w trójkąciku, a ten zacznie pić to chyba szczęka mi opadnie i przebije się do wnętrza ziemi.
A co czyżbyś była zazdrosna?
Moja wścibska podświadomość jak zwykle musi wchodzić z buciorami do mojego życia. Może i bym była, bo w końcu teraz jest moim chłopakiem, ale raczej chodzi o to, że by mnie to obrzydziło. Nigdy nie byłam zwolenniczką erotycznych przygód.
Czyżby? A John?
Już wspomniałam, że moja podświadomość jest wścibska?

- Okej ja zaczynam – powiedział Justin szybko zabierając swój pełny kieliszek. Naśladując go również wzięłam swój i czekałam na jego wścibski pomysł – Jeszcze nigdy nie latałem na golasa oplątany świątecznym łańcuchem.

- Ty świnio – posłałam mu mordercze spojrzenie.

- Mam przypomnieć zasady gry kochanie? Proszę, pijesz do dna.

Wystawiłam mu tylko język, a następnie wypiłam cały kieliszek alkoholu, krzywiąc się.
Poczułam to przyjemne ciepło rozlewające się po moim przełyku. O tak, zdecydowanie alkohol to jeden z moich najlepszych przyjaciół.

- Zemszczę się – posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie i dopełniłam swój kieliszek – okej, jeszcze nigdy nie upiłam się na imprezie dla czterolatek i nie obudziłam się jako baletnica – cmoknęłam ustami w jego stronę i uniosłam kieliszek na znak żeby wypił. Na wspomnienie tego jak mi opowiadał o tej jego dzikiej przygodzie na imprezie urodzinowej jego siostry, wybuchłam śmiechem. Ja muszę znaleźć jakieś zdjęcia z tamtego dnia, muszę. Przecież to będzie normalnie hit 2014!

- Wiedziałem żeby ci tego nie mówić! Będziesz się teraz nade mną znęcać do końca życia! – odparł oburzony jakby był dziewięcioletnim chłopczykiem.

- Czekaj, czekaj jak to było? Mam ci przypomnieć zasady gry kochanie? – zacytowałam go dosłownie sprzed kilku minut – myślałam, że cię ciągnie do alkoholu – zaśmiałam się z jego reakcji. Zachowywał się tak jakby za żadne skarby świata nie chciał tknąć tego whisky. Ten człowiek jest niemożliwy. Tym razem to on wystawił język w moją stronę - zachowujemy się jak głupie dzieciaki, które dobrały się do alkoholu kompletnie nie mając pojęcia co to jest – i opróżnił kieliszek do dna.

- Jeszcze nigdy nie upiłem się do nieprzytomności.

- Pijesz kochanie, a ja mam przerwę – odparłam dumna z tego jakim Justin był idiotą.

- To jest niemożliwe żebyś nigdy się nie upiłam do nieprzytomności!

- Nie wszyscy mamy taką słabą główkę jak Justinek – zaśmiałam, dolewając mu do kieliszka whisky.

- Pamiętaj, że zemsta działa w dwie strony – pokazał na mnie ostrzegawczo palcem, a następnie pociągnął duży łyk z kieliszka, upijając wszystko.


Tak mniej więcej wyglądało całe nasze popołudnie.
Śmialiśmy się, przypominaliśmy sobie dziwne i głupie rzeczy z przeszłości i piliśmy kosztowne whisky dziadka. Gra skończyła się gdy wypiliśmy całe whisky, a w głowach zaczęło nam się lekko kręcić. Dziękowałam w tym momencie za to, że mam mocną głowę. Natomiast martwiłam się trochę o Justina, bo chyba dla niego to była zbyt duża dawka.
Leżał na plecach i wpatrywał się w sufit, śmiejąc się z niczego. Wyglądał jak ofiara losu, naprawdę.

- Justin, skarbie otrząśnij się i nie bądź cienias i się nie kompromitują przed swoją dziewczyną – usiadłam na nim okrakiem śmiejąc się. Położyłam dłonie na podłodze po obu stronach jego głowy i przybliżyłam swoją twarz do jego.

- Moja dziewczyna to taka gorąca laska – powiedział  – taka gorąca, że aż parzy – dodał, a ja wybuchłam śmiechem, kręcą niedowierzająco głową. Nie, on tego nie powiedział.

- Ty może pójdziesz spać sieroto – podniosłam się i siedziałam teraz wyprostowana na jego brzuchu – chodź zaprowadzę cię do łóżeczka – powiedziałam jak do dziecka żeby mnie zrozumiał. Złapałam go za rękę i przygotowywałam się do wstania.

- Oh kochana, ale ty we mnie wątpisz – jego ton zmienił się na ten zadziorny i cwaniacki. Przyciągnął mnie mocno do siebie, tak że moja klatka piersiowa odbiła się od jego, a twarz znalazła się tuż nad jego twarzą. 

Cwaniak udawał pijaną ofiarę losu.

- Jesteś niemożliwy – mruknęłam mu w usta, patrząc mu głęboko w oczy i uśmiechając się jak głupia. Boże byłam taka szczęśliwa w tym momencie. Chcę tu już zostać na zawsze. Razem z nim i dziadkami. Tu jest moje miejsce. Tu jest moje szczęście. Tu jest mój dom.

- A ty cholernie seksowna i na dodatek moja – szepnął i trącił swoimi wargami o moje.

Splotłam nasze dłonie i z powrotem je położyłam na podłodze. Przymknęłam oczy czując jego delikatny oddech na moim policzku. Moje włosy opadały na każdą stronę, tworząc nam taki mały parawan, oddzielający nas od reszty. Justin przejechał ustami po moim policzku tuż obok kącika ust.
Za każdym razem kiedy nasze ciała się łączyły, gdy dotykaliśmy się nawzajem, czułam mrowienie w każdym zakamarku mojego ciała. Zawsze obchodził się ze mną jak z jakimś delikatnym arcydziełem sztuki, wartym niewyobrażalne sumy pieniężne. Przy nim czułam się kochana, potrzebna. Czułam się po prostu jakbym była jedyną kobietą na tej ziemi.
Uwolnił jedną swoją dłoń z naszego uścisku i objął nią moją twarz. Przejechał kciukiem delikatnie po mojej dolnej wardze, a ja wypuściłam głośno powietrze z ust, dalej mając zamknięte oczy. Wplótł dłoń w moje włosy i przycisnął moje usta do swoich.
To było niesamowite, że potrafił być stanowczy i brutalny, a zarazem delikatny i czuły. Całował mnie tak jakby mnie czcił , a zarazem budził u mnie pożądanie i pragnienie.
Objęłam swoimi dłońmi jego szyję i podciągnęłam go do góry, tak że teraz siedzieliśmy. Wbiłam delikatnie palce w jego policzki, a moje usta stanowczo napierały na jego.
Pochłaniaj je całe, biorąc je w posiadanie. On tu rządził. Ja po prostu dostosowywałam się i czerpałam z tego wszystkiego jak najwięcej przyjemności.
Oderwaliśmy się od siebie i od razu spojrzeliśmy sobie w oczy. Jak na zawołanie, na naszych twarzach pojawiły się uśmiech, a w oczach zaczęły szaleć iskierki radości i szczęścia.
Patrząc w jego brązowe tęczówki, przepełnione wieloma uczuciami, wiedziałam jedno: zakochiwałam się w nim i nawet nad tym nie panowałam.

***

Siedziałem na tarasie, pijąc kubek gorącej i świeżej kawy – z nadzieją, że trochę wytrzeźwieję. Wpatrywałem się w rozciągające się na kilkanaście arów podwórko dziadków Cailin.
Zaraz za ogrodzeniem znajdywał się las iglasty, a z przerw pomiędzy drzewami można było dostrzec łąkę, znajdującą się za nim. Było tutaj naprawdę pięknie.
Nigdy nie miałem okazji mieszkać w takich stronach. Zawsze byłem dzieciakiem z wielkiego miasta. Nawet na wakacje bądź jakieś przerwy wiosenne nie jeździliśmy w takie miejsca. Żyłem w luksusie odkąd pamiętam. Nigdy mi to jakoś nie przeszkadzało, ponieważ moja rodzina nie odnosiła się z tym wszystkim jakoś strasznie. Po prostu mieliśmy dobrą sytuacje finansową i to wykorzystywaliśmy jak tylko mogliśmy. Usiadłem bokiem na schodkach, opierając się o kolumnę tarasu.
Spojrzałem w prawo na blondynkę krzątającą się w kuchni, którą widziałem przez przeszklone drzwi tarasowe.
Patrząc na nią zawsze miałem uśmiech na twarzy lub gdy o niej myślałem. Była takim moim radosnym aniołem. Wiem, że to wszystko brzmi strasznie ckliwie, ale z miłością nie wygrasz. Zawsze było we mnie coś z romantyka. Ale wracając do Cailin. Uczucie, które czułem widząc ją szczęśliwą było nie do opisania. Widać było, że czuję się tutaj dobrze. Dziadkowie dają jej to, czego potrzebowała ze strony swojej matki. Uzupełniają braki w jej życiu, tak jak i ja. Pomaganie jej jest moją ulubioną czynnością życiową. Myśl, że to ja wywołuję ten piękny uśmiech na jej twarzy jest po prostu niesamowita. Naprawdę nie wiem jak to opisać, co powiedzieć. Wiem tylko, że powinienem się cieszyć i po prostu być razem z nią szczęśliwy.
Dopiłem do końca swoją kawę i wstałem. Wróciłem do środka , zasunąłem za sobą drzwi i ruszyłem w kierunku kuchni, do Cailin.

- O właśnie cię miałam wołać – powiedziała nakrywając do stołu – musimy to wszystko zjeść bo babcia najpierw nas porwie, a później zamknie w swojej piwnicy i będzie w nas wciskać jedzenie w każdej sekundzie naszego życia – dodała, będąc lekko przerażona tą wizją. Zaśmiałem się cicho i usiadłem do drewnianego stołu. Nalałem nam do szklanek mrożonej herbaty, a następnie zacząłem nakładać każdemu ziemniaki na talerz.

- Pachnie znakomicie – powiedziałem, patrząc na talerz z mięsem, który niosłaś.

- Uwierz, że smakuje jeszcze lepiej – postawiła naczynie na stole i usiadła na krześle naprzeciwko mnie.

- Jedz i sobie nie żałuj, serio musimy zjeść to wszystko – zaśmiała się, nakładając sobie mięso i kilka sałatek na talerz.

- Miło mi się patrzy na to jak jesz – powiedziałem, łapiąc ją delikatnie za dłoń. Cieszyłem się niemiłosiernie z tego, że Cailin wraca do zdrowia i wychodzi na prostą. Posłała mi tylko lekki uśmiech i zabrała się za jedzenie. Poszedłem w jej ślady i również zabrałem się za jedzenie.

- Matko boska mogłabym wyjść za kuchnie mojej babci – blondynka jęknęła, przeżuwając powoli jedzenie, delektując się nim. Zaśmiałem się pod nosem. Ale miała racje, to serio było genialne.


Po wspólnie zjedzonym posiłku, zabraliśmy się za sprzątanie kuchni jak i salonu po naszych popołudniowych zabawach. Pochowałem albumy na miejsce wcześniej wskazane przez Cailin, kieliszki zaniosłem do kuchni do umycia, a pusty dzban po alkoholu włożyłem z powrotem do kredensu.
Może dziadki kompletnie się nie zorientują. Cały ten kredens wygląda jak jakaś wystawa, która ma tylko służyć do stania i prezentowania się.
Rozglądając się jeszcze raz po salonie, ruszyłem do blondynki myjącej naczynia w kuchni.

- Jakie plany na resztę dnia? – spytałem, siadając na wyspie kuchennej.

- Myślałam żebyśmy się gdzieś przeszli. Zaraz za lasem jest prześliczna łąka. Jeżeli chcesz mogę cię tam zabrać i ogólnie pokazać okolicę.

- Co tylko sobie życzysz księżniczko – powiedziałem z uśmiechem na twarzy i wrzuciłem sobie do buzi kilka orzeszków, które leżały w misce zaraz obok mnie. Cailin wyłączyła wodę i wytarła dłonie w ścierkę, a następnie odwróciła się w moją stronę. Westchnęła cicho i zagryzła nerwowo wargę. Męczyło ją coś. Zeskoczyłem z wyspy i podszedłem do niej, biorąc jej dłoń delikatnie w swoją.

- Nie chcę wracać do Atlanty Justin – szepnęła, patrząc się na mnie smutnym wzrokiem. Wiedziałem, że jej tu dobrze i również wiedziałem, że jak wróci do Atlanty to znowu jej się wszystko posypie łącznie z nią samą. Przyciągnąłem ją mocno do siebie i przytuliłem, całując w głowę.

- Wytrzymaj do zakończenia szkoły, a później cię stamtąd zabieram – powiedziałem, głaszcząc delikatnie jej plecy. Była taka drobna. Wiedziałem, że to nie będzie takie łatwe po prostu wynieść się z Atlanty i zostawić całe życie za sobą. Ale teraz także moim życiem była Cailin. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko żeby w końcu była szczęśliwa więc tak i też się stanie.

- A teraz ty mnie zabierasz na wycieczkę krajoznawczą – odparłem radośnie żeby jakoś ją rozchmurzyć – no dalej dalej, nie będę czekać wieczność – zaśmiałem się, prowadząc ją do przedpokoju.

- Co ja bym bez ciebie zrobiła – zarzuciła mi ręce na szyję i stanęła na palcach żeby złożyć słodkiego buziaka na moich ustach.

- Wiem czego byś nie zrobiła – poruszałem cwaniacko brwiami – dzieci – również ją cmoknąłem i się zaśmiałem. Blondynka nie była mi dłużna bo również głośno się zaśmiała.

- Zajmij się ubieraniem, a nie robieniem dzieci.



Szliśmy przez las trzymając się za ręce i napawaliśmy się ciszą oraz zapachem iglastych drzew.
Nie dziwię się, że Cailin nie chce wracać do Atlanty. Tu jest tak spokojnie i cudownie. Można powiedzieć, że to taki twój mały osobisty raj albo oaza spokoju. Słyszalne było tylko ćwierkanie ptaków i trzask łamanych gałązek pod naszymi stopami. Dookoła nie było ani jednej żywej duszy. Tylko my i przyroda. Człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego jak jest zestresowany i pochłonięty szarą i monotonną rzeczywistością dopóki nie uda się właśnie w takie miejsce. Nie masz żadnych zmartwień ani rzeczy na głowie. Jesteś po prostu ty i twoja dusza, które mogą zaznać tyle spokoju ile sobie zażyczą. Cailin nie przyjechała tutaj tylko do dziadków. Przyjechała tutaj żeby w końcu zaznać spokoju ducha. Żeby na spokojnie wziąć głęboki wdech, po prostu żeby odetchnąć. Wielkie miasto ją najzwyczajniej na świecie przytłacza.

- Jesteśmy na miejscu – z zamyśleń wyrwał mnie ciepły głos blondynki.

Otrząsnąłem się i spojrzałem na krajobraz rozciągający się przed nami.
Łąka była piękniejsza niż myślałem. Pomiędzy długimi kłosami trawy wyrastało wiele różnych kolorowych kwiatów. Panująca pogoda dodawała jej jeszcze więcej uroku. Wiatr delikatnie poruszał roślinami, a lekki blask słońca zza dreszczów chmur padał na powierzchnie łąki dodając jej nowych odcieni. Scena była prawie jak z jakiejś baśni czy bajki.
Nawet taki facet jak ja był zachwycony, więc jednak jest coś na rzeczy.

- Prawie tak pięknie jak ty – powiedziałem z przesłodzonym tonem i spojrzałem się na zielonooką.

- Aww nie mów więcej takich rzeczy – zaśmiała się, zarzucając mi ręce na szyje tym samym przybliżając się swoim ciałem do mojego.

- Zwykle laski narzekają na to, że nie jesteśmy romantyczni – wzruszyłem ramionami robiąc obojętną minę.

- Nie jestem jak inne laski – Cailin wywróciła oczami.

- Dobrze zapamiętam, ale później mi nie narzekaj, że nie jestem romantyczny – zaśmiałem się i objąłem ją w talii.

- Ścigamy się? – spytała z podekscytowaniem na twarzy. Nic nie odpowiadając, puściłem ją i rzuciłem się do biegu przez trawę.

Biegłem przed siebie, śmiejąc się i widząc kątem oka również uśmiechniętą blondynkę.
Czułem się niesamowicie. Jakbym cofnął się o kilkanaście lat wstecz do beztroskich czasów dzieciństwa. Ludzie często zapominają o tym żeby cieszyć się życiem i łapać chwilę. Wszyscy jesteśmy tak pochłonięci tym, że musimy zrobić to, nie możemy się spóźnić tam. Zatracamy się w tym całym biegu, zapominając o tym, iż naszą najcenniejszą rzeczą jest czas. Pozwalamy mu tak szybko i niezauważalnie przenikać jak piasek przesypywany przez dłonie. Jaki jest w tym wszystkim sens? Po co mamy żyć w wiecznym pośpiechu? Po prostu cieszmy się każdą sekundą naszego życia i łapmy chwilę. Tak właśnie się czułem teraz. Biegłem nie przejmując się tym czy dotrę do celu na czas czy też nie. Po prostu biegłem, ciesząc się promykami słońca muskającymi moją twarz, trawą łaskoczącą moje nagie kostki, wiatrem, który rozwiewał moje poczochrane włosy. Takie spędzanie czasu jest sensowne, a nie wieczny pośpiech.
Zatrzymałem się akurat w momencie, gdy zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Spojrzałem na blondynkę biegnącą w moją stronę. Zaczęła się śmiać na co zawtórowałem jej tym samym. Byliśmy szczęśliwi i nie zamierzaliśmy się z tym kryć.

- Robimy Dirty Dancing! – krzyknąłem podekscytowany swoją propozycją. Cailin zatrzymała się jakieś 3 metry przede mną.

- Oszalałeś? Nie damy rady! – zaśmiała się nerwowo.

- Po prostu mi zaufaj i daj się ponieść chwili – uśmiechnąłem się szeroko na wypowiedziane przeze mnie słowa.

Chwilę się wahała patrząc się na mnie niepewnie. Odchyliła głowę do tyłu pozwalając kroplom deszczu spaść na jej twarz, a następnie rzuciła się do biegu. Rozłożyłem ramiona, gotowy na to by ją złapać. Gdy do mnie podbiegła, położyłem dłonie na jej biodrach i bez żadnego problemu podniosłem na wyprostowanych rękach. Cailin odczekała chwilę, łapiąc równowagę, a następnie wyprostowała się cała, rozkładając ręce jak do lotu. Uśmiechnąłem się szeroko, odchylając głowę do tyłu tak żeby mieć na nią widok. Dziewczyna zaczęła się śmiać i piszczeć z radości. Staliśmy tak na środku łąki, pozwalając, aby krople deszczu moczyły nasze ciała i po prostu śmialiśmy się wniebowzięci całą tą chwilą. Obróciłem się kilka razy wokół własnej osi, trzymając mocno Cailin nad sobą. Poluźniłem uścisk i zacząłem ją powoli opuszczać. Schodziła kawałek po kawałeczku, ocierając się swoim ciałem o moje dopóki nasze twarze nie znalazły się na tym samym poziomie. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i uśmiechnęliśmy się szeroko. Nie zastanawiając się dwa razy, przywarliśmy do siebie ustami, zapominając o wszystkim. Czułem, że nie potrzebowałem do szczęścia nic więcej, tylko tą piękną zielonooką blondynkę. Stawała się dla mnie całym światem, zakochiwałem się w niej.

______________________________

Rozdział miał być prezentem pod choinkę od nas dla Was,
ale Lola rozchorowała sie na same święta i nie mogła ruszać się z łóżka :(
Mamy nadzieje,że nam wybaczycie i spóźniony prezent Wam się spodoba.
Piszcie co myślicie o rozdziale!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Pamiętajcie też by pisać swoje username jeśli chcecie być informowani na bieżąco :)
Do następnego xx

26 komentarzy:

  1. swietny rozdzial, taki spokojny i romantyczny:) Czekam na kolejny z niecierpliwoscia;)

    @dorothyy18

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowity :D taki słodki i romantyczny ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny ! Czekam na next ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Płakałam jak czytała.. Świetny rozdział przysięgam! Był taki cudowny. Kocham to jak piszecie i mam nadzieję, że oni już do końca będą razem. To opowiadanie zasługuje na szczęśliwe zakończenie! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietny ! Czekam na nastepny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Awww najsłodszy ! Kocham takie momenty :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Awwww.. jak romantycznie, ale zaraz cos sie pewnie posypie

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudny jak zwykle, tylko nie dawajcie dram już no błagam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział piękny :* dawno nie czytalam czegoś tak dobrego <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. awwwwwwwwc gfdsfgfdsafgdsagfads

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudo *.* te opowiadanie rozni sie od innych, mysle ze Justin pomoze Cailin inaczej spojrzec na swiat.. jestes cudowna ♥ gratuluje!
    kiedy NN?

    OdpowiedzUsuń
  13. jejku to takie słodkie! Chcę takiego Justina w trybie NOW! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja chcę następny...? Kiedy będzie ?

    OdpowiedzUsuń
  15. kiedy nowy? *_* kc:*

    OdpowiedzUsuń
  16. Zostałaś nominowana do nowego TAG'u "10 faktów o mnie". Więcej szczegółów: http://my-life-is-my-choice.blogspot.com/2015/01/10-faktow-o-mnie-tag.html
    Miłej zabawy! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. zaczynasz mnie denerwować jak nie chcesz pisać to zawieś blog a nie dajesz żmudne nadzieje innym na nowy rozdział...

    OdpowiedzUsuń